Początki idei Trójmorza. Cz. VII. Podstawy amerykańskiej strategii wobec Europy Środkowo-Wschodniej

Autor: dr Łukasz Dryblak
Podziel się tym wpisem:

Wracając jednak do Amerykanów, najlepszym przykładem pracy, jaką musieli oni wykonać jest przykład Richarda Pipesa. Znany ze swych przenikliwych analiz ZSRS profesor Pipes pisał w swoich wspomnieniach, że dopiero podczas pracy nad rozprawą doktorską dotarło do niego, iż Rosja nie jest narodowościowym monolitem[1]. Wniosek ten był oczywisty dla polskich sowietologów, lecz dla Anglosasów stanowił stwierdzenie bardzo kontrowersyjne. Przykład ten dobrze pokazuje, jak niski był w USA stan wiedzy o państwie rosyjskim, jego historii i metodach działania. To również między innymi dzięki zaangażowaniu sowietologów polskiego pochodzenia, którzy pracowali na uniwersytetach, jak Adam Ulam, czy Richard Pipes oraz tych zaangażowanych w doradztwo dla służb amerykańskich, jak Jerzy Niezbrzycki (Ryszard Wraga) powoli od lat pięćdziesiątych zaczęto budować, dodajmy w bardzo niesprzyjającym, gdyż przesiąkniętym propagandą komunistyczną środowisku, wiedzę o Rosji i Europie Środkowo-Wschodniej.

            Przypomnijmy w telegraficznym skrócie główne koncepcje dotyczące Europy Środkowo-Wschodniej i Rosji, które znalazły odzwierciedlenie w polityce amerykańskiej. Podstawy powojennej amerykańskiej polityki względem Bloku Wschodniego mają swój początek w długim telegramie ambasadora w Moskwie George’a Kennana z 22 lutego 1946 r.[2]. Od tego momentu USA zaczęły przygotowywać się na długotrwałe starcie z ZSRS. Chociaż była to zmiana pozytywna, to jednak niewystarczająca. Kennan fascynował się Rosją i idąc tropem emigracji rosyjskiej (tak jak wielu Amerykanów), nie utożsamiał jej ze Związkiem Sowieckim, co stanowiło kardynalny błąd, za którym musiały iść kolejne. W efekcie USA nie zdecydowały się wykorzystać karty prometejskiej, obawiając się utraty sympatii narodu rosyjskiego. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że jest on odporny na propagandę demokratyczną. Zachód błędnie postrzegał ZSRS i Rosję, przykładając swoje definicje państwa i narodu, niepasujące do rosyjskiej specyfiki.

Prezydent Harry Truman 12 marca 1947 r., zapowiedział aktywną walkę przeciwko rozprzestrzenianiu się komunizmu, co znalazło swój wyraz nie tylko w powstrzymywaniu ekspansji sowieckiej w krajach trzeciego świata, ale także w postaci programu wojny psychologicznej, która była odpowiedzią na wpływy komunistów w świecie zachodnim. Podejście amerykańskie miało zatem charakter defensywny. Chociaż powołano Komitet Wolnej Europy oraz Amerykański Komitet Wyzwolenia Narodów Rosji, to jednak w amerykańskiej strategii już na początku lat pięćdziesiątych odrzucono możliwość zbrojnego wparcia Rosji z Europy. Stawiano na działania, które miały doprowadzić do ewolucji systemu sowieckiego, nakreślając sobie jednak niezbyt ambitne cele. Nawet Zbigniew Brzeziński zakładał, że najbardziej realnym scenariuszem jest dla Europy Środkowej uczynienie z niej strefy zdemilitaryzowanej. Nie wspominał przy tym ani o Estonii, Łotwie i Litwie, ani tym bardziej o kwestii białoruskiej, czy ukraińskiej[3]. Jego strategia miała w zasadzie wymiar defensywny – miała zapobiec neutralizacji Europy Zachodniej, która wewnętrznie pozostawałaby autonomiczna, lecz przychylna interesom sowieckim. Jak sam zauważył  „państwem geopolitycznie osiowym, które posłużyć może jako katalizator, są Niemcy”[4]. W dłuższej perspektywie Brzeziński jednak słusznie przyznawał, że USA muszą w którymś momencie zyskać przewagę nad ZSRS – „wewnętrzna decentralizacja w orbicie sowieckiej i zewnętrzna pacyfikacja postępowania Sowietów są na dalszą metę nieuniknionymi warunkami trwałego pokoju. […] Mogłoby to nawet pociągnąć za sobą rozpad imperium Wielkorusów”[5].

W obliczu rozpadu ZSRS Waszyngton nie był mentalnie przygotowany na tak radykalną zmianę, ignorując nawet deklaracje niepodległości trzech państw bałtyckich[6]. Również wejście państw środkowoeuropejskich do NATO odbyło się przy założeniu, że sojusz nie będzie miał de facto już na wschodzie Europy przeciwnika, gdyż Rosja stanie się demokratyczna, chociaż wielu sprzeciwiało się jego rozszerzaniu, obawiając się reakcji Moskwy. Najdobitniej strategię amerykańską po rozszerzeniu NATO wyraził w wydanej podczas kolejnego resetu na linii Waszyngton–Moskwa ten sam Zbigniew Brzeziński – „Aby Ameryka odniosła sukces jako promotor i gwarant stabilności odnowionego Zachodu, konieczne będą bliskie związki amerykańsko-europejskie, utrzymanie zaangażowania w NATO i staranne zarządzanie wspólnie z Europą procesem przyjmowania krok po kroku na łono świata zachodniego Turcji, jak i demokratyzującej się Rosji”[7]. Brzeziński będąc już w podeszłym wieku nie miał wpływu na politykę amerykańską, jednakże firmował ją swoim nazwiskiem na terenie Polski. Miarą niezrozumienia Rosji i procesów zachodzących w trójkącie między Berlinem, Moskwą i Ankarą była rola jaką Waszyngton wyznaczał Polsce – „Trójką Weimarski może odegrać konstruktywną rolę w postępach i konsolidacji trwającego i wciąż pełnego napięć procesu pojednania między Polską a Rosją. […] Tylko wtedy bardzo pożądana zgoda między Polską a Rosją może stać się naprawdę pełna, taka jak w stosunkach polsko-niemieckich. Oba te procesy przyczyniają się do zwiększenia stabilności w Europie”[8]. Niestety, nawet światowe mocarstwa nie uczą się na błędach. Kiedy Rosja od 2000 r. szykowała się systematycznie do odbudowy imperium, o czym głośno mówił osamotniony wówczas w swych poglądach na arenie światowej prezydent Lech Kaczyński, w Waszyngtonie dopatrywano się w działaniach Putina procesów demokratyzacyjnych. Amerykańska strategia konsolidacji Europy oraz Rosji była podporządkowana polityce powstrzymania Chin. W teorii pomysł był dobry, lecz w praktyce nigdy nie mógł zostać zrealizowany, gdyż Rosja miała inne cele strategiczne. Tak jak – przy dużym zresztą udziale Brzezińskiego – USA wspierając ChRL przeciwko ZSRS, wyhodowały sobie nowego przeciwnika, tak też próbując rozgrywać Rosję przeciwko Chinom, dały jej podstawy do ekspansji na Zachód. Chociaż po 2014 r. zaczęło zmieniać się podejście do Rosji, to jednak pełne otrzeźwienie nastąpiło dopiero w 2021 r., kiedy rozzuchwalony Kreml zaczął stawiać wygórowane żądania dotyczące rekonfiguracji architektury bezpieczeństwa. Oby to była ostatnia wygrana rosyjskiej dezinformacji. Nie ma jednak pewności, że Moskwa po raz któryś już z rzędu, kiedy przegra na polu bitwy, przybierze maskę demokracji, by zacząć wszystko od nowa.

Brzeziński, podobnie jak Pipes pochodził z Polski. Myślenie obu sowietologów różniło się od większości amerykańskich analityków parających się strategią, którzy przywiązani byli do koncepcji stref wpływów. Zakładano w niej, że ZSRS ma prawo do posiadania własnej strefy wpływów. Niektórzy, jak Kennan, ciągle aktywny Henry Kissinger (ostatnio postulował oddanie na pastwę Federacji Rosyjskiej broniącej się Ukrainy), czy dużo młodszy John Mearsheimer (którego tezy chętnie powielane są nawet w Polsce) byli gotowi oddawać ZSRS/Rosji bardzo dużo… Jak wspominał Pipes w 1991 r., Kennan znalazł się w niezręcznej sytuacji, gdyż gratulowano mu triumfu jego strategii, co było nieporozumieniem, gdyż przeciwstawiał się on polityce Reagana, argumentując, że doprowadzi ona do III wojny światowej[9]. Było wręcz odwrotnie – ZSRS był zbyt słaby na konfrontację, dlatego sankcje gospodarcze (zwłaszcza w sektorze energetycznym, co również stało w sprzeczności z interesami Bonn, rozwijającego wówczas współpracę energetyczną z Moskwą), przyspieszyły jego rozpad. Koncepcja ładu światowego, w którym jednym z „żandarmów” miałaby być Rosja jest konstrukcją, która nie ma szans powodzenia. Moskwa nie jest zainteresowana utrzymaniem pokoju, gdyż nie jest w stanie rozwijać się w normalnych warunkach, jej rozwój immanentnie związany jest z ekspansją. Papier jednakże przyjmie wszystko. Kissinger udowodnieniu słuszności swojej koncepcji „World Order” poświęcił 350 stron[10], zrozumiałym zatem jest, dlaczego tak bardzo broni Federacji Rosyjskiej, która zmierza w kierunku już nie mocarstwa regionalnego, lecz państwa trzeciego świata.

Amerykanie w czasie zimnej wojny, ze względu na brak lepszego oparcia na kontynencie, przymykali oko na liczne zdrady RFN i próby prowadzenia samodzielnej polityki wschodniej. Świetnie niemiecką politykę skomentował doradzający w kluczowych latach 1981–1982 prezydentowi Ronaldowi Reaganowi prof. Richard Pipes – „Głównym problemem były Niemcy, którym żywotnie zależało na połączeniu się ze wschodnią częścią kraju […] Dla osiągnięcia tego władze w Bonn gotowe były do daleko idących ustępstw wobec Związku Sowieckiego. Uznawały, że cała Europa Wschodnia z wyjątkiem Niemiec Wschodnich leży w sowieckiej „strefie wpływów”. Ilekroć więc usiłowaliśmy pomóc mieszkańcom Europy Wschodniej w walce z prosowieckimi reżimami, Niemcy otwarcie odcinały się od nas. W grudniu 1981 roku, jak będzie mowa dalej, Niemcy powiedzieli nam wprost, że nie sprzeciwiają się wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, a Stany Zjednoczone nie mają prawa, „mieszać się w wewnętrzne sprawy” krajów podległych Moskwie”. […] Czołowe osobistości Niemiec uważały, że do krajów dysponujących wielką potęgą zbrojną nie można stosować norm moralnych. Carl F. von Weizsacker, wybitny fizyk niemiecki i brat prezydenta państwa, pisał, niedwuznacznie nawiązując do słów Reagana: «Polityka, dzieląca świat na dobrych i złych i uznająca największe mocarstwo, z którym musimy koegzystować, za siedlisko zła, nie jest polityką pokojową, nawet jeśli jej oceny moralne są słuszne»”[11]. Czy nie przypomina to postawy RFN w obliczu kryzysu wyborczego na Białorusi oraz wojny na Ukrainie?

Ze słupków świadczących o potencjale gospodarczym i możliwościach rozwojowych wywnioskowano, że to również RFN po likwidacji żelaznej kurtyny będzie pierwszym sojusznikiem USA w Europie. Tak też było do prezydentury Donalda Trumpa. Początkowo do takiej polityki chciał również wrócić Joe Biden, lecz w obliczu zbliżającej się rosyjskiej agresji na Ukrainę zrozumiał, że z różnych względów nie może w tej kwestii liczyć na Berlin, błyskawicznie zacieśniając współpracę z lekceważoną na początku jego prezydentury Polską (jeszcze wcześniej rozpoczął się proces zbliżenia polsko-brytyjskiego).

Regionem Trójmorza tradycyjnie najbardziej zainteresowane były RFN i Federacja Rosyjska, które upatrywały w nim źródła swej potęgi. Chociaż Europa Środkowa znalazła swoje miejsce w polityce amerykańskiej, to jednak dopiero po 2014 r. zaczęła ona podobnie jak Ukraina i Białoruś zyskiwać swoje znaczenie. Region ten nie tyle może stać się źródłem potęgi USA, co zainwestowanie weń może przyczynić się do utrzymania amerykańskiej dominacji na świecie. Waszyngton powinien sobie zdawać sprawę, że tylko Trójmorze poszerzone o Ukrainą i Białoruś może powstrzymać Rosję i Niemcy przed domknięciem procesu wyługowywania amerykańskich wpływów z Europy. Przykłady z historii jak również wydarzenia z ostatnich lat pokazują, że w polityce międzynarodowej – wbrew poglądom głoszonym przez tzw. geopolityków – nie ma determinizmu. Mimo funkcjonowania narodów w pewnej kulturze strategicznej kształtującej się w czasie i przestrzeni, istnieje jeszcze szereg innych czynników, które pozwalają przełamywać nawet mocno zakorzenione schematy. Okazje wymagają jednak gotowości, gdyby nie praca intelektualna wykonana przez polskich sowietologów w USA, w otoczeniu prezydentów nie znaleźliby się tacy ludzie jak Brzeziński, czy Pipes (nie bez znaczenia były również kontakty ze środowiskiem polskiej emigracji pełniącego w latach 1981–1987 funkcję dyrektora CIA Williama Casey’a).

***

Łukasz Dryblak absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, stopień doktora uzyskał w Instytucie Historii PAN. Obecnie współpracuje z Zakładem Historii XX wieku tegoż Instytutu, realizując projekt badawczy poświęcony relacjom polsko-rosyjskim na emigracji. Specjalizuje się w historii najnowszej, ze szczególnym uwzględnieniem okresu II Rzeczpospolitej, dziejów emigracji rosyjskiej, polskiej myśli politycznej i sowietologicznej. Autor kilkudziesięciu artykułów naukowych z zakresu historii i bezpieczeństwa oraz książki Pozyskać przeciwnika. Stosunki polityczne między państwem polskim a mniejszością i emigracją rosyjską w latach 1926–1935 (Warszawa 2021).


[1] „Pracując nad rozprawą doktorską, dokonałem zaskakującego odkrycia: stwierdziłem, że Rosja, zarówno przed rewolucją, jak i potem, była wielonarodowym imperium”, R. Pipes, Żyłem. Wspomnienia…, s. 75.

[2]Ibidem, s. 32–33.

[3] Z. Brzeziński, Plan gry. USA vs ZSRR, Warszawa 1990, s. 207–208.

[4] Ibidem, s. 207–208.

[5] Ibidem, s. 258–259.

[6] R. Pipes, Związek sowiecki dryfuje, [w:] idem, Rosja, komunizm, świat, tłum. A. Nowak, Sz. Czarnik, Kraków 2002, s. 169.

[7] Z. Brzeziński, Strategiczna wizja. Ameryka a kryzys globalnej potęgi, Kraków 2013, 250.

[8] Ibidem, s. 251.

[9] R. Pipes, Żyłem…, s. 107.

[10] H. Kissinger, Porządek światowy, tłum. M. Antosiewicz, Wołowiec 2016, s. 349–350.

[11] R. Pipes, Żyłem…, s. 159.

Skip to content