Trimarium

Analizy, opinie i komentarze najważniejszych wydarzeń

Dobre strony wizyty Joe Bidena w Warszawie

Autor: dr Tomasz Teluk
Podziel się tym wpisem:

Mimo, że wielu komentatorów było rozczarowanych miękkim tonem przemówienia prezydenta Stanów Zjednoczonych na Zamku Królewskim, postaram się uwypuklić jego pozytywne aspekty.

Niewątpliwie prezydenckie orędzie było mniej chwytliwe niż poprzednie, które wygłosił Donald Trump na Placu Krasińskich w 2017 r. Odbiór słów przywódców USA świadczy o tym, jak emocjonalni są Polacy i czego oczekują w odbiorze – zresztą każdy lubi być hołubiony i chwalony. Joe Biden był bardziej powściągliwy i ostrożny, jednak to właśnie jego realizm może okazać się ważniejszy niż mocne słowa, wybrzmiewające pięknie w mediach.

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na zwrot, który dokonał się w amerykańskiej polityce zagranicznej, głównie dzięki zabiegom polskiej dyplomacji. Joe Biden przyjechał do Warszawy, a nie do Berlina czy Paryża. Polska, dzięki swej roli lidera w organizowaniu pomocy walczącej Ukrainie, zaczęła być postrzegana jako najbardziej wiarygodny partner dla USA. Polacy mieli rację ostrzegając nas przed agresywną postawą Rosji – słychać w rozmowach przywódców całego świata.

Kolejnym elementem, który jest wart podkreślenia, to realizm płynący z ust gospodarza Białego Domu. Joe Biden powiedział dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, aby się nie bać Rosji, bowiem art. 5 Paktu Północnoatlantyckiego jest rzeczą fundamentalną i będzie miał zastosowanie, jeśli wróg naruszy nietykalność któregokolwiek z państw NATO. Drugą zaś kwestią jest fakt, że wolność i demokracja nie są wartościami danymi raz na zawsze, lecz trzeba ich bronić nieustannie.

Zatrzymam się przy tej drugiej kwestii, która jest fundamentalna, bowiem Zachód o niej zapomniał, łudząc się dogmatem „końca historii” i pogrążając się w letargu triumfalizmu i konsumpcjonizmu. Konieczność zbudowania samodzielnych zdolności obronnych Europy podkreślał już Trump, natomiast Joe Biden idzie tym samym tropem, zwracając uwagę, że to wyzwanie na lata.

Podobnie jak walka z sowieckim komunizmem była żmudna i męcząca, osiągając jednak skutek, tak opór wobec rosyjskiego putinizmu to przedsięwzięcie długoterminowe, wymagające determinacji i wyrzeczeń. Biden nie czaruje rzeczywistości, że wojna na Ukrainie zakończy się za miesiąc i świat wróci do normy. Nie. Dłuższa konfrontacja z Rosją dopiero się zaczęła.

Są dobre strony tej sytuacji dla Polski. Nie zbudowaliśmy „Fort Trump”, ale siłą rzeczy powstała amerykańska baza w Rzeszowie, która pewnie przekształci się w stałą obecność US Army na wschodniej flance NATO. Nie usłyszeliśmy gromko brzmiących zapowiedzi wojskowych inwestycji, ale być może właśnie dlatego będą one realizowane na podstawie dyskretnych uzgodnień w zaciszu gabinetów. Wreszcie: sami będziemy budować polską armię zdolną przeciwstawić się wrogom.

Joe Biden zadeklarował też, dwutorową strategię oporu wobec Rosji. Po pierwsze sankcje gospodarcze, mimo swej nieszczelności, długofalowo doprowadzą gospodarkę Rosji do załamania, a co za tym idzie przemysł militarny nie będzie w stanie odbudować swoich zdolności bojowych po wojnie z Ukrainą. Po wtóre zaś, nazywając Putina rzeźnikiem, prezydent USA wezwał Rosjan do zmiany władzy w ich kraju. Jest to zachęta do puczu, dla wszystkich sił, które są niechętne Putinowi, a ten krąg stale się powiększa.

Wracając do roli NATO – Sojusz znajduje się kontrofensywie. Odwrotnie do żądań Putina, NATO nie tylko nie cofnie się na Zachód, lecz radykalnie wzmocni swą obecność na wschodniej flance. Będzie to postęp skokowy, który wykluczy zachodnią ekspansję Kremla. Joe Biden wyraźnie podkreślił, że obecny konflikt jest wojną poza NATO. Z punktu widzenia Polski jest to strategicznie bardzo istotne. Zwłaszcza w chwili, gdy rząd w Kijowie coraz mocniej chce wciągnąć NATO bezpośrednio w tę wojnę.

Prezydent Zełenski coraz głośniej wyraża swoje rozczarowanie brakiem przekazania Ukrainie samolotów i ciężkiego sprzętu. Natomiast ukraińska propaganda straszy Polaków, że za chwilę będą celem uderzenia rakietowego. Po wizycie prezydenta Stanów Zjednoczonych staje się to coraz mniej prawdopodobne. Wojna na Ukrainie jest ważna dla osłabienia potencjału militarnego Rosji. Uzyskany czas pozwoli też Polsce zbudować obronę przeciwrakietową i rozbudować armię do poziomu trzeciej siły w NATO.

Skip to content