Trimarium

Analizy, opinie i komentarze najważniejszych wydarzeń

Goran Andrijanić: dokument-widmo, który wstrząsnął krajami byłej Jugosławii

Podziel się tym wpisem:

Jeden dokument wywołał prawdziwe polityczne trzęsienie ziemi na całym terytorium byłej Jugosławii. Jak śpiewano w pewnej starej jugosłowiańskiej piosence: trzęsło od Vardaru (rzeka w Macedonii) do Triglavu (góry w Słowenii). Jednocześnie nie udowodniono, że ten dokument istnieje naprawdę.

O co chodzi? O „non-paper”, który, jak twierdzą niektórzy, został niedawno przedstawiony przewodniczącemu Rady Europejskiej Charlesowi Michelowi. Rzekomo ma on proponować rozwiązanie kryzysu politycznego na Bałkanach Zachodnich poprzez zmianę granic państw.

Autorstwo dokumentu przypisuje się premierowi Słowenii Janezowi Janšy, którego kraj obejmuje 1 lipca przewodnictwo w Radzie UE. Polityk uznał te doniesienia za atak na niego i zdecydowanie zaprzeczył. Trzeba powiedzieć, że wszystkie fakty przemawiają na jego korzyść.

Niemniej, polityczna burza się rozpoczęła i po raz kolejny zwraca uwagę opinii publicznej na problemy tej części Europy.

Jak to wszystko się zaczęło?

Najpierw niektóre media z Bośni i Hercegowiny opublikowały informację, według której Janša miał zaproponować w Brukseli nowe rozwiązania polityczne wobec sytuacji na Bałkanach. Portal Politički.ba, postrzegany jako powiązany ze środowiskiem wywiadowczym BiH, poinformował (powołując się na anonimowe źródła), że premier Słowenii wysłał „non-paper” dotyczący priorytetów słoweńskiej prezydencji UE do Charlesa Michela. Portal absolutnie niczym nie uzasadnił swoich doniesień.

Następnie słoweński portal opozycyjny Necenzurirano.si opublikował dokument, który – jak stwierdzono – jest wspomnianym wyżej „non-paper”. Nie ma on podpisu ani adresu w nagłówku. Zawiera rzekome propozycje Janšy dotyczące „ostatecznego rozpadu Jugosławii”. Mniej więcej w tym samym czasie niektóre media w Macedonii opublikowały mapę przedstawiającą nowe podziały granic.

„Non-paper” miałby proponować podział Bośni i Hercegowiny

Zgodnie z mapą, Bośnia i Hercegowina powinna zostać podzielona na trzy części – Republika Serbska powinna zostać przyłączona do Serbii, terytoria zamieszkane przez Chorwatów przypadłyby w udziale Chorwacji, a Bośniacy uzyskaliby niezależne, choć zredukowane państwo.

Jednocześnie Serbia powinna ostatecznie uznać Kosowo, które następnie stałoby się częścią „wielkiej Albanii”, czyli zostało przyłączone do tego państwa. Północna część Kosowa, zamieszkana przez Serbów, zostałaby włączona do Serbii.

„Non-paper” podkreśla też,  żeby wszystkie te nowe państwa powinny następnie w trybie pilnym przystąpić do UE i NATO.

To jest rzekomy „plan ostatecznego rozpadu Jugosławii”. Idee polityczne, które od dłuższego czasu krążą jako możliwe rozwiązania kryzysu na Bałkanach Zachodnich. Kryzys który, niestety, spowolnił rozwój tej części Europy i oddalił ją od Unii Europejskiej i NATO. Jest całkiem jasne, że nikt na Zachodzie nie chce w tej chwili zaakceptować politycznej idei podziału Bośni i Hercegowiny. Jest jednak równie jasne, że porozumienie z Dayton, które zakończyło wojnę w tym kraju w 1995 r., nie może dalej stanowić podstawy prawnej funkcjonowania tego federacyjnego państwa. Bośnia i Hercegowina nie funkcjonuje i żadna z trzech zamieszkujących ją nacji nie jest zadowolona, stąd szuka się nowych rozwiązań.

„Atak na Janšę”

Po artykułach o rzekomym „non-paper” Janez Janša zdecydowanie zaprzeczył twierdzeniom, że stał za tym dokumentem. Osobiście wezwał Šefika Džaferovića, bośniackiego członka Prezydium BiH (w jego skład wchodzą przedstawiciele trzech narodów – Bośniaków, Chorwatów i Serbów) i dał do zrozumienia, że ​​Słowenia w pełni popiera całą Bośnię i Hercegowinę. Charles Michel zaprzeczył również, że taki dokument dotarł do jego biura.

Wszystko wskazuje na to, że jest to operacja wywiadowczo-polityczna za którą stoją pewne siły w regionie. Jak to zwykle bywa w przypadku takich spinów, należy przeanalizować, kto osiąga na nich największe zyski. Przede wszystkim jest jasne, że jest to kolejny atak na Janeza Janšę, który jest teraz przedstawiany jako polityk chcący zmienić granice, co na Bałkanach jest bardzo delikatnym tematem.

Jak wskazuje wielu analityków, Janša walczy ze strukturami postkomunistycznymi, które zbudowały sieć we wszystkich obszarach państwa słoweńskiego – od mediów do gospodarki. Jego wrogowie nie przebierają w środkach, aby go zniszczyć i wydaje się, że to kolejny atak na niego.

Inne możliwe tło dla artykułu o rzekomym „non-paper” wiąże się z sytuacją w Bośni i Hercegowinie, o której już wspominaliśmy. Dyskusje o przyszłości tego państwa toczą się obecnie w kraju i wokół niego.

Jednym z możliwych rozwiązań są reformy konstytucyjne i wyborcze, które zniosłyby instytucję narodów konstytucyjnych i zdefiniowały BiH jako państwo wyłącznie obywatelskie. Jest to rozwiązanie forsowane przez stronę bośniacką w BiH i niektórych jej obrońców na Zachodzie i Wschodzie. Przeciwko temu rozwiązaniu są Serbowie mieszkający w Republice Serbskiej, a także Chorwaci mieszkający razem z Bośniakami w innej jednostce administracyjnej – Federacji. Uważają, że Bośnia i Hercegowina nadal powinna opierać się na zasadzie etniczności, która musi mieć swój wyraz w strukturze państwa. Inne rozwiązania, twierdzą przedstawiciele Serbów i Chorwatów, doprowadzą do dominacji Bośniaków i stworzenia państwa unitarnego.

MSZ Chorwacji: należy kłaść nacisk na integrację euroatlantycką w Bośni i Hercegowinie

Oto, w skrócie, istota kontrowersji wokół przyszłości Bośni i Hercegowiny. Reagując nie nie, chorwackie Ministerstwo Spraw Zagranicznych napisało niedawno „non-paper” (którego istnienie, w odróżnieniu od pierwszego, jest niepodważalne), w którym proponuje podstawowe wytyczne dotyczące przyszłości BiH.

Według nich należy kłaść nacisk na integrację euroatlantycką w Bośni i Hercegowinie, a państwo powinno pozostać oparte na zasadzie narodów konstytucyjnych. Pod koniec marca chorwacki minister spraw zagranicznych Gordan Grlić Radman przedstawił dokument wszystkim ministrom spraw zagranicznych UE i otrzymał, jak twierdzi, bardzo dobre informacje zwrotne. Dokument roboczy nie spotkał się jednak z dobrym przyjęciem w Sarajewie i niektórzy urzędnicy BiH zinterpretowali go jako „ingerencję w wewnętrzne sprawy państwa”.

Niektórzy analitycy twierdzą, że cały ten „szum” wokół – najwyraźniej sfabrykowanego – dokumentu „non-paper” (chociaż tezy w nim nie są sfabrykowane), pojawił się właśnie po to, aby odwrócić uwagę od tej chorwackiej propozycji. 

Nierozwiązane problemy na Bałkanach

Jednak wszystkie te dyskusje pokazały kilka ważnych rzeczy.

Po pierwsze, sytuacja polityczna na Bałkanach Zachodnich jest raczej niestabilna i może się łatwo przerodzić w nowe konflikty. Oprócz kwestii Bośni i Hercegowiny cały czas pozostaje nierozwiązany problem Kosowa. Jednocześnie niestabilnie jest w Czarnogórze, gdzie istnieje poważny spór między proroserbskim rządem a prezydentem Mile Djukanoviciem.

Po drugie, na Bałkanach Zachodnich słabną wpływy Zachodu, przede wszystkim Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Otwiera to przestrzeń do wzmocnienia wpływów przeciwstawnych sił geopolitycznych (Turcji, Rosji i Chin), co właśnie się dzieje w tej chwili. Ten wpływ przynosi nowe niestabilności. Wielu analityków ocenia, że ​​UE musi wykazać się większą inicjatywą w regionie i dać tym krajom nadzieję na kontynuację procesu akcesyjnego, który obecnie znajduje się w stagnacji.

Może państwa Trójmorza, które graniczą z tym obszarem, mogłyby być liderami nowych procesów i inicjatyw? Przecież leży to zarówno w ich interesie, jak i w interesie Unii Europejskiej. I oczywiście, w interesie narodów Zachodnich Bałkanów, które mają dość konfliktów i stagnacji.

Goran Andrijanić, Chorwat mieszkający w Polsce, to komentator i publicysta współpracujący m.in. z portalem wpolityce.pl i tygodnikiem „Sieci”.

Skip to content