Mimo kryzysu Europa nie chce atomu
Niektóre kraje europejskie, nie zważając na horrendalne ceny energii, nie planują powrotu do energetyki jądrowej ze względów politycznych oraz ideologicznych.
Mniej więcej od czterech dekad kwestie ekologiczne są bardzo nośnym spoiwem propagandowym dla ugrupowań liberalnej lewicy. Odwoływanie się do haseł ochrony środowiska, a następnie walki ze zmianami klimatu, stało się bardzo atrakcyjne dla partii politycznych na tyle, że nie tylko weszło do głównego nurtu demagogii, ale stało się swoistym dogmatem. Tego typu retoryka bazuje na bardzo prostym przekazie emocjonalnym, bowiem nie ma człowieka, który nie chciałby nie oddychać czystym powietrzem i korzystać z nieskażonych zasobów naturalnych. W Unii Europejskiej prym w narzucaniu tego typu argumentacji wiodą Niemcy, mające ambicje nie tylko zmieniania Starego Kontynentu, ale bezskutecznie – całego świata. W imię tego typu poprawności politycznej, wymuszonej przez ugrupowania zielonych, Berlin postanowił wyłączyć energetykę jądrową i zastąpić ją w całości energetyką wiatrową i fotowoltaiczną. Tych planów nie zburzyła wojna na Ukrainie i kryzys na rynku surowców energetycznych, które windują ceny energii do niespotykanych dotąd poziomów. Kwestię wymusza obecność w koalicji rządowej Partii Zielonych, którzy z energetyką jądrową nie chcą mieć nic wspólnego, mimo jej zerowej emisyjności, a paradoksalnie przymykają oko na spalanie wysokoemisyjnego węgla brunatnego w elektrowniach i elektrociepłowniach. Niemiecka prasa zauważa, że ostatecznym ustępstwem w tej kwestii może być jedynie „zezwolenie na krótkie funkcjonowanie” reaktorów jądrowych, w drodze wyjątku, aby złagodzić skutki kryzysu. Tak więc w Niemczech, podobnie zresztą jak we Francji, przejście na zielone źródła energii to kwestia polityczna i ideologiczna. „Renesansu energetyki jądrowej nie będzie” – kwituje „Nordbayerischer Kurier”.
W końcu września jeden z siedmiu reaktorów wyłączyła także Belgia. Belgowie posiadają dwie elektrownie atomowe w miastach Doel i Tihange. Energetyka jądrowa odpowiada za 50 proc. energii w tym kraju. W odstawkę poszedł reaktor Doel 3. Inne – Doel 1 i Doel 2 oraz Tihange 1 mają być odłączone do 2025 r. To decyzja nieodwracalna, pokłosie prawa przyjętego w 2003 r. pod naciskiem zielonych za czasów rządów Guya Verhofstadta. Obecnie w koalicji rządowej są aż dwie frakcje zielonych: walońska Ecolo i flamandzka Groen.
Belgowie nie zważają na kryzys energetyczny w Europie. — Przygotowywaliśmy się do tego od czterech lat. (…) Nie zamierzamy uruchamiać reaktora na nowo. W kwestii bezpieczeństwa jądrowego nie zamierzam improwizować — powiedział dyrektor elektrowni Doel Peter Moens. Co wydaje się obecnie niesamowite, elektrownie jądrowe zostaną zastąpione elektrowniami gazowymi. Może to tłumaczyć bardzo przychylny wobec Rosji stosunek Brukseli oraz samego Guya Verhofstadta. Jeszcze w 2020 r. Ponad połowa gazu importowanego przez Belgię pochodziła właśnie z Rosji.
fot. Twitter/visegrad24