Ugrupowanie Andreja Babiša traci poparcie. To może zwiastować schyłek jego rządów i dobrych relacji Czech z Polską i Węgrami. Do władzy prze mocno proeuropejska i liberalna partia antysystemowa.
Mimo że Partia Piratów ma tylko kilka procent poparcia więcej niż ugrupowanie ANO obecnego premiera, to przewidywana koalicja z partią Burmistrzowie i Niezależni może zapewnić jej 34 proc. głosów i triumf w jesiennych wyborach do Izby Poselskiej. Z kolei popularność premiera jest najniższa w kadencji.
Krytyka premiera
Co prawda opozycji nie udało się ostatnio przegłosować wotum zaufania wobec Andreja Babiša, ale wynika to jedynie z obecnego układu sił w izbie niższej parlamentu. Premier jest oskarżany o nepotyzm, konflikty interesów i nieudolność w walce z pandemią koronawirusa.
Wiele wskazuje więc na to, że nowym premierem może wkrótce zostać Ivan Bartoš, ekscentryczny lider Czeskiej Partii Piratów. Partia Piratów to nowe ugrupowanie polityczne, a właściwie międzynarodowy ruch społeczny. Pierwotnie piraci występowali przeciwko prawom własności intelektualnej i domagali się wolnego dostępu do cyfrowych dóbr kultury zawłaszczanym, w ich teorii, przez wielkie korporacje.
W Czechach zdobyli ogromną popularność dodając do programu politycznego kwestie ekologiczne, postulat legalizacji marihuany, antyfaszyzm i proeuropejskość. Jest to mieszanka lewicowego libertarianizmu i poprawności politycznej. Na czele Partii Piratów od 2016 r. stoi Ivan Bartoš, aktywista, informatyk, a ostatnio polityk.
Poglądy piratów
Ivan Bartoš nosi dready, ale zakłada też garnitur. Pod jego przywództwem partia zdobyła prawie 14 proc. głosów w wyborach do Parlamentu Europejskiego a Zdeněk Hřib został w 2018 r. burmistrzem Pragi. Jaki to miks poglądów można sobie wysnuć na podstawie decyzji zarządcy stolicy Czech. Z jednej strony wypowiada się zdecydowanie przeciw współpracy z Chinami i zacieśnia stosunki z Tajwanem. Z drugiej zaś, wzywał do nadania jednej z ulic imieniem Pawła Adamowicza, polityka PO zamordowanego przez szaleńca.
Synkretyczne poglądy to wizytówka Partii Piratów. Z jednej strony domagają się demokracji bezpośredniej i przejrzystości życia publicznego, z drugiej zaś uczestniczą ochoczo w polityce jako część establishmentu. Chcą opodatkowywać biznes i wprowadzić dochód podstawowy. Opowiadają się za nieograniczoną wolnością, ale deklarują, że są gotowi współpracować z każdą partią nawet skrajnie prawicową czy komunistami.
„Jesteśmy elastyczną partią”
Partia Piratów wspierała Strajk Kobiet. Obecnie jest w stanie także łaskawym okiem spoglądać na wielkie korporacje. „Piraci nie są demagogami – jesteśmy elastyczną partią, która może odwołać swoje wcześniejsze stanowisko, o ile pojawią się nowe informacje. Nie zajmujemy się inscenizacją teatru politycznego. Zawsze wybieramy liberalne podejście do tematu i dyskutujemy, żeby podjąć możliwie najlepsze decyzje. Dlatego możemy zaakceptować fakt, że wielki biznes też ma swoje miejsce w mozaice społecznej. Politycy spotykają się z lobbystami korporacji? W porządku, o ile spotkania te są jawne i informacja o nich jest podawana do publicznej wiadomości” – tłumaczył Ivan Bartoš w wywiadzie dla Krytyki Politycznej.
Później padają jednak słowa niechętne Grupie Wyszehradzkiej oraz rządom w Polsce i na Węgrzech. Co mogą przynieść Czechom, Europie i Trójmorzu rządy Partii Piratów? Wydaje się, że Czechy w swoim skrajnym liberalizmie zaczynają konkurować z Holandią. Wolność sprowadzana do dostępu do internetu i marihuany, w kilka lat zmieniła Pragę w centrum imprezowe Europy. Czesi zaczynają budować wizerunek, z którym chcą zerwać Niderlandy.
Odmienne podejście do wolności może Pragę konfliktować z sąsiadami. Wobec rządów w Warszawie oznacza to wyrażanie niechęci poprzez akcenty ekologiczne. Po awanturze z kopalnią Turów, Czesi zaczynają protestować przeciwko budowie wieży na Śnieżniku. Wszystko wskazuje więc na to, że po ewentualnym zwycięstwie Partii Piratów, relacje na linii Praga-Warszawa czekają ciężkie czasy.