Niespokojnie na Kaukazie
Azerowie wykorzystując obecną słabość Rosji zaatakowali cele w Armenii.
Konflikt o Górski Karabach toczy się od dekad. Enklawa leży w granicach Azerbejdżanu, lecz sprawują nad nim kontrolę Ormianie. Podczas ostatnich, półrocznych walk w 2020 r., w których zginęło 6 tyś. ludzi, Azerom udało się przejąć sporą cześć okolicznych ziem. Wówczas gwarantem pokoju była Rosja. Azerbejdżan jest z kolei wspierany przez Turcję. Rosja destabilizuje region wspierając tamtejszych separatystów i utrzymując swoje „siły pokojowe”. Obecnie trudno będzie się angażować na Kaukazie na dużą skalę. Sytuacje próbują wykorzystać Azerowie.
W nocy rozpoczął się intensywny ostrzał terytorium Armenii w kierunkach Gorsi, Stok i Jermuk. Warto zaznaczyć, że atak dotyczy Armenii a nie regionu Górskiego Karabachu. Azerowie zniszczyli dwa systemy wyrzutni rakiet S-300. Do ataku użyto także dronów. Celem były posterunki i obiekty wojskowe. Azerbejdżan oskarża Armenię o sprowokowanie ataku ostrzałem z moździerzy w pobliżu granicy w rejonach Daszeksanu, Kelbajaru i Lachinu. Ormianie wszystkiemu zaprzeczają.
Premier Armenii Nikol Paszynian dzwonił w tej sprawie do Władimira Putina. Obie strony „są w kontakcie operacyjnym” – podano w komunikacie. — Od dawna tłumaczymy, że nie może być mowy o militarnym rozwiązaniu konfliktu. Wzywamy do jak najszybszego zakończenia militarnych działań wojennych w tym regionie — powiedział z kolei sekretarz stanu USA Antony Blinken.
Wojna o 150 tyś. Górski Karabach toczy się intensywnie od rozpadu ZSRR. W konflikcie mają przewagę Azerowie, znacznie liczniejsi od Ormian i silniejsi gospodarczo, mając w regionie poparcie Turcji. Uzależniona od Rosji Armenia może liczyć tylko na Putina. Obecnie jednak, zważywszy na kłopoty na Ukrainie, byłby to dla Kremla duży problem. Azerowie dostarczają ropę naftową i gaz ziemny do Europy i są ważnym partnerem UE, aby uniezależnić się od dostaw z Rosji poprzez Południowy Korytarz Gazowy.
Otwarcie nowego frontu może być katastrofalne dla Rosji. Kreml prawdopodobnie nie mógłby liczyć na pomoc Kazachów, którzy coraz bardziej wyłamują się ze współpracy z Władimirem Putinem. W regionie Rosja wspiera jeszcze okupowane terytoria Abchazji i Osetii Południowej w Gruzji, gdzie posiada swoje przyczółki. Z kolei w Armenii stacjonuje w bazach wojskowych w Gumki oraz w Erebuni. Jednak wybuch nowej wojny byłby dużym wyzwaniem dla Kremla. Moskwa nie jest w stanie prowadzić działań wojennych na globalną skalę. Musiałaby prawdopodobnie wybierać między Kaukazem a Ukrainą.