Ukraińscy eksperci ostrzegają, że Rosja chce globalnego konfliktu z NATO. Ma świadczyć o tym rozmieszczenie broni jądrowej na Białorusi. Tymczasem może to być świadoma gra Kijowa na wciągnięcie Sojuszu Północnoatlantyckiego do wojny z Rosją.
Eksperci podczas panelu dyskusyjnego „Rosyjska broń jądrowa na Białorusi jako zagrożenie dla bezpieczeństwa europejskiego” byli zgodni, że sytuacja wymaga wspólnego działania najbliższych sąsiadów Białorusi: Ukrainy, Polski i państw bałtyckich. Ukraińcy przekonują, że bezpośrednie starcie NATO z Rosją jest coraz bliższe. Ponadto chcieliby, aby ochrona przeciwlotnicza NATO obejmowała także Ukrainę.
Przysłuchując się tego typu dyskusjom można odnieść zgoła inne wrażenie – to Ukraina próbuje wciągnąć NATO do wojny z Rosją, dla własnych korzyści. Jest to oczywiście całkowicie zrozumiałe i widoczne od początku konfliktu. Ostatnimi czasy staje się to jednak coraz bardziej nachalne.
Takim przykładem jest np. artykuł autorstwa Dmytro Kułeby na łamach „Foreign Affairs”, przekonujący do szybkiego członkostwa Ukrainy w NATO. Kułeba uważa, że nie tylko Ukraina powinna być stroną szczytu, ale oczekuje od sojuszu gwarancji bezpieczeństwa oraz szybkiej ścieżki akcesyjnej. Według ukraińskiego MSZ, NATO jest w kwestii Rosji zbyt bierne.
„Byłoby rozsądne, gdyby członkowie NATO zdecydowali, jakie gwarancje bezpieczeństwa chcą zaoferować Ukrainie już teraz, w oczekiwaniu na akcesję oraz które z nich będą wciąż obowiązywać po tym, jak Ukraina stanie się członkiem NATO” – przekonuje Kułeba. Szef MSZ uważa, że jego kraj jest przygotowany do akcesji równie dobrze jak Finlandia i Szwecja, pomijając zupełnie fakt, że na Ukrainie toczy się wojna.
Kontrowersyjna jest także ostatnia wypowiedź wiceministra tego resortu Andrija Melnyka, który dał do zrozumienia, że, aby zakończyć wojnę Ukraina potrzebuje dziesięciokrotnie większej pomocy wojskowej, natomiast kraje zachodnie powinny zobowiązać się do przekazywania 1 proc. swojego PKB na rzecz Ukrainy. Takich żądań nie wysunął chyba dotychczas żaden kraj. Ukraińcy chcieliby od społeczności międzynarodowej 700-800 mld dolarów. Są kraje, których pomoc dla Kijowa już przekroczyła 1 proc. PKB np. Łotwa.
Mimo wszystko tego typu roszczeniowa postawa, coraz bardziej agresywna retoryka oraz naciski na decydentów nie przyniosą sukcesu dyplomatycznego Ukraińcom. Mogą za to osiągnąć skutek odwrotny – spadek sympatii dla obrońców oraz zmęczenie przedłużającym się konfliktem wśród zachodnich elit. Zachód będzie pomagał Ukrainie tak długo, jak będzie widział, że owa pomoc jest racjonalnie wykorzystywana. Natomiast z pewnością nie zdecyduje się na wypowiedzenie wojny Rosji, tak jak by chciał tego Kijów.
fot. twitter/@NewsUkrainian24