Coraz mocniejsze prorosyjskie nastroje w Mołdawii
Prorosyjski wiec, w którym uczestniczyło ponad 50 tyś. osób, sparaliżował stolicę kraju. W Kiszyniowie demonstrowali sympatycy prorosyjskiej partii Sor, za którą może stać FSB.
Protestujący zgromadzili się przed budynkiem prokuratury generalnej, domagając się ustąpienia proeuropejskich polityków: prezydent Mai Sandu oraz premie Natalii Gavrility. Sam Ilan Sor, założyciel ugrupowania ukrywa się w Izraelu, w związku z zarzutami o korupcję. Mołdawskie służby twierdzą, że za politykiem stoi Moskwa. Celem partii ma być destabilizacja sytuacji w kraju. O sprawie pisał m.in. Washington Post.
W trakcie protestów zatrzymano 60 osób. Manifestanci próbowali zablokować Kiszyniowa, blokując nawet przejazd karetek pogotowia. Policja identyfikowała i aresztowała najbardziej krewskich prowokatorów.
Ciężka sytuacja w czasie wojny na Ukrainie daje też znać o sobie w tym kraju. Ataki na ukraińską infrastrukturę energetyczną, powodują, że z brakami energii zmagają się też Mołdawianie. Powodem są blackouty bezpieczeństwa, które dotykają systemy energetyczne. Mołdawia importuje prąd z tego kierunku, choć najwięcej, bo aż 90 proc. – z sąsiedniej Rumunii. Przed wojną Mołdawia importowała z Ukrainy 30 proc. energii.
— Każdy rosyjski atak rakietowy na ukraińskie miasta i infrastrukturę energetyczną wpływa na dobrobyt obywateli Mołdawii i narodowe bezpieczeństwo energetyczne — powiedział Nich Popescu, szef MSZ. Wskutek ostatnich ataków bez prądu pozostawała część kraju. Odłączonych było kilkadziesiąt miejscowości. Prądu brakowało także w stolicy.
Pogarsza się także sytuacja gospodarcza kraju, który należy do najbiedniejszych państw w Europie. Inflacja przekroczyła już 34 proc. Rosną przede wszystkim ceny energii elektrycznej i gazu ziemnego, ale także produktów codziennego użytku, głównie żywności. Obywatelom coraz częściej wiązać koniec z końcem, wielu zaczyna „brakować do pierwszego”. Niezadowolenie więc narasta.
Władze radzą sobie jak mogą z prorosyjską propagandą. W ostatnim czasie wprowadzono przepisy, które zakazują używanie symboli „V” i „Z”, gloryfikującymi wojnę Rosji z Zachodem. Jak wyjaśniła prezydent Maia Sandu, ma to uchronić kraj przed prowokacjami i zamętem sianym przez agentów Moskwy. Za używanie zakazanych symboli będzie groziła kara do 900 euro lub prace publiczne.
Z początkiem listopada media informowały, że były prezydent i lider socjalistów Igor Dodon otrzymywał na swoją działalność pieniądze z Kremla. Działo się tak pod przykrywką założonej przez niego Mołdawsko-Rosyjskiej Unii Biznesowej. Dodon miał otrzymać co najmniej 300 tyś. dolarów na swą prorosyjską i antyeuropejską działalność. Były prezydent przebywa od 24 maja w areszcie domowym.
fot.: twitter/@visegrad24