Chiński smok pofrunął wysoko. Czy Chiny będą zimową potęgą sportową?
fot. Reuters
Chińscy sportowcy zajęli trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej igrzysk w Pekinie. Zdobywając 9 złotych medali pobili własny rekord zimowych startów i wyprzedzili w tabeli Amerykanów. Ale te igrzyska miały też drugą twarz – polityczną.
I tu też Chiny odniosły sukces.
Historyczny start
Nieistotne ile złotych medali zdobędą chińscy sportowcy. Bardziej obchodzi mnie motywacja i energia, którą zyskamy dzięki tym igrzyskom na przyszłość – mówił przed igrzyskami przewodniczący ChRL Xi Jingping. Ta rzekoma „nieistotność” złotych krążków wynikała z przekonania, że chińskich sportowców nie stać na wygranie klasyfikacji medalowej igrzysk. A skoro tak, z punktu widzenia władzy lepiej było wziąć na sztandar hasło „liczy się udział, a nie zwycięstwo” i udawać, że każdy wynik sportowy będzie dobry.
Ale przecież nie po to Chińczycy zatrudnili w roli trenerów tabun byłych gwiazd zimowego sportu, nie po to na szybko przebranżawiali lekkoatletów w biegaczy narciarskich, nie po to rozdawali paszporty chętnym do gry w reprezentacji hokeja, żeby zadowolić się jakimkolwiek rezultatem. Kilka lat to za mało, by z kraju bez tradycji w sportach zimowych, bez odpowiednich obiektów i ze śladową ilością zawodników w większości olimpijskich dyscyplin, zrobić sportową potęgę. Ale to wystarczający czas, by przy odpowiednich nakładach, wydobyć z własnych zasobów absolutne maksimum.
I to się udało.
Chińczycy zdobyli w sumie piętnaście medali, z czego aż dziewięć miało złoty kolor. W klasyfikacji medalowej ustąpili jedynie Norwegii i Niemcom, którzy obłowili się w medale w lodowej rynnie (w saneczkarstwie, skeletonie i bobslejach wygrali 9 z 10 konkurencji). To najlepszy wynik w historii chińskich startów na zimowych igrzyskach. Znacznie lepszy niż najwyższe dotąd siódme miejsce z Vancouver z 2010 roku.
Po raz pierwszy Chiny znalazły się w zimowej tabeli przed USA. I chociaż to dużo ponad przewidywanych przez analityków 5-6 złotych medali, część chińskich kibiców jest… rozczarowana.
Wbrew pozorom wiele osób niezaznajomionych z sytuacją sportów zimowych w Chinach było zaskoczonych że „jak to nie jesteśmy pierwsi”, szczególnie w momencie w którym Chiny plasowały się w okolicach 6 czy 7 miejsca w tabeli. Chińczycy widzą swój kraj jako sportową potęgę, co przejawiało się wieloma postami z pytaniami dlaczego reprezentacji idzie tak słabo – mówi Weronika Truszczyńska, Polka mieszkająca w Szanghaju, youtuberka, współprowadząca podcast „Mao powiedziane”.
W przyzwyczajonym do propagandy sukcesu społeczeństwie, każdy wynik poza zwycięstwem odbierany jest jako porażka.
200% normy
Chińską królową śniegu została 19-letnia Eileen Gu. Urodzona i wychowana w USA trzy lata temu zdecydowała się reprezentować ojczyznę mamy – Chiny. W swoim pierwszym starcie zdobyła złoto. W dwóch następnych dorzuciła kolejne i srebro. Nie zawiedli też inni kandydaci do medali: młody snowboardzista Su Yiming, para łyżwiarzy figurowych Sun Wenjing/Han Cong i panczenista Gao Tingyu. Chińskich kibiców ucieszyły dwa złota wywalczone w popularnym w kraju short tracku.
Powodem zainteresowania jest ostra konkurencja między Chinami, Japonią i Koreą. Zresztą motyw konkurencji – niekoniecznie tej sportowej – przewijał się przez całe igrzyska Na Weibo widziałem zestawienie zdjęć „magiczne momenty”: uściski sportowców, uśmiechy, piątki – jeden z najpopularniejszych komentarzy: nie ma tu Koreańczyków, Koreańczycy nie mają ducha sportowego – komentuje Krzysztof Pawliszak, obserwator Chin.
Nawet w hokeju, w którym Chińczycy obawiali się kompromitacji, nie poszło tak źle. Drużyna hokeistek otarła się o wyjście z grupy. Panowie co prawda przegrali wszystkie cztery mecze, ale nawiązali wyrównaną walkę z Niemcami, a spotkania z faworyzowanymi Amerykanami i Kanadyjczykami zakończyli porażkami w akceptowalnych rozmiarach. A przecież jeszcze w listopadzie Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie rozważała wykluczenie chińskiej drużyny z uwagi na niski poziom sportowy.
Koronaloteria
Cieniem na igrzyska na pewno kładą się wyśrubowane restrykcje pandemiczne, wcielone w życie przez organizatorów. Na tak ostre podejście do testowania i tak dokładne pilnowanie olimpijskiej bańki nie nalegał nawet MKOl. W rezultacie niektórzy zawodnicy w ogóle nie mogli do Pekin przylecieć, a inni – jak Natalia Maliszewska – do końca nie wiedzieli, czy będą mogli wystartować. Niejednoznaczne wyniki testów na covid-19 wywoływały podejrzenia i miały wpływ na wyniki niektórych konkurencji.
Do kuriozalnej sytuacji doszło w hokejowym meczu pań. Rosjanki nie przedstawiły negatywnych wyników testu na koronawirusa, więc Kanadyjki odmówiły gry. Ostatecznie obie reprezentacje wyjechały na lód… w maseczkach.
Restrykcyjne podejście kreowało problemy, ale z punktu widzenia gospodarzy miało też swoje zalety.
Chińczycy boją się koronawirusa i jakiekolwiek przypadki zakażenia osób z zewnątrz bańki olimpijskiej na pewno rzuciłyby cień na imprezę. Tak się nie stało i sukces ten na pewno będzie celebrowany, również politycznie – przewiduje Weronika Truszczyńska.
Pandemia stała się też wygodną wymówką, aby odciąć uczestników igrzysk – w tym dziennikarzy – od chińskiego społeczeństwa i jego problemów. Igrzyska w bańce były łatwiejsze do kontrolowania.
Mogły stać się okazją, żeby za chiński mur zajrzeć. Ale pandemia skutecznie go uszczelniła.
I przy okazji zabiła atmosferę igrzysk. Wbrew słowom przewodniczącego MKOl. Thomasa Bacha, który w czasie ceremonii zamknięcia mówił o „wyjątkowym duchu olimpijskim”.
Chińczycy oglądali igrzyska w domach czy to na telewizorach czy to poprzez streaming i oczywiście chętnie dyskutowali w social mediach. Zupełnie inną kwestią jest to czy ten klimat udzielał się w przestrzeniach publicznych i tu mam wrażenie że zupełnie nie. Widać było reklamy ze sportowcami czy produkty z symbolem pięciu kół ale to tyle. Nie organizowano stref olimpijskich w miejscach publicznych, sama nie widziałam też sklepów gadżetami olimpijskimi znanych choćby z roku 2008 – mówi Weronika Truszczyńska.
Nie było zagranicznych kibiców – sportowców dopingowali jedynie członkowie delegacji i zwożeni autobusami Chińczycy, z zaangażowaniem odgrywający role fanów.
Pijar na medal
Igrzyska to z pewnością polityczny sukces Chin i Xi Jinpinga. Nie udał się dyplomatyczny bojkot, zainicjowany przez Stany Zjednoczone. Dołączyło do niego nieliczne grono krajów, choć trzeba oddać, że szereg kolejnych obniżył rankę wysyłanych do Pekinu delegacji.
Oficjalnym powodem bojkotu było systemowe łamanie praw człowieka przez Chiny, w tym prześladowanie mniejszości ujgurskiej. Chińska taktyka ignorowania tych zarzutów okazała się skuteczna. Temat Ujgurów w czasie igrzysk był kompletnie zmarginalizowany, a gospodarze pozwolili sobie nawet na wbicie krytykom szpilki, poprzez oddelegowanie do zapalenia znicza olimpijskiego narciarki ujgurskiego pochodzenia.
W ceremonii otwarcia uczestniczyło ponad 20 państwowych przywódców. I choć z szeroko pojętego świata Zachodu byli wśród nich tylko Andrzej Duda i Henryk, wielki książę Luksemburga, to Chiny się tym nie przejęły. Xi spotkał się z w zasadzie wszystkimi liderami krajów Azji Środkowej pokazując, że świat nie kończy się na europejsko pojętym Zachodzie.
Do Pekinu przybył też Władimir Putin. Plotki głosiły, że Xi namawiał rosyjskiego prezydenta, aby ten, jeśli ma plany napaści na Ukrainę, poczekał z ich realizacją do końca igrzysk. Jeśli rzeczywiście tak było, nie do końca można uznać, że Putin swoje zadanie zrealizował. Rosyjskiej inwazji w czasie igrzysk co prawda nie było, ale narastające napięcie w Donbasie i prowokacyjne ostrzały donbaskich separatystów, skutecznie przejęły medialne nagłówki w drugim tygodniu igrzysk.
Na nagłówki trafili też ukraiński skeletonista Władysław Heraskiewicz oraz dwójka narciarzy dowolnych: Ukrainiec Ołeksandr Abramenko i Rosjani Ilja Burow. Prostota ich gestów (kolejno transparent z wołaniem o brak wojny i przyjacielski uścisk po wywalczeniu medali) pokazała, że nawet kiedy polityka wchodzi z butami na olimpijskie areny, to sami sportowcy chcą po prostu spokojnie rywalizować, a po zawodach wrócić do bezpiecznych i spokojnych domów.
Igrzyska zakładnikiem polityki
Chiny zyskały, wizerunkowo znów stracił MKOl. Komitet już przed igrzyskami mierzył się z krytyką za przyznanie igrzysk Chińczykom, którą próbował po prostu ignorować. A jeśli już pojawiały się jakieś komentarze, przewodniczący Thomas Bach najczęściej wcielał się w adwokata gospodarzy.
Jak wtedy, gdy publicznie pokazywał się Peng Shuai, chińską tenisistką, która kilka miesięcy temu oskarżyła byłego wicepremiera Chin o molestowanie. Od tamtej pory była już zawodniczka zachowuje się co najmniej dziwnie: długi czas była nieuchwytna dla mediów, składała niezrozumiałe oświadczenia, w końcu wycofała się z oskarżeń o nadużycia seksualne. Nie opuszcza kraju. Tymczasem Bach kilkukrotnie zapewniał, że ze Shuai wszystko jest w porządku i nie ma powodów, by rozgrzebywać temat.
Nie wiadomo na ile postawę Bacha można wiązać z jego popiersiem, odsłoniętym w czasie igrzysk w alei olimpijskiej w Pekinie.
Dobrej prasy ruchowi olimpijskiemu nie przyniosła też sprawa Kamiły Walijewej. Niespełna 16-letnia łyżwiarka figurowa stała się bohaterką jedynego na tych igrzyskach skandalu dopingowego. Jedynego, ale pełnego brudnej polityki. Pozytywny wynik testu antydopingowego Rosjanki został ogłoszony po zdobyciu przez nią złotego medalu w konkurencji drużynowej. Sęk w tym, że dotyczył próbki pobranej na innych zawodach, 6 tygodni wcześniej… Sprawa stała się polityczna. Amerykanie żądali dyskwalifikacji drużyny Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. MKOl. poprzestał na odwołaniu ceremonii medalowej (przy tymczasowym zachowaniu wyników z lodowiska).
Potęga w budowie?
Na letnich igrzyskach w 2008 roku Chińczycy zdobyli 100 medali. Wygrali 48 konkurencji. Tego wyniku nie udało im powtórzyć na kolejnych imprezach, a niektórzy z sensacyjnych medalistów szybko przepadli, pozostawiając świat z pytaniami o uczciwość rywalizacji.
Tamten wynik to było maksimum. Piętnaście medali zimą to wynik bardzo dobry, ale też taki, który można poprawić. Zwłaszcza, że medale dla Chin zdobywali przede wszystkim młodzi sportowcy – za cztery lata (niektórzy też za osiem i dwanaście) nadal mogą walczyć o olimpijskie podium.
Czy to oznacza, że Chiny dołączą do grona zimowych potęg sportowych?
To zależy od podejścia władz. Przygotowaniu reprezentacji do startu na tych igrzyskach poświęcono dużo uwagi i pieniędzy, które może być trudno utrzymać, skoro misja Pekin 2022 dobiegła końca. Z drugiej strony, jej efektem jest nie tylko worek medali, ale też masowe zainteresowanie zimowymi dyscyplinami.
Weibo codziennie buzowało olimpiadą. Praktycznie codziennie w pierwszej 50 była olimpiada, przynajmniej w kilku tematach – mówi Krzysztof Pawliszak.
Już przed igrzyskami władze chwaliły się, że do jazdy na nartach, łyżwach czy desce udało się przekonać ponad 300 milionów obywateli. Dwa razy więcej Chińczyków śledziło relacje z igrzysk w telewizji.
Nie w chińskim stylu byłoby ten kapitał zmarnować.