Po każdej zbrodni mówimy „nigdy więcej”. Czas zrozumieć historię

Autor: Natalia Matiaszczyk
Podziel się tym wpisem:

Polacy, Ukraińcy, ale też Litwini, Łotysze, Estończycy czy Gruzini doskonale wiedzą, co oznacza rosyjska okupacja i czym jest „rosyjski świat”. Rzeź Pragi, Operacja Polska NKWD, Operacja Estońska, Operacja Łotewska, Wielki Głód, Katyń, Charków, Miednoje, Winnica, Czerwień. To tylko przykłady rosyjskich zbrodni. Niestety wielu mieszkańcom Europy Zachodniej czy Ameryki część z tych nazw nic nie mówi. Stąd też po zdjęciach z Buczy byli zszokowani rosyjskimi zbrodniami. A my już wiedzieliśmy, do czego są zdolni Rosjanie. Nie zmienia to jednak faktu, że z każdą czytaną wiadomością, każdym zdjęciem lub nagraniem przedstawiającym dowody rosyjskich zbrodni, wśród wielu Ukraińców, ale także i Polaków czy mieszkańców innych europejskich państw, którzy nie są obojętni na to co się dzieje, rośnie w stosunku do Rosjan coś większego niż nienawiść. Wiele osób nie pozbędzie się tego uczucia już do końca życia. 

Bucza, Borodianka, Irpień, Hostomel – to tylko pierwsze przykłady rosyjskich zbrodni popełnionych w Ukrainie. Niestety takich miejsc jest znacznie więcej i o tym już wiemy – Rosjanie popełniali i popełniają zbrodnie także na innych, okupowanych przez siebie terenach Ukrainy. Na ten moment nikt nie zna jednak dokładniej skali. Tortury, gwałty w tym nawet kilkuletnich dzieci, odcinanie kończyn, podpalanie żywych osób, strzały w tył głowy, masowe groby… Rosjanie nawet nie tylko bezczeszczą zwłoki, ale używają ich także jako pułapek z wykorzystaniem min. Po tym gdy zdjęcia z Buczy obiegły cały świat, rosyjskie dowództwo podjęło decyzję by niszczyć wszelkie dowody zbrodni. Do Mariupola wjechały mobilne krematoria. Zaczęto palić ciała zamordowanych Ukraińców, by świat nigdy nie poznał prawdziwej skali ludobójstwa, jakie ma miejsce. W Kramatorsku celowo zaatakowano dworzec kolejowy – Rosjanie doskonale wiedzieli, że to miejsce, z którego próbują ewakuować się mieszkańcy Donbasu. Wiedzieli, że swoim atakiem zahamują ewakuację i zatrzymają duże grupy Ukraińców w Donbasie, gdzie w najbliższym czasie rozpoczną się wielkie starcia i zginą kolejni cywile. 

Kilka dni temu na jaw wyszło, że za rosyjskimi oddziałami, które miały zająć Kijów, podążały grupy rosyjskiej policji wyposażone w 45 tysięcy worków na zwłoki oraz mobilne krematoria. We wrześniu 2021 roku Rosja przyjęła państwowy standard techniczny kopania i utrzymywania masowych grobów w czasie wojny. Wszedł on w życie 1 lutego 2022 roku. Mając na uwadze, że Rosja planowała zająć stolicę Ukrainy w 3 dni, nasuwa się oczywisty wniosek, podnoszony przez wielu analityków – Rosjanie planowali dokonać masowego ludobójstwa – od prezydenta Ukrainy i ukraińskiego rządu, przez zwykłych mieszkańców obwodu kijowskiego po najmniejsze dzieci. 

Kradzież również nie jest obca rosyjskim żołnierzom. I nie ma znaczenia czy jest to biżuteria, sprzęt elektroniczny czy żywność. Rosjanie kradli nawet pszenicę w Ukrainie, a ponieważ musieli uciekać, w niektórych miejscowościach celowo pocięli worki, aby zboże stało się całkowicie bezużyteczne, a Ukraińcy nie mogli go wykorzystać. 

Po II wojnie światowej zaczęto mówić „nigdy więcej” – nigdy więcej wojny, nigdy więcej ludobójstwa, nigdy więcej zbrodni… Okazuje się, że to „nigdy więcej” obecnie oznacza „no chyba, że będziemy mieli wyższe ceny za prąd”. 

Podczas gdy Polska czy Litwa budowały terminale LNG, by móc importować gaz nie tylko z Rosji, niektóre państwa wolały podpisywać coraz więcej umów z Rosją i budować Nord Stream 1, a potem Nord Stream 2. Teraz, po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, nagle zrozumiały, że to podejście było złe. Szkoda tylko, że spóźniły się o przynajmniej kilka lat. Państwa UE niejako płacą cenę za swoją opieszałość. Dostały terapię szokową. Tyle, że to Ukraina cierpi, a nie UE. Bez wielusetmiliardowych kontraktów na eksport ropy i gazu do państw Unii Europejskiej Rosja nie byłaby w stanie sfinansować inwazji na Ukrainę.

Wielu członków UE jest po prostu uzależniona od importu rosyjskich surowców. Także Polska, choć nie w takim stopniu jak niektóre państwa i jednak jesteśmy w bardziej komfortowej sytuacji niż one. Ale my też przecież mogliśmy (i powinniśmy byli) przyspieszyć tempo odchodzenia od rosyjskich surowców. Tak, w normalnych okolicznościach nie da się z dnia na dzień zrezygnować z importu rosyjskiego gazu i ropy. Tyle, że obecnie nie ma normalnych okoliczności. Tuż za granicą UE i NATO codziennie spadają rosyjskie bomby, codziennie dochodzi do gwałtów i zbrodni, codziennie giną niewinni ludzie. Ale mimo już nie tylko próśb, ale nawet błagań ze strony Ukraińców wciąż wiele państw nie jest gotowa na odchodzenie od rosyjskich surowców. Po długich negocjacjach udało się wprowadzić embargo na rosyjski węgiel. Jednak dzięki naciskom ze strony Niemiec, wejdzie ono w życie dopiero w sierpniu – za cztery miesiące. Opór w wielu stolicach wywołuje także pomysł odcięcia wszystkich rosyjskich banków od systemu SWIFT.  Niektórych przywódców bardziej interesuje wzrost cen energii w ich państwach, niż życie tysięcy niewinnych ludzi. Niestety są też politycy, którzy woleliby patrzeć, jak Rosjanie rujnują i topią Ukrainę we krwi, byleby tylko nie zniszczyć sobie relacji z Kremlem. Patrzeć oczywiście z głębokim zaniepokojeniem…

Kolejna sprawa – dostawy broni dla Ukrainy. Na początku inwazji Ukraińcom trudno było uzyskać od państw UE i NATO cokolwiek. Jedynie część z nich od razu deklarowała całkowicie wsparcie. Od samego początku Ukraińcy prosili nie tylko o amunicję, ale też czołgi, rakiety czy samoloty. Niechęć do pomocy spowodowana była założeniem, że Rosjanie szybko osiągną swoje cele. Jeden z niemieckich ministrów wprost przecież powiedział ukraińskiemu ambasadorowi, że nie ma sensu pomagać Ukrainie, skoro upadnie ona w ciągu kilku godzin, a potem nastanie nowy układ sił i nowy porządek w Europie. Można przypuszczać, że podobne podejście było także w kilku innych stolicach. Jednak Ukraina nie upadła, ukraińskie wojsko stawiało dzielnie opór. Wtedy jednak wiele państw zaczęło mówić, że nie wyśle Ukrainie broni, bo to by groziło eskalacją konfliktu i starciem NATO z Rosją. Po jakimś czasie jednak zaczęły wysyłać – amunicję, hełmy, kamizelki kuloodporne czy pociski. Wtedy też niektóre państwa poszły w narrację, że niemożliwe jest, by wysyłać ciężki sprzęt. Znowu oficjalnym powodem była chęć uniknięcia eskalacji konfliktu. Jednakże po jakimś czasie zaczęły ten sprzęt wysyłać. Jednocześnie zaczęto tworzyć sztuczne rozróżnienie między bronią „defensywną”, którą można Ukrainie wysyłać, a bronią „ofensywną”, której nie można wysyłać. Znowu – by nie doprowadzać do eskalacji konfliktu. Jednak każda broń przeznaczona do obrony jest bronią defensywną. Od początku powtarzali to Ukraińcy, ale dopiero całkiem niedawno, bo na ostatnim spotkaniu szefów MSZ państw NATO takie samo stanowisko przedstawił Sekretarz Generalny Sojuszu.

Przez sześć tygodni stanowiska wielu państw ewoluowały. Gdyby nie ich niezdecydowanie, strach, niechęć do pomocy możnaby uratować wiele osób. Gdyby od początku inwazji udawało się dostarczać pociski przeciwrakietowe, systemy obrony przeciwlotniczej, czołgi, pojazdy opancerzone, to najprawdopodobniej udałoby się zapobiec przynajmniej części zbrodni. Ukraińcy giną obecnie w obronie własnej wolności – wolności, która jest jedną z najważniejszych europejskich wartości. Giną za swoje euroatlantyckie aspiracje. Dlatego wszelka pomoc dla Ukrainy to moralny obowiązek dla Europejczyków. Jednak to także dbanie o bezpieczeństwo własnych państw, bo jeśli Rosja nie zostanie zatrzymana w Ukrainie, to za jakiś czas zaatakuje kolejne państwa.

Przyszłość tej wojny zostanie rozstrzygnięta nie tylko na polu bitwy, ale również w gabinetach europejskich i amerykańskich polityków, w których zapadają decyzje dotyczące sankcji i dostaw broni. Nie ma wystarczających powodów i usprawiedliwień, by czegoś nie robić dla Ukrainy, a przy tym dla całej Europy. Bycie Zachodem – bycie obrońcą wolności, praw człowieka i demokracji wymaga zdecydowanego działania i odwagi, a nie strachu.

Skip to content