Birmańskie zauroczenie, czyli jak Seul inwestował w wojskową juntę

Autor: Rafał Tomański
Podziel się tym wpisem:

Ostatniego dnia marca 2021 roku w birmańskim Rangunie doszło do ostrzelania samochodu należącego do południowokoreańskiego banku Shinhan. Strzelało wojsko, ponieważ chwilę wcześniej doszło do sprzeczki w punkcie kontrolnym. W Birmie dwa miesiące wcześniej przeprowadzono zamach stanu i władza na ulicach trafiła w ręce żołnierzy.

Setkami ginęli cywile, którzy nie zgadzali na powrót do czasów znienawidzonej junty wojskowej. Jednak gdy 31 marca w służbowym aucie koreańskiego banku zginął jeden z miejscowych pracowników, Seul doradził swoim obywatelom opuszczenie Birmy.

Powrót władzy generałów

Według koreańskich danych w Birmie znajdują się przedstawicielstwa co najmniej 220 południowokoreańskich przedsiębiorstw. Na terenie kraju przebywało wówczas ok. 3,5 tys. Koreańczyków z Południa. Resort spraw zagranicznych radził po ataku na pracowników banku jak najszybsze opuszczenie Birmy.

Ogarnięty zamachem stanu kraj wraca do stanu władzy generałów, który trwał niemal pół wieku od 1962 do 2011 roku. Miało być lepiej i demokratycznie, jednak wojsko ponownie sięgnęło po sprawdzone metody brutalnej pacyfikacji każdego, kto nie zgadza się z jego rządami. Niezwykle potrzebująca inwestycji Birma zdaje się wracać do stanu państwa na własne życzenie wykluczającego się z mechanizmów międzynarodowych. Czy jest możliwy powrót do normalności? Okazuje się, że udział Korei Południowej jest w tym przypadku nie do przecenienia i nie do pominięcia pod względem historycznym.

Początkowy prymat Korei Północnej

Południe przez lata po wojnie domowej (1950-1953) nie było w stanie dorównać poziomem rozwoju gospodarki komunistycznej Północy. Sytuacja zaczęła się odwracać na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku, gdy Seul dostał ogromne wsparcie ekonomiczne od Stanów Zjednoczonych w zamian za wysłanie dziesiątek tysięcy żołnierzy na front w Wietnamie.

Południowokoreańczycy zapadli w pamięć w Indochinach jako oddziały niezwykle brutalne, jednak pomimo tego Hanoi nie żywi do Seulu urazy (jak na przykład ma to miejsce na linii Tokio z Pekinem czy Tokio z Seulem z powodu brutalności japońskiej armii okupacyjnej podczas II wojny światowej) i koncerny z Południa szeroko inwestują w Wietnamie. Od 2017 roku trenerem wietnamskiej piłkarskiej kadry narodowej jest nawet Koreańczyk z Południa, Park Hang-seo. Reklamy z jego udziałem można znaleźć w wielu dziennikach.

Korea Południowa – największy inwestor w Wietnamie

Południe jest obecnie największym inwestorem zagranicznym w Wietnamie, a południowokoreańskie produkty symbolizują wysoką jakość w przeciwieństwie do chińskich, traktownych jak podróbki.

W prowincji Bac Ninh, około 50 km na wschód od Hanoi, rozciąga się ogromny teren należący do fabryki Samsunga. To prawdziwe południowokoreańskie miasteczko niedaleko wietnamskiej stolicy. W pobliskim Bac Ninh, mieście o tej samej nazwie co cała prowincja, prawie wszystkie sklepy mają już dwujęzyczne szyldy. Wietnamczycy słuchają także K-popu i oglądają koreańskie seriale. Niepamięć o przeszłości wobec jednej Korei istnieje wraz z pamięcią o przyjaźni z drugą.

Cmentarz w prowincji Bac Giang

Korea Północna podczas tej samej wojny, którą toczyły na Półwyspie Indochińskim Stany Zjednoczone, wysyłała do Wietnamu swoich pilotów. 20 km na wschód od fabryki Samsunga, w prowincji Bac Giang jest cmentarz żołnierzy Północy, którzy polegli za bratni Wietnam. To 12 pilotów myśliwców i dwóch techników, najmłodszy z nich, Won Hong-san miał zaledwie 19 lat. Podczas wizyty Kim Dzong Una w Hanoi (w stolicy Wietnamu Kim spotykał się z ówczesnym prezydentem USA Donaldem Trumpem pod koniec lutego 2019 roku) na cmentarzu pojawia się wiele delegacji i reporterów. Na chwilę mają okazję zmierzyć się z tragedią wojny i zadumać nad kruchością życia.

Sam miałem tam problemy ze znalezieniem drogi i posiłkowałem się co kilkaset metrów wietnamskim Google Maps, czyli pytając mieszkańców. Cmentarz na co dzień jest zamknięty, ale ostatnia z pań, którą proszę o pomoc, sama jedzie po mężczyznę, który opiekuje się grobami od dekad. To były żołnierz, który pamięta tych, którzy leżą w Bac Giang. 14 płyt stoi w dwóch rzędach obok ołtarza pod zadaszeniem. Prowincja przeznaczyła na upamiętnienie żołnierzy z Północy hektar ziemi.

Fiasko szczytu

Spodziewano się, że Kim Dzong Un, będąc w Wietnamie, odwiedzi fabrykę Samsunga. Szczyt zakończył się fiaskiem, przywódca nie wyszedł na miasto, jak zrobił to w przeddzień pierwszego spotkania z Trumpem w Singapurze rok wcześniej.

Zamiast niego pod miasto Hajfong – tym razem było to na terenie prowincji Quang Nin, ponieważ Hajfong ma status miasta wydzielonego na wzór Hanoi i Sajgonu (w Wietnamie jest takich miast łącznie pięć) – pojechali jego wysłannicy, by zobaczyć na żywo fabrykę VinFast. To jeden z gospodarczych cudów, którym Wietnam chwali się najbardziej.

Półwysep Koreański niczym Wietnam z czasów wojny

Półwysep Koreański podzielony od siedmiu dekad umowną granicą na 38. równoleżniku bardzo przypomina Wietnam z czasów wojny. Wtedy Wietnamczycy mieli podobny podział na komunistów i kapitalistów, a linia przebiegała na poziomie 17. równoleżnika.

„Dwoistość” historii Koreańczyków odcisnęła się także na stosunkach z Birmą. Oficjalne stosunki dyplomatyczne Seul nawiązał z ówczesną stolicą kraju Rangunem w 1975 roku, ale przełom w relacjach nadszedł dopiero w kolejnej dekadzie. Wówczas nie żył już zabity w zamachu prezydent Park Chung-hee, a jego następca Chun Doo-hwan (do dziś sądzony za brutalne pacyfikacje prodemokratycznych protestów) był zaopatrzony w sukces birmańskiego dyktatora Ne Wina. Po objęciu władzy Chun udał się z wizytą do swojego „mistrza”, ale doszło wtedy do niespodziewanego zwrotu akcji.

Zamach dziełem agentów Korei Północnej

9 października 1983 roku prezydent Chun miał odwiedzić w Rangunie grób Aung Sana, ojca powojennej Birmy (jego córką jest Aung San Suu Kyi, noblistka, symbol prodemokratycznych ruchów w Birmie, którą podczas obecnego przewrotu wojsko odsunęło od władzy). Niedługo przed pojawieniem się spóźniającego się Koreańczyka przy grobie wybuchła bomba. Zginęło 17 obywateli Korei, w tym wicepremier, szef prezydenckiej kancelarii oraz minister spraw zagranicznych. Za zamach odpowiadali agencji Korei Północnej, którzy nie chcieli zbliżenia Południa z bardziej bratnią z perspektywy reżimu, bo socjalistyczną, Ne-Winowską Birmą.

Konsekwencje okazały się jednak odwrotne. To Birma skierowała większą uwagę na Koreę Południową i otworzyła się na tamtejsze koncerny. Ten sojusz widać po dziś dzień, bowiem według danych ONZ z 2019 roku sześć z 14 przedsięwzięć typu joint venture birmańska armia zawarła z firmami z Korei Południowej.

Od końca lat 80. XX wieku oba kraje poszły odmiennymi drogami. Po masowych protestach w 1987 roku i wcześniejszych tłumionych krwawo w 1980 na Południu, wprowadzono powszechne wybory, a generałowie stopniowo i już bez utrudniania przekazali władzę partiom politycznym.

W Birmie z kolei Ne Win ustąpił po buncie obywateli z 8 sierpnia 1988 roku (tzw. rewolucja 8888), ale junta trwała do 2011, a jak pokazuje obecne doświadczenie, nie oddała władzy w pełni i gotowa do ataku przeprowadziła kolejny pucz 1 lutego 2021 roku.

Noblista apeluje o przymusową demokratyzację Birmy

Najsłynniejszy południowokoreański demokrata i przy okazji laureat pokojowej Nagrodę Nobla, Kim Dae-jung wspierał działania Aung San Suu Kyi. Kim jako prezydent na początku XXI wieku znany był z pisania listów do trzymanej latami w areszcie domowym Suu Kyi i apelowania na forum międzynarodowym o przymuszenie Birmy do demokracji. Konsekwencje okazały się połowiczne.

Junta dekadę temu dała na chwilę za wygraną, Birmańczycy mogli poczuć namiastkę normalności i doświadczyć między innymi produktów popkultury z Południa. Dowiedzieli się, że w 2016 roku masowe uliczne protesty w Seulu doprowadziły do impeachmentu ówczesnej pani prezydent (co ciekawe, podobnie jak Suu Kyi jest córką założyciela kraju, odsunięta za korupcję Park Geun-hye jest córką wspomnianego prezydenta-dyktatora Park Chung-hee), że można było władzy sprzeciwić się bez lęku o życie. I jeszcze do tego osiągnąć swój wymarzony cel. Kontakt ze światem w birmańskich realiach przynosi jednak rozczarowanie, bo to, co udało się w Korei Południowej w Birmie kończy się masakrą.

Jak dowodzą odtajniane w ostatnich miesiącach na wniosek rządzących Południem liberałów, odsunięci w 2016 roku konserwatyści chcieli spacyfikować wspominane uliczne marsze w Seulu tak samo, jak robi to u siebie birmańska armia. Istniały dokładne plany użycia konkretnych jednostek wojskowych, także z możliwością skierowania na centrum miasta i setek tysięcy ludzi czołgów.

Wspomnienia z krwawo stłumionego protestu

Dla Koreańczyków przywodzi to na myśl protest z maja 1980 roku (upamiętnia się go pod hasłem rewolucja z 18 maja), gdy do miasta Gwangju, które mówiło prezydentowi Chun Doo-hwanowi „dość”, wysłano żołnierzy, a w odwodzie były także uzbrojone w karabiny maszynowe helikoptery. Według niektórych i tak ich użyto masakrując demonstrantów z powietrza.

Historia pokazuje, jak dwa z pozoru całkowicie różne od siebie kraje, mogą mieć o wiele więcej punktów styczności niż się wydaje. Być może warto z tych wspólnych doświadczeń korzystać, żeby rozwiązywać palące problemy, z których teoretycznie nie ma jak wyjść.

Autor jest dyrektorem Działu Chin i Azji Wschodniej Europejskiego Centrum Projektów Pozarządowych, byłym korespondentem Polskiej Agencji Prasowej z Pekinu.

Skip to content