W ostatnich tygodniach doszło do wycieku szeregu danych wrażliwych dotyczących wsparcia USA i NATO dla Ukrainy. Zachodzi też niebezpieczeństwo wykradzenia kolejnych danych. Władze USA prowadzą w tym kierunku międzyagencyjne śledztwo. Podejrzanych może być nawet kilkaset osób.
Pentagon nie bagatelizuje zagrożenia. Departament Obrony określił zdarzenie jako istotne dla bezpieczeństwa narodowego. Na szczęście wygląda na to, że duża część dokumentów została spreparowana i nie ma dużego znaczenia wywiadowczego. Te dokumenty mogą być natomiast wykorzystane przez Rosję do celów propagandowych.
Co ujrzało światło dzienne? Harmonogramy amerykańskich szkoleń żołnierzy Ukraińskich, listy sprzętu i amunicji, mapy pogodowe, rozmieszczenie wojsk i systemów artyleryjskich, dane z pola walki i wiele innych. W sumie w niepowołane ręce trafiło ponad 100 stron wewnętrznych informacji wywiadowczych. Część z nich zostało opublikowanych w mediach społecznościowych.
Z najciekawszych informacji, które wyciekły wynika, że na Ukrainie znajdują się służby specjalne wielu państw NATO m.in. Wielkiej Brytanii, Łotwy, Francji, USA i Holandii. Widać ogromne zaangażowanie USA. Ujawniły się także słabe strony Ukraińców, opóźnienia w szkoleniu kadr, kończąca się amunicja rakietowa i desperacka obrona Bachmutu, gdzie skierowano najlepsze jednostki do utrzymania pozycji. Ciekawie rysują się także naciski USA na Izrael i Koreę Południową w kwestii przyłączenia się do koalicji pomagającej Ukraińcom.
Kijów ma problem. Musi się przegrupować i zmienić plany dotyczące ofensywy. Miała się ona zacząć wiosną, a teraz słyszymy, że najwcześniej latem. Dokumenty miały krążyć w sieci już od marca tego roku. Część ma klauzulę „tajne”. Władze potwierdziły prawdziwość i niejawność niektórych dokumentów. Teraz Zachód musi zlokalizować słabe punkty, które doprowadziły do tej kompromitacji. Przede wszystkim po to, aby do podobnych sytuacji nie dochodziło w przyszłości.
fot. twitter/@MarioNawfal