Trimarium

Analizy, opinie i komentarze najważniejszych wydarzeń

Początki idei Trójmorza. Cz. VIII. Czy III RP czerpała z dorobku myśli II Rzeczpospolitej i powojennej emigracji politycznej?

Podziel się tym wpisem:

Kręgi współkreujące polską politykę zagraniczną w III Rzeczpospolitej w sensie ogólnym jak najbardziej odwoływały się do myśli II Rzeczpospolitej oraz emigracji politycznej, która stanowiła przedłużenie trwania przedwojennej Polski. Robiono to jednak bardzo wybiórczo. Odwoływano się przede wszystkim do koncepcji prometejskiej, co na prawie siedmiuset stronach przeanalizował Paweł Kowal, wyróżnił trzy idee, które miały wpływ na kształtowanie polskiej polityki wschodniej – „oprócz charakterystycznej dla ideologii PRL strategii opartej na resentymentach historycznych ważną rolę odgrywały dwie inne – krytyczna strategia „Kultury” z wzorcem w postaci prac Beauvois oraz afirmacyjna, bliska Janowi Pawłowi II, dla której wzorcem były prace Haleckiego, kontynuacją zaś, przykładowo syntezy historyczne Kłoczowskiego”[1]. O ile stwierdzenie to w szczegółach jest dyskusyjne – lecz nie miejsce na polemikę w tej kwestii – to jednak bez wątpienia można się zgodzić, że podejście neoprometejskie wywarło duży wpływ na polską politykę wschodnią.

W 1991 r. została powołana Grupa Wyszehradzka, co również można uznać, za pewne nawiązanie, tym razem do promowanych od 1939 r. przez różne stronnictwa polityczne koncepcji zbliżenia państw środkowo europejskich, wręcz łączenia ich w ramach jednej lub kilku mniejszych federacji. Polityka neomiędzymorska i neoprometejska była szczególnie widoczna w posunięciach i wypowiedziach prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Bez wahania chyba można nazwać go największym orędownikiem współpracy narodów środkowo-wschodnio europejskich oraz tych wyzwolonych w wyniku demontażu ZSRS. Był on największą przeszkodą na drodze realizacji rewizjonistycznej strategii politycznej Berlina i Moskwy. Niestety, mało kto wtedy na świecie dostrzegał to zagrożenie. Kiedy Berlin realizował kolejne etapy podporządkowywania sobie Europy, czego apogeum obserwujemy obecnie w postaci projektu federalizacji Unii Europejskiej, Moskwa na swój sposób starała odbudować się terytorialną, ludnościową i ekonomiczną potęgę imperium poprzez planowany cykl aneksji, w postaci ataku na Gruzję (powstrzymanego przez udziale polskiego prezydenta), zaangażowania w Syrii, aneksji Krymu i agresji na Ukrainę, w sferze ideowej posługując się hasłem Unii Eurazjatyckiej, która docelowo miała współpracować z Unią Europejską. Oba projekty zakładały jednakże utratę suwerenności narodów Trójmorza poszerzonych o Białorusi i Ukrainy, de facto nowy podział Europy, którego finałem miałoby być zmarginalizowanie wpływów USA, których rola miała być w myśl niemieckiej strategii sprowadzona do roli żandarma, mającego powstrzymywać Rosję przed pomysłami poszerzania swojej strefy wpływów za Odrę. Znakomicie niemieckie dążenia na Wschodzie przedstawił w 1986 r. wiceprzewodniczący frakcji SPD w Bundestagu Peter Glotz pisząc – „Europa Środkowa – co utrudnia nam zintensyfikowanie handlu i zacieśnienie powiązań naszych blisko ze sobą spokrewnionych kultur? Naiwnością byłoby obecnie kwestionowanie sojuszy. Niebezpieczne jest podważanie ustaleń z Jałty, ale może udałoby się zastąpić stare zasady nowymi? Nałożyć nowe struktury na stare, zachowując konsens między Wschodem a Zachodem?”[2].

Kolejne rządy zmieniające się w Warszawie, zajęte poważnymi problemami, najpierw związanymi z transformacją, potem wejściem do NATO i wreszcie do Unii Europejskiej prowadziły politykę – można powiedzieć – na wyczucie, wytyczając sobie bardzo ogólne cele w postaci związania Polski z Zachodem oraz oddziaływaniem na Wschód w taki sposób, by umożliwić tę samą drogę byłym republikom sowieckim. W żadnym z rządów nikt nie wpadł na pomysł, by powołać instytucję (think tank), który zająłby się analizą na poziomie strategicznym (meta), co wymagało nie tylko analizy bieżącego położenia Polski, lecz przede wszystkim przestudiowania historii polskiej polityki zagranicznej i idei oraz skonfrontowania jej w czasie i przestrzeni z tym, jak ewoluowały strategie głównych – z punktu widzenia polskich interesów – graczy. Oczywiście, istniały odpowiednie komórki w ministerstwach. Od początku funkcjonowało także przez prezydencie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, powstał Ośrodek Studiów Wschodnich, czy Studium Europy Wschodniej UW, były to jednak instytucje, które siłą rzeczy albo zajmowały się sprawami bieżącymi, albo ich zadaniem była edukacja, albo też ich praca miała wymiar operacyjny w postaci bieżącej polskiej aktywności na Wschodzie. Tak bardzo zlekceważono analizę strategii innych państw, że nie dostrzeżono, że zarówno Berlin, jak i Moskwa wciąż posługiwały się strategią geopolityczną. Gdyby chociaż chciano skorzystać z analizy posługującej się modelami historycznymi, czy chociażby sięgnięto po klasyczne prace polskich sowietologów, czy nawet publicystkę polityczną z pierwszy dwóch dziesięcioleci po wojnie, być może zrozumianoby, że polska polityka w porównaniu do innych państw nie odpowiada wyzwaniom, jakie generowało środowisko międzynarodowe. W stosunku do II Rzeczpospolitej, w III Rzeczpospolitej zainteresowanie myślą innych narodów jest jeszcze mniejsze, co sprzyjało zwodzeniu Warszawy na manowce oraz forsowaniu zmanipulowanych narracji, których celem jest pozyskanie jak największej liczby Polaków replikujących treści i poglądy szkodliwe dla nich samych.

Recepcja myśli „późnych” pism „Kultury” nie mogła zastąpić całego bogactwa myśli, którą zostawiła po sobie elita polityczna niepodległej Polski. Rozwój myślenia strategicznego w Polsce Ludowej był niemożliwy, w zasadzie nie uczono analizy na odpowiednim poziomie, gdyż za strategię odpowiadała Moskwa. Tym bardziej opozycja powinna była studiować to, co pisała emigracja formułująca swoje myśli w sposób nieskrępowany cenzurą, jak to miało miejsce w PRL. Niestety, lekcja z historii polskiej myśli politycznej nie została odrobiona, co mści się po dziś dzień i będzie mścić się nadal.

To, co było oczywiste dla dużej części polskiej emigracji, było zupełnie niezrozumiałe w III Rzeczpospolitej. Wchodząc do Unii Europejskiej nie zwrócono uwagi, że zjednoczone Niemcy będą dążyły do podporządkowania sobie Europy Środkowo-Wschodniej i dzięki niej zdominowania całego kontynentu. Tak przewidywała polska emigracja, Niemcy się nie zmienili, nie zmieniła się również ich strategia. Modyfikacji uległy jedynie narzędzia.

O ile brak rozpoznania niemieckiej strategii można złożyć na karb naiwności większości polskich rządów, o tyle już polityka nowego otwarcia w stosunkach z Rosją, prowadzona przez rząd Donalda Tuska, stanowiła egzystencjalne zagrożenie dla państwa polskiego. Kierujący resortem dyplomacji Radosław Sikorski realizował strategię, która była zaprzeczeniem realizacji polskich interesów opierając się na dwóch trójkątach: normandzkim (Polska – Niemcy – Francja) oraz kaliningradzkim (Polska – Niemcy – Rosja). Bezcenny czas, w którym Polska powinna wykorzystać do wzmocnienia swojej obronności został roztrwoniony i zmarnowany na umacnianie niemiecko-rosyjskiej strefy wpływów w Polsce. Okres ten obfitował w tyle kontrowersyjnych posunięć rządu, że zasługuje na wielotomową monografię opracowaną przez interdyscyplinarny zespół naukowców, w tym psychologów, którzy powinni zająć się fenomenem zdrady w elitach politycznych, czym swoją drogą dla wcześniejszych wieków zajmowali się już historycy.

Z pewnością Warszawa nie mogła mieć wpływu na amerykańsko-rosyjskie resety, lecz mogła lepiej prowadzić politykę informacyjną na temat Rosji, nie wdając się we współpracę z Federacją Rosyjską i RFN na takich zasadach, jak to zrobiła Platforma Obywatelska w ramach inicjatywy Trójkąta Kaliningradzkiego, który był de facto zaprzeczeniem idei Trójmorza, wręcz wstępem do rozbioru całego regionu.

Jak już wspominałem na poziomie bardzo ogólnych założeń polska polityka zagraniczna nawiązywała do koncepcji ULB autorstwa Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego, dość swobodnie rozumianego prometeizmu oraz myśli federalistycznej, chociaż raczej jako argumentu propagandowego używanego do nagłaśniania na Zachodzie roli polskiej emigracji w budowaniu wspólnoty europejskiej. Dążąc do wejścia do Unii Europejskiej nie wzięto pod uwagę wskazań, chyba wszystkich emigracyjnych frakcji, by przedtem zorganizować się w ramach Europy Środkowej, gdyż inaczej jej narody zostaną zdominowane przez Niemcy.

Przykłady historyczne dobitnie pokazują, że Europa Środkowo-Wschodnia płaci wysoką cenę za brak koordynacji polityki i bliższej współpracy między narodami Trójmorza w postaci wyzysku, a nawet swego rodzaju kolonizacji. Pozycja Niemiec, którą zdobyły po zjednoczeniu nie tyle wynikała ze scalenia RFN z NRD, lecz podporządkowania sobie gospodarczo-politycznego przez Berlin niemal całej Europy Środkowo-Wschodniej, z nadzieją na uzyskanie również wpływów na Ukrainie i Białorusi. To samo myślenie determinowało ekspansję rosyjską, której punktem kulminacyjnym było zażądanie w 2021 r. wycofania się NATO z flanki wschodniej. Celem nie była sama Ukraina. Rosja, rozzuchwalona błędami nowej administracji amerykańskiej, dokonała błędnej oceny i uznała, że nadszedł czas odzyskania wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej siłą, gdyż bez niej Rosja nie miałaby sił na dalszy rozwój i efektywną rywalizację z innymi mocarstwami, nie mówiąc już o Stanach Zjednoczonych, czy Chinach.

Pewnych błędów udałoby się uniknąć, nie od razu jednak można było wcielić w życie projekt integrujący państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Taka możliwość pojawiła się dopiero w sprzyjających okoliczności zewnętrznych, które wciąż się rozszerzają, począwszy od pierwszego spotkania Inicjatywy Trójmorza 29 września 2015 r. w Nowym Jorku. Prezydent Andrzej Duda podkreśla, że inicjatywa w tej kwestii wyszła ze strony Chorwacji. Nie bez przyczyny jednak chorwacka prezydent Kolinda Grabar-Kitarović zwróciła się w tej kwestii w pierwszej kolejności do prezydenta Polski. Formalny szczyt Inicjatywy z udziałem Austrii, Bułgarii, Chorwacji, Czech, Estonii, Litwy, Łotwy, Polski, Rumunii, Słowacji, Słowacji i Węgier, odbył się 25 sierpnia 2016 r. w Dubrowniku.

Projekt Trójmorza często wyśmiewany lub uważany za nieefektywny instrument polskiej polityki, gdyż np. zadrażniający nasze stosunki z Niemcami, zyskiwał na znaczeniu i realności dzięki narastającym sprzecznościom strategicznym między Waszyngtonem a Berlinem. Nie był to jedynie problem niedoinwestowania niemieckiej armii, na co zwracał uwagę Donald Trump. Ten brak wywiązywania się ze zobowiązań sojuszniczych w NATO, był pochodną niemieckiej strategii. Berlin wykluczał konfrontację z Moskwą, gdyż to ona generowała dla niego zyski polityczne w postaci zacieśniania kontroli nad Europą Środkowo-Wschodnią.

Czy Niemcy spodziewali się tak agresywnego posunięcia Kremla w związku z Ukrainą? Być może nie, ale od dawna byli gotowi ustępować Rosjanom w kwestiach suwerenności innych narodów, łudząc się, że uda im się utrzymać podział stref wpływów w Europie, w najgorszym przypadku przechodzący gdzieś między Odrą a Bugiem. Warto zwrócić uwagę na od wielu lat rozwijaną narrację o Polsce A (tej pasującej do Europy) i Polsce B (zacofanej, bliższej Wschodowi). Zarówno Niemcy, jak i Rosjanie myślą w kategoriach strategii długoterminowych. Nie można wykluczyć, że w niewypowiedzianym oficjalnie planie, z czasem doszłoby do takiego podziału. Gdyby Ukraińcy nie byli 24 lutego dostatecznie przygotowani i zdeterminowani, gdyby kierownictwo państwa zgodziło się na ewakuację, wreszcie, gdyby Rosjanie nie zlekceważyliby przeciwnika, mogłoby się okazać, że rosyjskie czołgi stanęłyby nad polską granicą. Co wówczas zrobiłby Berlin? Jeżeli nawet w sytuacji zupełnej kompromitacji i porażki rosyjskiej zachowuje lojalność wobec moskiewskiego partnera?

Dzięki agresji rosyjskiej do NATO zdecydowały się przystąpić wreszcie Szwecja i Finlandia, spełniając w ten sposób dążenie polskiej polityki zagranicznej od lat 20. XX wieku. Rosja ma obecnie do czynienia z jednym sojuszem na całej swojej granicy zachodniej, który dysponuje relatywnie silną (w stosunku do rosyjskiej) marynarką wojenną na Bałtyku i zwłaszcza dzięki Finlandii znacznie zwiększonymi siłami lądowymi. Nie wspominając już o utworzeniu dowództwa korpusu NATO w Polsce oraz nowych brygadach, które zostaną rozlokowane na całej flance wschodniej. Wszystko to komplikuje sytuację Rosji, ale także Niemiec, które zamiast marginalizować aktywność amerykańską na kontynencie obserwują jej wzrost, czego symbolem jest możliwość utraty kontroli nad główną partią opozycyjną w Polsce. Konflikt pokazał, że Europa Środkowo-Wschodnia we współpracy z USA i Wielką Brytanią jest wstanie podejmować wspólną niezależną od Berlina politykę. Widać to na przykładzie pomocy wojskowej i materiałowej dla Ukrainy oraz przekazu politycznego formułowanego zwłaszcza przez państwa bałtyckie, Polskę, Czechy, Słowację i Słowenię.

Wchodzimy w niezwykle interesujący etap. Można powiedzieć, że Polacy czekali na niego dwieście lat. Idee, jakie głosili w różnych swoich wariantach mają teraz szansę realizacji w najszerszym zakładanym przez nich zakresie, czyli w postaci bloku państw koordynujących swoją politykę obroną wobec Rosji, do których przede wszystkim zaliczają się Finlandia, Szwecja, Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Czechy, Słowacja i Rumunia, Słowenia, Chorwacja, Bułgaria oraz Węgry, błądzące obecnie po manowcach tzw. „realizmu”, próbujące egoistycznie wytargować dla siebie jak najwięcej (czy nie zakończą tej gry ostatecznie ze stratą, to się jeszcze okaże). Wbrew pozorom stanowisko Węgier cieszy nie tylko Moskwę, ale i Berlin, które jednakowo starają się nie dopuścić do pogłębienia współpracy państw Trójmorza. Wielką rolą Warszawy jest przekonanie Budapesztu do swojej wizji polityki wschodniej. Z pewnością nie będzie to proste. Niepokojący jest również fakt, że dyrektor gabinetu politycznego Victora Orbana Balázs Orban w książce poświęconej strategii nie znalazł miejsca dla Polski oraz dla Trójmorza (w przeciwieństwie do Niemiec, Rosji i Turcji), nawet w części historycznej nie wspomniał o roli Jagiellonów[1].

Głos większości państw środkowoeuropejskich i Wielkiej Brytanii w kwestii Ukrainy jest częścią głównej narracji NATO, którą wytyczają przede wszystkim USA. To głównie dzięki wsparciu Polski, USA i Wielkiej Brytanii Ukraina może się bronić. Chociaż Berlin liczy, że po wojnie to on będzie miał decydujący głos w jej odbudowie, nie wyjaśnia, w jaki sposób będzie chciał to pogodzić z polityką wobec Rosji? Może liczy, że nie będzie musiał, osadzając swoich nominatów w Kijowie, w Warszawie. Może nawet da sobie wmówić, że i w Moskwie (w co zawsze może zagrać Kreml, przecież Niemcy bardzo wspierali Aleksieja Nawalnego). Jak wówczas będą się układać stosunki zwłaszcza w trójkącie Berlin–Warszawa–Kijów? Co zrobi Berlin, jeśli realizacja niemieckiej strategii dotychczasowymi środkami będzie niemożliwa? Pytania te pozostawiam otwarte, chociaż trzeba zaznaczyć, że już teraz widać nerwowe zachowanie obecnego kanclerza Olafa Scholza, który na konferencji w Poczdamie zasugerował możliwość powrotu dyskusji o rewizji granicy polsko-niemieckiej – „Chciałbym powiedzieć, patrząc na Donalda Tuska, jak wielkie znaczenie mają układy, które wynegocjował Willy Brandt i raz na zawsze ustalona jest granica Niemiec i Polski po setkach lat naszej historii. Nie chciałbym, by jacyś ludzie szperali w książkach historycznych, by wprowadzić rewizjonistyczne zmiany granic. To musi być dla nas wszystkich jasne”[2]. Nie ma wątpliwości, że niezależnie kiedy zostanie pokonana (lub nie) Rosja i w jakim stopniu się to dokona, Polska musi mieć silną armię. W przypadku przegranej Rosji pozostaje również pytanie o status Białorusi, dlatego Warszawa już teraz powinna prowadzić intensywną akcję informacyjną na rzecz jej wyzwolenia i włączenia do zachodniego systemu bezpieczeństwa.

***

Łukasz Dryblak – absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, stopień doktora uzyskał w Instytucie Historii PAN. Obecnie współpracuje z Zakładem Historii XX wieku tegoż Instytutu, realizując projekt badawczy poświęcony relacjom polsko-rosyjskim na emigracji. Specjalizuje się w historii najnowszej, ze szczególnym uwzględnieniem okresu II Rzeczpospolitej, dziejów emigracji rosyjskiej, polskiej myśli politycznej i sowietologicznej. Autor kilkudziesięciu artykułów naukowych z zakresu historii i bezpieczeństwa oraz książki Pozyskać przeciwnika. Stosunki polityczne między państwem polskim a mniejszością i emigracją rosyjską w latach 1926–1935 (Warszawa 2021).


[1] B. Orban, Tabliczka mnożenia. Rzecz o węgierskim myśleniu strategicznym, Warszawa 2022.

[2]  https://wgospodarce.pl/informacje/117071-niemcy-groza-rewizja-granic-dziwne-slowa-scholza (dostęp: 19.09.22).


[1] P. Kowal, Testament Prometeusza. Źródła polityki wschodniej III Rzeczypospolitej, Warszawa – Wojnowice 2016, s. 686.

[2] P. Glotz, Niemiecko-czeskie drobnostki lub: myśli postrzępione na temat Europy Środkowej (1986), [w:] Przestrzeń i polityka. Z dziejów niemieckiej myśli politycznej, oprac. A. Wolff-Powęska, E. Schulz, Poznań 2000, s. 641.

Skip to content