Chińczycy nie trzymają się mocno. Dlaczego dla gospodarzy to nie będą udane igrzyska?

Autor: Michał Banasiak
Podziel się tym wpisem:

Fot. EPA

To był dla Chin propagandowy cel numer jeden na letnie igrzyska olimpijskie w Pekinie w 2008 roku: wygrana w klasyfikacji medalowej.

Udało się.

Chińscy sportowcy triumfowali w 48 konkurencjach, zdobyli łącznie 100 medali i zespołowo zdecydowanie pokonali Amerykanów, deklasując trzecich Rosjan. Teraz igrzyska wracają do Pekinu, ale nikt się nie łudzi, że sukces sprzed 14 lat można powtórzyć. Analitycy z Nielsen Gracenote szacują, że chińskich sportowców stać na zdobycie sześciu złotych medali. Z takim wynikiem mogliby liczyć na zajęcie 5-8 miejsca w klasyfikacji medalowej. Lepsze niż siódme i tak byłoby najlepszym wynikiem w historii.

Szukanie przepisu na medalistę

Dyscyplin zimowych Chińczycy dopiero się uczą. Na łyżwach idzie im już nieźle: 49 ze swoich 62 medali zdobyli w łyżwiarstwie szybkim, figurowym i w short tracku. Trzeba się z nimi liczyć także w narciarstwie dowolnym (11 medali). W pozostałych dyscyplinach występowali dotąd głównie w roli statystów. Ale tym razem może być inaczej. O ile nie ma co spodziewać się obecności chińskich sportowców w czołówce biegów narciarskich, skoków czy na alpejskich szlakach, to w bobslejach czy saneczkarstwie mogą zaskoczyć. Ich największym atutem będzie najlepsza spośród wszystkich uczestników znajomość nowo wybudowanych na igrzyska obiektów.

Chińscy zawodnicy mogli zaliczyć, powiedzmy, 400 przejazdów, podczas gdy wszyscy inni dostaną po 45. To ogromna przewaga – mówi Jeff Pain, były kanadyjski skeletonista, zatrudniony przez chińską federację krótko po przyznaniu igrzysk Pekinowi. Dziś już tam nie pracuje, ale jego przyjście było częścią planu na skok jakościowy sportowców zza Wielkiego Muru. Plan zakładał zatrudnienie zagranicznych fachowców, którzy w najgorszym razie pomogą gospodarzom uniknąć kompromitacji, a w najlepszym – powalczyć o medale. Twarzami tego projektu zostali Ole-Einar Bjoerndalnem i Daria Domraczewa – w sumie 19-krotni medaliści igrzysk – trenujący chińskich biathlonistów.

Inną składową planu było przebranżowienie chińskich sportowców. W siedem lat, liczonych od momentu ogłoszenia gospodarzy igrzysk, trudno wychować nowych mistrzów, dlatego nastąpiła fala przyuczania np. lekkoatletów do dyscyplin zimowych. Przykładem skeletonista Geng Wenqiang, rywalizujący kiedyś w skoku w dal, czy były długodystansowiec Chen Degen, który w 2019 roku po raz pierwszy… zobaczył śnieg. Lada moment będzie po nim biegał na olimpijskich trasach.

O tym, że plan się rozsypał świadczą jednak dwie rzeczy: Pain przestał pracować z kadrą w 2019 roku. Wenqiang sensacyjnie wypadł z olimpijskiej drużyny 1,5 tygodnia przez igrzyskami. Powód? Pain, mimo wysokiej gaży, nie chciał dłużej pracować tak daleko od domu. Wenqiang ogłosił, że sam nie wie, dlaczego wyleciał ze składu.

Szybcy na lodzie

Ponad połowę wywalczonych dotychczas medali – a także 12 z 13 złotych – Chińczycy zdobyli w short tracku. W, nomen omen, krótkiej olimpijskiej historii tego sportu (zadebiutował w Albertville w 1992) lepsza jest tylko Korea Południowa. Tym razem największe nadzieje gospodarze igrzysk też wiążą z tą dyscypliną. W każdej konkurencji wystawią maksymalną liczbę pięciu zawodniczek bądź zawodników.

W biegu na 500 metrów tytułu sprzed czterech latach będzie bronił Wu Dajing. Na dłuższych dystansach faworytem do medalu jest Ren Ziwei, który w Pjongczangu razem z Wu sięgnął po srebro w sztafecie. Złoto zdobyli wówczas Węgrzy – połowę drużyny stanowią tam bracia Shaolin Sandor i Shaoang Liu, których ojciec jest Chińczykiem.

Na łyżwiarskim długim torze kandydatami do medali są Gao Tingyu i Ning Zhongyan. Pierwszy z nich – jeden z chorążych drużyny narodowej – zdobył brąz na ostatnich igrzyskach, drugi w ostatnich miesiącach seriami bił rekordy życiowe i kraju.

O reprezentantach Chin powinniśmy też usłyszeć w relacjach z zawodów łyżwiarzy figurowych: w rywalizacji par sportowych będą się liczyć dwukrotni mistrzowie świata i srebrni medaliści z Pjongczangu Sui Wenjing i Han Cong. Na podium spróbuje wskoczyć czwarty na ostatnich igrzyskach Jin Boyang.

Akrobaci na medal

Kiedy jestem w Stanach, czuję się Amerykanką, ale w Chinach jestem Chinką – mówi o sobie 19-letnia narciarka dowolna Eileen Feng Gu. Córka Amerykanina i Chinki do 2019 reprezentowała USA, od trzech lat medale zdobywa dla ojczyzny swojej matki.

W Pekinie z „transferu” z pewnością są zadowoleni. Z ostatnich mistrzostw świata, igrzysk olimpijskich młodzieży i zimowych X-Games Feng Gu przywiozła łącznie sześć złotych medali. Teraz powalczy o trzy kolejne: w big air, halfpipe’ie i slopestyle’u. Zdobyte przez nią medale wizerunkowo będą się liczyć podwójnie, bo gdyby nie zmiana barw, poszłyby na konto Stanów Zjednoczonych. Nie ma się co dziwić, że gdy zdecydowała się reprezentować Chiny, spotkał się z nią sam Xi Jinping.

Eileen Fen Gu to chińska nadzieja na trzy medale w narciarstwie dowolnym. /Fot. USA Today.

Narciarski freestyle to też szansa na kolejne medale dla Xu Mengtao i Jia Zongyanga. Oboje stali na podium w Soczi w 2014, a Zongyang także w Pjongczangu. To jedni z najbardziej doświadczonych zawodników w chińskiej kadrze, a co najważniejsze – wciąż światowa czołówka.

Medale – póki co wirtualnie – specjaliści z Nielsen Gracenote przyznają też Chinom w snowboardowej rywalizacji pań w halfpipe’ie, gdzie gospodarze wystawią trzy mocne zawodniczki – Cai Xuetong, Liu Jiayu i Qiu Leng. Wśród panów – w  slopetyle’u i big air – może zabłysnąć 18-letni Su Yiming.

Mierzą siły na zamiary

Honoru gospodarzy będzie bronić aż 171 zawodników – ponad dwa razy więcej niż cztery lata temu. W Pjongczangu Chiny wywalczyły 9 medali, ale tylko jeden złoty. Pod tym względem były to dla nich najgorsze igrzyska od Nagano ’98, gdzie po raz ostatni żaden z chińskich reprezentantów nie zdobył złota.

Nieistotne ile złotych medali zdobędą chińscy sportowcy. Bardziej obchodzi mnie motywacja i energia, którą zyskamy dzięki tym igrzyskom na przyszłość – mówi o występach swoich rodaków prezydent Xi Jinping. I trzeba się w tym doszukiwać racjonalnej oceny chińskich możliwości. Buńczuczne zapowiedzi nic by tu nie dały: byłyby tylko próbą zaklinania rzeczywistości, która przecież szybko by je zweryfikowała.

Chińczycy wiedzą, że z dnia na dzień można wskoczyć do sportowej czołówki, ale sam szczyt to już co innego. Choć oczywiście zrobili wszystko, by się do tego szczytu zbliżyć. Ściągnięcie trenerów zza granicy, promowanie zimowych dyscyplin wśród amatorów, budowa profesjonalnych aren. Okazało się jednak, że nawet najlepsi szkoleniowcy nie są cudotwórcami, nowoczesne obiekty same medali nie zdobywają, a sport masowy i zawodowy to dwie zupełne inne sprawy. Według chińskich władz od 2015 roku w zimowych dyscyplinach sprawdziło się ponad 300 milionów Chińczyków. Być może znajdzie to przełożenie na sukcesy w zawodowym sporcie, może nawet na olimpijskie medale.

Ale jeszcze nie teraz.

Skip to content