Coraz bliżej okrążenia Kijowa
Po tygodniu walk na Ukrainie sytuacja się klaruje. Rosjanie kierują większość swoich sił na stolicę, która jest kluczowa dla ich planów.
Po początkowej fali niepowodzeń i nieudanym rajdzie, rosyjska armia w swej masie konsekwentnie posuwa się naprzód ku Kijowowi. Agresor stara się okrążyć stolicę, aby przypuścić ostateczny atak z wszystkich stron. Trwają walki w miejscowościach położonych na północ i zachód od miasta, ofensywa ze wschodu prze w stronę Dniepru.
Triumfalistyczne doniesienia ukraińskich mediów, powtarzane przez zachodnie stacje, nie mogą jednak zmienić realnej sytuacji na froncie. Fakty są takie, że po początkowych niepowodzeniach, strategia zdobycia stolicy za wszelką cenę jest konsekwentnie realizowana, o czym świadczy kilkudziesięciokilometrowy konwój ludzi i sprzętu na północ od miasta.
Mimo, że Rosjanie wytracili impet, wyciągnęli także wnioski. Zdecydowali się na wojnę totalną, już bez ograniczania strat wśród ludności cywilnej. Świadczą o tym zmasowane ostrzały miast, nie tylko Kijowa, ale Charkowa, Żytomierza, Chersonia czy Mariupola. Wróćmy jednak do stolicy, bo jest ona kluczowa dla całej operacji. Na razie główne siły trzymane są w bezpiecznej odległości, 30-40 od miasta, a wpuszczane oddziały są rozbijane.
Bardzo ciekawą analizę dotyczącą możliwych scenariuszy przedstawił prof. Grzegorz Górski. Według jego analizy okrążenia można spodziewać się w ciągu kilku dni, natomiast zajęcie wschodniej Ukrainy zajmie Rosjanom dalsze trzy tygodnie. W ten sposób Ukraina zostanie podzielona na dwie części – Noworosję, z siedzibą w Kijowie, gdyby udało się zająć stolicę oraz zachodnią część, oddaną wpływom Unii Europejskiej.
Rosja mogłaby wówczas przeczekać do czasu zmiękczenia stanowiska państw zachodnich i stopniowo odbudowywać swą pozycję międzynarodową, gdyby na czele państwa pozostał Władimir Putin. Gdyby jednak doszło do zmiany władzy na Kremlu, pod jakimkolwiek pozorem, Rosja mogłaby wcześniej wrócić do gry. Zwłaszcza, gdyby na czele stanął jakiś „fałszywy Gorbaczow”, który zwiódłby UE intratnymi kontraktami na odbudowę Ukrainy, a w rzeczywistości przygotowywałby Rosję do nowej wojny.
Stany Zjednoczone i NATO wobec wydarzeń zachowują bezpieczny dystans. Joe Biden w swoim orędziu powtórzył, że Amerykanie nie wyślą swoich wojsk i nie będą walczyć za wolną Ukrainę. Strona polska zdementowała też pogłoski o tym, że udostępni swoje lotniska do realizowania operacji przez lotnictwo ukraińskie. Prezydent Andrzej Duda zaznaczył to stanowczo podczas wizyty szefa NATO Jensa Stoltenberga w naszym kraju.
To, z czym będzie musiała teraz mierzyć się Polska to kryzys humanitarny, związany z napływającą, gigantyczną falą uchodźców, którzy chcą przekroczyć wschodnią granicę. Wraz z rozwijającą się kampanią wojenną na Ukrainie, zwiększy się także zagrożenie bezpieczeństwa narodowego. Możliwe są także prowokacje i akty sabotażu na terenie naszego kraju, których pierwsze oznaki obserwujemy już w warstwie informacyjnej.