Estoński generał: kolejna agresji Rosji może być wymierzona w kraje bałtyckie

Autor: dr Tomasz Teluk
Podziel się tym wpisem:

Takie przesyłanie wynika z opinii głównodowodzącego Estońskimi Siłami Obronnymi generała Martina Herema. „Musimy być przygotowani na kolejną agresję Rosji przeciwko nam w Estonii, przeciwko naszym sojusznikom i naszym wartościom” – ostrzega dowódca estońskiej armii w tekście opublikowanym w mediach społecznościowych, a następnie szeroko dyskutowanym w krajach bałtyckich.

Herem przestrzega przed optymizmem. Nawet, gdyby Ukraina zwyciężyła w obecnej wojnie, a Rosja wycofała się z zajętych terytoriów, nie oznacza to ery pokoju w regionie. „Istnieją okoliczności, które nie pozwalają patrzeć w przyszłość w zbyt pozytywnej perspektywie” – pisze generał. Jakiekolwiek zamrożenie konfliktu jest, w opinii autora, budowaniem pokoju na bardzo słabych fundamentach, co nie będzie efektem długotrwałym. Według niego, uzasadnianie wojny w rosyjskich mediach propagandowych dla rosyjskiego społeczeństwa, przeszło już w kolejną fazę. „Coraz więcej słyszymy o „satanistach” i „pedofilach” z NATO lub UE, z którymi Rosja toczy wojnę” – zauważa

Według generała Herema ta wojna staje się krucjatą przeciwko Zachodowi. Rosyjskie media z kolei radykalizują się i epatują coraz większym okrucieństwem. Coraz cześciej zdarza im się kpić z cierpienia narodu ukraińskiego. „Na przykład politycy w rosyjskiej telewizji państwowej zobowiązali się podarować rakietę dzieciom w Kijowie na Boże Narodzenie. W jednym talk show sugerowano, że starsze Ukrainki płacą za gwałt z własnych funduszy pogrzebowych” – argumentuje autor tekstu. Otwarcie nawołują też do ludobójstwa na Ukraińcach.

Estoński wojskowy uważa, że w społeczeństwie rośnie spirala nienawiści wobec Ukrainy i Zachodu. Będą ją potęgować ofiary wojny, która zbiera coraz większe żniwo wśród Rosjan oraz pogarszające się samopoczucie ich bliskich. Przegrana będzie rodziła coraz większą frustrację. Gdyby Rosja wycofała się upokorzona przez Ukrainę wspieraną przez Zachód, doszła by do tego izolacja kraju i zapaść gospodarcza, rosłaby pokusa do zemsty i ponownego odegrania się na wrogach.

Generał Herem wskazuje, że chęć wyładowania agresji w mniejszym stopniu dotyczyłaby Ukrainy, Polski, Wielkiej Brytanii czy USA, ponieważ są to duże i silne państwa, ale zagrożone są właśnie kraje bałtyckie. Według Estończyków Rosja, mimo poniesionych strat na froncie ukraińskim, wciąż posiada ogromne zasoby sprzętu i amunicji i jest zdolna do zaatakowania sąsiadów. Wszystko wskazuje na to, że po ogłoszeniu kolejnej fali mobilizacji zwiększy się produkcja zakładów zbrojeniowych.

„Na przykład rosyjskie fabryki produkują już blisko dwa miliony sztuk amunicji artyleryjskiej rocznie. Podwojenie tego stanu prawdopodobnie nie jest niemożliwe. Rosja wykorzystała do tej pory około 10 procent swoich pocisków przeciwlotniczych S-300, które były używane do atakowania celów naziemnych na Ukrainie oddalonych o 70 km. Jak dotąd żadna broń przeciwlotnicza nie była w stanie ich zniszczyć” – tłumaczy Herem.

Rosja straciła zaledwie 10 proc. sił powietrznych. Nie będzie też miała problemu, aby rekrutować kolejne setki tysięcy ludzi do walki tym, co mają.

Następnie generał kreśli możliwy scenariusz agresji na kraje bałtyckie. „Granica Estonii z Rosją ma ponad 200 km, w linii prostej, Łotwa ma mniej niż 200 km. Wyobraźmy sobie, że podczas ćwiczeń na naszych granicach skoncentruje się około 1000 czołgów i 4000 transporterów opancerzonych, 1000 systemów artyleryjskich i 100 000 żołnierzy” – pisze.

„Wyobraźmy sobie, że do ataku na kraje bałtyckie Rosja skoncentruje wyżej wymienione środki przeciwko Estonii i Łotwie. Przy jej rocznej produkcji artyleryjskiej może wystrzelić 166 pocisków na kilometr dziennie, podczas trwającej miesiąc agresji, czyli ponad 66 000 pocisków dziennie na całym 400-kilometrowym froncie. To więcej niż obecnie na Ukrainie, gdzie aktywna linia frontu jest prawie tak samo długa” – dodaje.

Generał Martin Herem kończy postulatem, że kraje bałtyckie muszą na tyle rozwinąć swoje zdolności bojowe, aby być w stanie odeprzeć znacznie liczniejszego przeciwnika, atakującego co prawda przestarzałym sprzętem, ale pozostaje to bez znaczenia. Litwa, Łotwa i Estonia mają wiele argumentów za tym, aby walczyć. Mają większą motywacje, lepiej znają teren, są lepiej wyszkoleni, mają lepszy sprzęt od przeciwnika oraz silnych sojuszników. Dlatego nie stoją na straconej pozycji ale wspierają jak mogą walczącą Ukrainę.

fot. twitter/@Political_Room

Skip to content