Kraje bałtyckie skonfundowane po słowach chińskiego ambasadora
Litwa, Łotwa i Estonia skrytykowały wypowiedź chińskiego ambasadora we Francji za słowa, że byłe republiki ZSRR nie posiadają czynnego statusu w prawie międzynarodowym.
Skandaliczna wypowiedź ambasadora ChRL we Francji Lu Shaye padły podczas wywiadu telewizyjnego, w którym rozmawiano o agresji Rosji na Ukrainę i okupowaniu Krymu. Chiński urzędnik stwierdził, że wszystko zależy jak patrzy się na omawiane zagadnienie, nie jest to wcale takie proste, a półwysep należał do ZSRR.
„W prawie międzynarodowym nawet państwa będące w przeszłości częścią ZSRR nie mają czynnego statusu, bo nie było międzynarodowego porozumienia, które doprowadziłoby do zmaterializowania ich statusu jako niepodległych państw” – powiedział dyplomata.
Choć rozmowa dotyczyła wschodnich republik Ukrainy, okupowanych przez Rosję, wypowiedź spotkała się z oburzeniem ze strony niepodległych państw takich jak Litwa, Łotwa czy Estonia. Szef łotewskiego MSZ Edgars Rinkēvičs poinformował, że jego resort natychmiast wezwał chińskiego charge d’affaire w Rydze, aby złożył wyjaśnienia w przedmiotowej sprawie.
Margus Tsahkna, minister spraw zagranicznych Estonii, zwrócił uwagę na całkowicie błędną interpretację historii i fakty, że kraje bałtyckie były okupowane przez pół wieku przez ZSRR. Natomiast szef MSZ Litwy Gabrielius Landsbergis podkreślił, że nie bez przyczyny społeczność międzynarodowa nie ma zaufania do Chin, szczególnie w kwestii pośredniczenia w ewentualnych rozmowach pokojowych na Ukrainie.
Stanowisko ambasadora Chin skrytykowały także władze Francji i Ukrainy. Nie wydaje się, aby była ona nieintencjonalna. Pekin otwarcie wspiera Rosję w jej agresji na Ukrainę. Między państwami bałtyckimi, szczególnie Litwą, a Pekinem panują z kolei chłodne relacje za wspieranie niezależności Tajwanu. Dlatego prawdopodobnie była to celowa prowokacja ze strony chińskich komunistów.
fot. twitter/@business