Grupa G7 nie zakaże eksportu do Rosji
Unia Europejska i Japonia oparły się amerykańskiej propozycji nałożenia całkowitego zakazu eksportu do Rosji. Zarówno Europejczycy jak i mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni stwierdzili, że jest to niewykonalne.
Podczas, gdy Amerykanie chcieli podjęcia radykalnych kroków przez najbogatsze gospodarki świata, urzędnicy z UE oraz Japonii sprzeciwili się zamykaniu dla Rosjan rynków leków czy żywności. Z państw Unii szczególnie mocno eliminacji rynkowej Kremla opierają się Niemcy, Francuzi oraz Włosi. To rozczarowywujące informacje przed szczytem G7 zaplanowanym na 19-21 maja w Hiroszimie.
Według „Financial Times” obradujący urzędnicy będą starali się wypracować rozsądny kompromis. Amerykanów wspierają m.in. Brytyjczycy. Obecne 10 pakietów sankcji, które zostały nałożone na reżim Putina są dziurawe i łatwe do obejścia. W rezultacie na kluczowych rynkach np. eksportu węglowodorów, Rosja zanotowała zwyżki.
Kreml szantażuje świat, że jeśli jakiekolwiek ograniczenia weszłyby w życie, Rosja przestanie eksportować zboże, oraz wstrzyma sprzedaż produktów, które są kluczowe dla największych gospodarek świata. Moskwa forsuje przekaz, że za amerykańskimi propozycjami stoi Ukraina, a także Polska, która chciałaby rozbioru Ukrainy.
Jedyne, co może się zmienić to wyeliminowanie Rosji z rynku energii jądrowej. Rosja dostarcza zarówno technologie do wielu państw świata, jak i paliwo. G7 chciałoby ograniczyć rolę tego kraju. Tutaj zgodne są zarówno USA, Kanada, Wielka Brytania, Francja i Japonia. Sojusznicy w ramach Grupy, chcą wyprzeć z rynku Rosatom i rosyjską kontrolę nad łańcuchami dostaw.
Współpraca jądrowa największych gospodarek świata ma także na celu uniezależnienie świata od energii z Rosji. Przywódcy wyminieniorych państw chcą stworzyć globalny rynek paliwa jądrowego, jego wydobycia, konwersji oraz wzbogacania. Obecnie wiele krajów hamuje nakładanie sankcji na Rosję, właśnie z powodu uzależnienia od rosyjskich technologii i surowców. W rejonie Trójmorza przykładem takiego państwa są Węgry.
fot. twitter/@PhilipCMead