Na przełomie 2020 i 2021 rozpoczęła się nietypowa inicjatywa Chin. Starano się udowodnić, że wiele elementów koreańskiej kultury pochodzi z Państwa Środka i że są na to niezbite dowody. Co więcej, chińskości doszukiwano się także w najnowszych przejawach tego, co Korea promuje obecnie na świecie, jak muzyce k-pop. Soft power w takim wykonaniu przestało mieć już swój „łagodny” w dosłownym znaczeniu charakter
W połowie stycznia 2021 roku południowokoreański profesor Seo Kyung-duk zamieścił w dzienniku „New York Times” reklamę w obronie kimchi, tradycyjnego koreańskiego dania. Na piątej stronie gazety widniało zdjęcie fermentowanej po koreańsku, charakterystycznej i obłędnie smacznej (choć to oczywiście rzecz gustu) kapusty, nad którą znajdował się tekst: „Przygotowywanie kimchi i dzielenie się nią zostało umieszczone na liście nietrwałego dziedzictwa ludzkości UNESCO w 2013 roku. Z historycznego punktu widzenia to reprezentatywne koreańskie danie i towarzyszące mu zwyczaje sięgają tysięcy lat wstecz. Dziś to potrawa bazująca na procesie fermentacji, którą pokochali ludzie na całym świecie. Kimchi jest koreańskie, ale należy do wszystkich.” (w oryginale: „The kimchi making & sharing culture was listed as a UNESCO Intangible Cultural Heritage in 2013. Historically, this iconic food of Korea and it’s culture date back thousands of years. Now, it’s a fermented food beloved by people all over the world. Kimchi is Korean, but it belongs to everyone.”). Największą czcionką nad kapustą i wspomnianym tekstem umieszczono pewnego rodzaju hasło przewodnie „Korea’s Kimchi, It’s for Everyone”, czyli „Koreańskie kimchi. Dla każdego”.
Materiał został wsparty finansowo przez organizację reprezentowaną przez profesora. Jest on znany na Południu z promowania poprawności historycznej. Występuje w mediach, gdy trzeba wyjaśniać nieścisłości dotyczące czasu japońskiej okupacji całego Półwyspu Koreańskiego (1910-1945, aneksja od 1905), a także gdy Chiny i Japonia przedstawiają inne spojrzenie na minione czasy niż Korea. Seo Kyung-duk cyklicznie przekazuje do szkół podręczniki opisujące historię bez zniekształceń, promuje każdy aspekt koreańskiej kultury i dziedzictwa narodowego.
Spór wokół kimchi
Sprawa robi się coraz bardziej poważna i jeden obrońca narodowego dziedzictwa nie wystarcza. W grudniu 2020 roku ministerstwo rolnictwa Korei Południowej stwierdziło, iż kimchi to nie tylko poddawana fermentacji kapusta, ale i sedno tamtejszego podejścia do jedzenia i przygotowywania potraw. Resort zaprotestował, gdy chińskie media ogłosiły uzyskanie przez Chiny certyfikatu na podobnego rodzaju potrawę. Wydała go Międzynarodowa Organizacja Standaryzacji (ISO). Zdaniem Koreańczyków standard ów nie ma nic wspólnego z ich kimchi, dotyczy chińskiego dania o nazwie pao cai – warzywa, owszem, są fermentowane, ale receptura jest całkowicie odmienna od koreańskiej. Co więcej, równocześnie z Chinami standard kiszenia uzyskała od ISO także Turcja, Indie, Iran i Serbia.
Resort przypomina, że południowokoreańskie kimchi zostało uznane za światowe dziedzictwo już w 2001 roku przez FAO, agendę Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa, a potem status ten potwierdziło w 2013 roku UNESCO (o czym pisał w reklamie w NYT prof. Seo). Koreańczycy twierdzą, że Chińczycy im kimchi zazdroszczą i chcą na kapuście zarobić. W pierwszych trzech kwartałach 2020 roku eksport kimchi wyniósł ponad 100 mln dolarów (wzrost niemal o 40 proc. w porównaniu z całym poprzednim rokiem).
Koreańczycy są dumni z kimchi. Ich zdaniem to nie tylko potrawa, ale i skuteczne lekarstwo. Sfermentowana kapusta jest bardzo zdrowa, dostarcza organizmowi cennych substancji i poprawia humor. Ze względu na to, że w Korei nie hodowało się krów i nie było świeżego mleka ani nabiału, fermentowane jedzenie dostarczało potrzebnych do trawienia bakterii kwasu mlekowego. W podobny sposób kisi się też m.in. rzepę i ogórki. Używa się do tego specjalnego naczynia, w którym warzywa mogą przejść wszystkimi smakami i się nie zepsuć. Wielkie gliniane słoje zwane „dok” napełnia się kimchi i zakopuje w ziemi, by wahania temperatury nie zakłóciły procesu fermentacji.
Kimchi to najważniejsza, ale wciąż jedynie przystawka w koreańskiej kuchni. Podczas każdego posiłku stół zapełnia się niewielkimi talerzykami i miseczkami. Zgodnie z tamtejszą filozofią kulinarną każda potrawa musi mieć swój osobny smak i być pięknie podana. Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego, kimchi je 95 proc. spośród ponad 51 mln mieszkańców Korei Południowej. Rocznie spożywają dwa mln ton.
„Chińskość” koreańskiej kultury?
Kimchi to jednak nie jedyny aspekt koreańskiej kultury, w której Chińczycy widzą własne korzenie. Takie zarzuty padają pod adresem taekwondo, czyli sztuki walki; hanboku, koreańskiego stroju narodowego; a nawet flagi, tzw. taeguk. W styczniu 2021 roku w chińskim internecie zapanowała chwilowa moda na wymienianie się dowodami na chińskość wspominanych elementów kultury. Jeżeli pojawiała się próba obrony tego zarzutu i ktoś odpowiadał, że to nieprawda, ponieważ np. taekwondo stworzyli Koreańczycy, można było spodziewać się kolejnych wpisów w rodzaju „ale to Chińczycy stworzyli Koreańczyków”. Podobne zarzuty wyciągano wobec stylistyki koreańskiej flagi mówiąc, że wymyślił ja chiński dyplomata. Dostało się również koreańskiemu girlsbandowi MAMAMOO, który chińscy internauci skrytykowali za rzekome brak szacunku dla chińskiego pisma umieszczonego na hanbokach, czyli strojach wokalistek. Ta sprawa dobitnie pokazuje, jak wiele nieścisłości wkrada się do takich internetowych fali nienawiści. Dziewczyny z młodzieżowego zespołu na koreańskich strojach miały bowiem napisy po koreańsku, w tradycyjnym alfabecie hangul, którym kraj chwali się do dziś. W koreańskiej telewizji Arirang kilka razy dziennie pojawia się nawet specjalnie przygotowany materiał reklamowy przedstawiający hangul jako najważniejsze dziedzictwo koreańskiej kultury i dar dla świata. Pokazana jest jego niezwykła wyższość nad systemami zapisu w innych krajach. Hangul pozwala na stworzenie 11 172 kombinacji sylab, podczas gdy przeciętny alfabet na, zdaniem Koreańczyków, „zaledwie” około 500.
Wreszcie, Chińczycy starali się zdyskredytować także pasmo międzynarodowych sukcesów najbardziej popularnego koreańskiego boysbandu, grupy BTS. W ostatnich latach zespół jest coraz bardziej znany na świecie, zdobywa rynek amerykański, nagradza się go prestiżowymi nagrodami. Dla chińskich internautów było jednak ważniejsze, że członkowie BTS podczas odbierania nagród Van Fleet wspomnieli jedynie o poświęceniu Koreańczyków i Amerykanów podczas wojny na Półwyspie, a pominęli udział Chińczyków. Było to dość zrozumiałe, ponieważ dla obywateli Południa chińscy żołnierze nazywani ochotnikami, by ochronić ówczesne młode komunistyczne Chiny, które dopiero co doprowadziły do proklamowania Republiki Ludowej 1 października 1949 roku, a wojna w Korei wybuchła rok później, przyszli z pomocą bratniej Północy i plądrowali Południe. Fala oburzenia trwała wówczas kilka dni (październik 2020), przetoczyła się przez główne media, a następnie wygasła.
Lokalne spory wokół historii
Różnice historyczne są w Azji potężną bronią o sile przewyższającej konwencjonalne środka masowego rażenia. Zadawnienia można włączać i wyłączać na polecenia rządów i budować na ich podstawie „święte oburzenie” wobec tych, którzy kiedyś najeżdżali (Japończycy), czy nie dawali sobie pomóc podczas wojny (Koreańczycy z Południa), ewentualnie teraz budują narrację jedynego źródła kultury dla całego regionu (Chińczycy). Obywateli łatwo można w tę grę wciągnąć. Internet nadaje się idealnie do rozkręcania kampanii nienawiści o dowolnej skali. Można taki proces sprawnie kontrolować, podsycać i być pewnym, że wygasi się szybko sam, gdy sponsorowany przez dany rząd podżegacz przestanie mówić ludziom, co mają na dany temat myśleć.
W tym kontekście dobrze sięgnąć do mniej typowych pozycji z literatury, które ostatnio się ukazały. Geoffrey Cain opisał dzieje koncernu Samsung („Republika Samsunga” wydana przez Sine Qua Non) przez pryzmat losów rodziny Lee i jej powiązań z rządami i politykami na przestrzeni lat. Książka daje wgląd w to, jak wiele byli do zrobienia w procesie lansowania koreańskich produktów na świecie i przekonania do własnego dziedzictwa kulturowego samych Koreańczyków. Narodowa duma nie istniała w społeczeństwie na taką skalę jak obecnie jeszcze 20 lat wcześniej.
„Ludzie skłóceni na śmierć i życie”
Drugim ciekawym kompendium wiedzy o polityce historycznej może być najnowsza książka Michaela Bootha „Japonia, Chiny i Korea. O ludziach skłóconych na śmierć i życie”. Miałem okazję dla Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego przeprowadzić rozmowę z autorem i dopytać zarówno o proces powstawania takiego rodzaju publikacji, jak i wagę historycznych szczegółów, które czasami zaciemnia się celowo, a czasem w wyniku własnej niewiedzy.
Wywiad można obejrzeć tu:
Na zakończenie jeszcze wydana po polsku pozycja Alexa Kerra, historyka sztuki i handlarza dziełami sztuki, który zna Japonię od podszewki, „Inne Kioto”. W jednym z rozdziałów autor proponuje niezwykle odkrywczą i jednocześnie przełomową koncepcję postrzegania Azji Wschodniej trzema znakami: 真, 行 oraz 草. Każdy z nich ma własne znaczenie, ale Kerr używa ich w kontekście kaligrafii. 真, po japońsku „shin” to styl najbardziej formalny, niemal drukowany, czytelny w 100 procentach. 行, gyo, to półkursywa, znaki pisane szybciej, mniej dokładnie niż w pierwszym przypadku, ale wciąż do łatwego odczytania. Wreszcie 草, so, to pełna kursywa, niemal nieczytelna dla kogoś, kto nie uczy się pisania według jej zasad. Kwadratowe, geometryczne wzory znaków stają się rozciągnięte do linii i miękkich zawijasów nijak nie przypominających pierwotnej formy. Zdaniem Kerra ta potrójna natura każdego znaku przywodzi na myśl potrójność podejścia państw w Azji Wschodniej. Poprawne, pierwotne, najbardziej czytelne były zawsze Chiny, od którym następnie trendy rozprzestrzeniały się do Korei stając bardziej codzienne, ale wciąż pokazujące rdzeń swojej natury, oraz w dalszej kolejności do Japonii, gdzie przerabiano je na coś kompletnie innego choć opartego na tym samym trzonie.
Polecam uwadze materiał, w którym opowiadam o tym trójpodziale na podstawie książki Kerra:
W przypadku tej koncepcji nie chodzi o udowadnianie sobie nawzajem, kto pierwszy coś wymyślił. Ostra i bezpardonowa polityka historyczna nie ma znaczenia. Kerr daje bowiem do myślenia o tym, jak zmieniała się ludzka wrażliwość w odniesieniu do teoretycznie tych samych aspektów dnia codziennego. I to jest podejście, które powinno zostać jak najdłużej w głowach i być studiowane dogłębnie.
Autor jest dyrektorem Działu Chin i Azji Wschodniej Europejskiego Centrum Projektów Pozarządowych, byłym korespondentem Polskiej Agencji Prasowej z Pekinu.