
Kraje Bałtyckie nie boja się Rosji, chcą jednak zmiany strategii NATO
Kreml zaczął grozić Litwie, Łotwie i Estonii po tym, jak Wilno zastosowało się do zaleceń Unii Europejskiej i wstrzymało tranzyt niektórych towarów przez swoje terytorium. Bałtowie nie boją się Rosji, chcą jednak, aby NATO uwzględniło obecne realia geopolityczne i zmieniło swoją strategię obrony ich terytoriów.
Moskwa raz po raz grozi niedyplomatycznymi środkami odwetowymi za utrudnianie tranzytu do enklawy w Kalingradzie. Litwini spodziewają się raczej retorsji gospodarczych niż militarnych. Naturalnie Kreml pręży muskuły, ale ewentualna prowokacja mogłaby sprowokować wojnę z Sojuszem Północnoatlantyckim, co dla Rosji jest nie do udźwignięcia.
Litwini spodziewają się odcięcia prądu importowanego z Rosji, bowiem korzystają jeszcze z posowieckiego systemu przesyłu energii BRELL. Jednakże operatorzy zapewniają, że w ciągu doby są w stanie zsynchronizować się z europejskim systemem ENTSO-E poprzez łącze Harmony Link. Planowo zamierzano to zrobić dopiero za trzy lata, jednak Litwini przyspieszyli prace nad tym projektem. Litwa zamierza budować też farmy wiatrowe na Morzu Bałtyckim, aby być w pełni samodzielna energetycznie.
Z kolei Estonia poinformowała, że Rosja ćwiczy atak rakietowy na jej terytorium. Doświadczyła też wtargnięcia w jej przestrzeń powietrzną rosyjskiego śmigłowca. Na reakcję nie trzeba było długo czekać i nieoczekiwanie desant 100 żołnierzy przeprowadzili stacjonujący w Estonii Francuzi. Dodatkowy oddział wystartował w nocy z bazy na Korsyce i przy asyście myśliwców Mirage 2000-5 wylądował w Estonii. Nie należy bagatelizować tego faktu, bowiem Francja to mocarstwo atomowe, które wie jak dbać o swoje interesy poza granicami swojego kraju.
Estonia chciałaby jednak pełnego parasola ochronnego NATO i zwiększenia obecności międzynarodowych wojsk do rozmiaru dywizji. Jak donosi Financial Times, premier Kaja Kallas oświadczyła, że uwzględniając obecną strategię NATO jej kraj zostałby wymazany z mapy, gdyby wkroczyli tam Rosjanie. Obecna strategia zakłada bowiem wyzwolenie Estonii dopiero po 180 dniach od wkroczenia wroga. Tymczasem już po 100 dniach część Ukrainy jest już kompletnie zniszczona.
Estonia, Łotwa i Litwa chcą, aby broniła ich conajmniej dywizja wojsk NATO. Nie podobają im się pomysły, że ich stolice mają być zrównane z ziemią, a obywatele – umrzeć. 20-25 tyś. stacjonujących na stale żołnierzy, miałoby szansę powstrzymać wroga i nie pozwolić mu posuwać się naprzód. Obecna liczebność jest zbyt niska nawet na politykę odstraszania, a co dopiero walki z wrogiem. Sytuację krajów bałtyckich może poprawić wejście do NATO Finlandii i Szwecji.
Rosja obecnie nie posiada zbyt wielu środków odwetowych, które mogłyby zaszkodzić krajom ościennym. Byłe republiki sowieckie ciężko pracowały nad tym, aby likwidować uzależnienie od swojego byłego oprawcy. Obecnie handel z Rosją i Białorusią to niewiele ponad 1 proc. litewskiego PKB. Dlatego Litwa zapowiedziała, że lista towarów z zakazem tranzytu będzie się rozszerzać. Wkrótce – już w sierpniu – na węgiel, a potem – w grudniu – na ropę naftową i jej pochodne.
Zdjęcie ilustracyjne: Twitter / @nfiuestonia