[ANALIZA] Czy Ukraina zostanie członkiem NATO?

Autor: dr Tomasz Teluk
Podziel się tym wpisem:

Już w zeszłym roku Kijów złożył formalny wniosek o przyjęcie w poczet członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jednak, jak pokazuje casus Finlandii i Szwecji, nie jest to proces łatwy, a tym bardziej nie ma co liczyć na jego uproszczenie.

Aby kraj mógł wejść do NATO musi spełniać wymagania formalne, a jego członkostwo musi zostać zaakceptowane przez wszystkich członków Sojuszu. Jednym z warunków koniecznych jest sytuacja, w której kraj nie jest stroną konfliktu zbrojnego i nie jest w sporze terytorialnym z żadnym państwem. Więc, aby ten warunek był spełniony, wojna na Ukrainie musiałaby ulec zakończeniu.

W końcu listopada zeszłego roku, sekretarz generalny Jens Stoltenberg postawił jeszcze jeden warunek dodatkowy – wojna z Rosją musi zakończyć się militarnym zwycięstwem Ukrainy. Jest to zrozumiałe, bowiem trudno sobie wyobrazić, aby Sojusz zaczął od wyzwalania terytoriów państwa, które dopiero co stało się członkiem Paktu. To oznaczałoby instrumentalne potraktowanie członkostwa.

Prezydent Wołodymyr Zełeński poinformował na przełomie września i października zeszłego roku, że Ukraina rozpoczęła formalną procedurę akcesyjną. Ukraińcy uważają, że udowodnili już na polu walki, że są wiarygodnym partnerem dla Zachodu. Jednak, dla Ukrainy cel jest jednoznaczny – za wszelką cenę pokonać Rosję, a najlepiej z militarnym wsparciem Zachodu.

Dlatego nie ma co liczyć, że proces zakończy się szybko. Wojna Ukrainy z Rosją znajduje się wciąż we wczesnej fazie i nie wiadomo, jak się potoczy. Formalnie, po otrzymaniu wniosku, NATO może wystosować do kandydata zaproszenie do rozmów, jednak musi się na to zgodzić 30 członków Paktu. To już będzie pierwsza z poważnych przeszkód, ponieważ NATO nie jest jednorodne, a Ukraina nie będzie mogła liczyć na sympatię wszystkich.

Właściwie nie ma się co rozwozić nad kolejnymi etapami, skoro już na początku widać, że spełnienie warunków brzegowych jest obecnie niemożliwe zagwarantowania przez Kijów. Wobec powyższego, akcesja tego kraju może zająć nawet dekadę, przy założeniu, że na Wschodzie zapanuje pokój i zacznie się proces odbudowy Ukrainy w sensie dosłownym i politycznym.

Według sondaży nastroje wobec Ukrainy w NATO różnią się w zależności od kraju. Według badania Ipsos, jedynie 36 proc. Niemców widzi Ukraińców w NATO. Kontrastuje to z wolą 73 proc. Polaków. 31 proc. Niemców nie che Kijowa ani w NATO, ani w Unii Europejskiej. I to jest prawdziwy problem, z którym będzie się musiała zmierzyć Ukraina w epoce powojennej.

Niemcy, będąc pod ogromnym wpływem rosyjskim, są wrogo nastawieni do Ukraińców i dotyczy to blisko jednej trzeciej mieszkańców. Natomiast takie kraje jak Polska, które chcą przeciwstawiać się zagrożeniu ze Wschodu, nazywają „twardogłowymi”, jak ostatnio napisał dziennik „Die Welt”. Niemcy nie chcą za wszelką cenę pokonania Rosji, lecz zakończenia wojny bez względu na wynik. To jest podstawowa różnica między Polską a Niemcami.

Berlin cały czas ulega rosyjskiej propagandzie. Widać to na przykładzie mizernego zaangażowania w wojskową pomoc Ukrainie. Ulega temu nawet polska opozycja parlamentarna, znajdująca się pod przemożnym niemieckim wpływem. Gen. Tomasz Drewniak cytowany w Gazecie Wyborczej twierdzi, że Ukraina nie może atakować Rosji na jej terytorium bronią pochodzącą z państw NATO, bo oznaczałoby to formalną wojnę NATO z Rosją, jeśli do ataku na terytorium Rosji użyte zostałyby zasoby z Zachodu.

„W środku nie może być komponentów zachodnich. Bo inaczej Rosja powiedziałaby, że została zaatakowana przez NATO” – twierdzi generał Drewniak. Jest to teza niedorzeczna, zważywszy, że Rosja atakuje Ukrainę arsenałem, w którym jest pełno komponentów zachodnich. Nie oznacza to więc, ani tego, że Rosja współpracuje z NATO, ani tym bardziej, że NATO zaatakowało Ukrainę, kierując się logiką  byłego inspektora sił powietrznych.

fot. twitter/@NATO

Skip to content