Rafał Tomański: Najnowszy koreański wynalazek – babcia. Można za niego dostać Oscara

Podziel się tym wpisem:

Oscara w 2021 roku za rolę drugoplanową dostała południowokoreańska aktorka Youn Yuh-jung. W filmie „Minari” wcieliła się w rolę babci tworzącej nietypową relację z wnukiem. Czy „Minari” ma szansę na powtórzenie sukcesu zwycięzcy Oscarów z 2020 czyli „Parasite”? Z pewnością rozpoczęła się już ofensywa przekonywania świata, że koreańskie babcie nie mają sobie równych i że można z nich uczynić nowy towar eksportowy – pisze w Trimarium.pl Rafał Tomański.

Koreańczycy z Południa znakomicie potrafią przekształcać nawet biznesowo skomplikowane przedsięwzięcia w złoto. Ich swoisty dotyk Midasa wymaga jednak niezwykłej koordynacji na poziomie polityki rządowej. K-pop, czyli młodzieżowa muzyka boys- i girlsbandów nie stał się popularny pod każdą szerokością geograficzną ot tak, samoistnie. K-drama, czyli koreańskie telenowele, również nie były do wzięcia na telewizyjnych targach nowości wprost z katalogu. Wszystko na polu kultury spod znaku „K” jest produktem, który ma umacniać wizerunek Korei Południowej.

Muzyka, kuchnie, stroje

Trzeba przyznać, że Koreańczycy w zarabianiu na swoich produktach popkultury są znakomici. Ich strategia zatacza coraz szersze kręgi, bo to już nie tylko muzyka i filmy dla młodych i w oparciu o nowe trendy, ale także niewstydzenie się swoich korzeni i przekonywanie do tego co zawiera jak najwięcej koreańskiej esencji.

Po k-popie i k-drama eksportuje się na świat hansik, czyli koreańską kuchnie oraz hanbok, czyli koreański narodowy strój. Instytutu kultury tworzą ulotki tłumaczące, że hanbok to nie kolejny wzór kimona, ale zupełnie inna filozofia ubierania się i dobierania kolorów stroju. Że hansik to nie jakieś dziwnie pachnące czosnkiem (oczywiście to tylko z perspektywy tych, którzy nie przepadają za czosnkiem) i niebywale ostre potrawy. Hansik niesie bowiem odwieczną – dla Koreańczyków niemal prastarą i intuicyjną – zasadę czerpania korzyści z naturalnej odporności poprzez proces fermentowania warzyw. Kiszonki, czyli głównie kimchi, stają się naturalnymi probiotykami, którymi natura nas wzmacnia.

Kinowa soft power

W tym szaleństwie jest jak najbardziej skuteczna metoda, bowiem eksport rośnie. W koreańskiej telewizji wiadomością dnia coraz częściej bywa kolejna międzynarodowa nagroda czy rekord z amerykańskiej listy przebojów najpopularniejszego boysbandu o nazwie BTS. Trendy przerabia się w maszyny do zarabiania pieniędzy, dlatego właśnie nie można mieć złudzeń, że od oscarowego sukcesu filmu „Parasite” w 2020 roku rozpoczęła się ofensywa koreańskiej soft power na polu kinowych superhitów.

„Parasite” był jednak filmem niemal doskonałym. Idealnie odzwierciedlał niezwykłą klasę i sposób nienachalnego prowadzenia akcji, która każdy komediowy akcent jest w stanie naszpikować odniesieniami do trudu istnienia, a widz odbiera każdy z tych detali śmiejąc się i płacząc jednocześnie. Tamten film zasługiwał na uznanie osiągając wyżyny możliwości filmowych. Nie ma się czemu dziwić, że po „Minari” spodziewano się podobnego sukcesu. Liczono na kilka statuetek, udało się jednak zdobyć tylko jedną.

Superbabcia

Nagroda za rolę drugoplanową dla pani Youn Yuh-jung stała się dla koreańskich mediów wielkim sukcesem. Pozostawał jednak niedosyt. Youn zdobyła Oscara w tej kategorii jako dopiero druga Azjatka i to gdy od pierwszej nagrody minęły 64 lata (w 1957 roku jako pierwsza Azjatka w tej kategorii odebrała Oscara Japonika, Miyoshi Umeki za rolę w filmie „Sayonara”, grała tam u boku Marlona Brando). „Minari” mimo tego osiągnięcia nie może liczyć na podobne uznanie co „Parasite”. Przedstawia historię południowokoreańskiej rodziny, która w latach 80. ubiegłego wieku przeprowadza się do amerykańskiego stanu Arkansas. Po latach powtarzalnej pracy sekserów (czyli specjalistów rozpoznających płeć małych kurcząt) mąż chce wziąć los we własne ręce i stawia na życie na nowych zasadach. Kupuje ziemię i rozpoczyna uprawę koreańskich warzyw, by wykorzystać coraz liczniejszą migrację z Korei do USA. Żona jednak nie czuje się na miejscu, boi się o zdrowie syna, który cierpi na wadę serca. Farma jest bowiem bardzo oddalona od szpitala i poważnie chore dziecko może nie dostać pomocy medycznej na czas. W tej sytuacji do opieki nad małym zostaje sprowadzona z rodzinnego kraju babcia i na ekranie pojawia się nagrodzona Oscarem aktorka.

Przed oscarową galą, która z przyczyn pandemii została odłożona o kilka tygodni w czasie, o „Minari” zdążyło być głośno. Obraz zdobył uznanie krytyków, w lutym uhonorowano go Złotym Globem dla filmu zagranicznego, a Youn Yuh-jung dwa tygodnie przed Oscarami wygrała prestiżową brytyjska statuetkę BAFTA za rolę drugoplanową. O wyjątkowej roli „halmoni”, czyli koreańskich babć zaczęto mówić w tamtejszych mediach. Podkreślano, że nikt tak jak one nie jest w stanie kształtować nowych pokoleń. Przypominano, że obecne babcie często pamiętają jeszcze wojnę, a jak nie drugą i cierpienia doznane wówczas ze strony japońskiej armii (niezwykle ważna w Korei kwestia tzw. pocieszycielek, kobiet zmuszanych do prostytucji na rzecz japońskich żołnierzy podczas wojny), to na pewno koreańską, domową z lat 1950-53, kiedy to tracono wszystko i trzeba było hartu ducha, by rozpoczynać życie na nowo. Przy babci z „Minari” Superman mógłby wydawać się krasnoludkiem i cherlakiem.

Nadmuchany balon

Wystarczy jednak obejrzeć film, by stwierdzić, że koreańska machina marketingowa może wskazywać sygnały zmęczenia materiału. „Minari” nie jest złe, ale na tle dotychczasowych koreańskich produkcji wypada blado. Akcja opowiadana z perspektywy dziecka, wspomnianego chorego synka pary głównych bohaterów, nie daje widzowi głębi wrażeń i przemyśleń. Oczywiście, można się domyśleć tego, co niedopowiedziane, ale pozostawia to spory niedosyt i poczucie jedynie dwóch, a nie trzech wymiarów opowieści. Co więcej, postać babci składa się jedynie ze scenni czegoś na kształt przewidywalnych gagów, a nie zwrotów akcji i ukrytych znaczeń, jak dzieje się to w większości k-produkcji. Wielkie oczekiwania gasną po doświadczeniu opowieści „Minari” z każdą minutą. Filmowi udała się sztuka nietypowa w skali tamtej kinematografii. Stworzono bowiem historię, która nie wciąga i jedynie tworzy mit, a nie go unaocznia przed widzem. Być może wydmuszka to zbyt mocne słowo, ale za bardzo nadmuchany balon z pewnością może pasować jako skrót myślowy w opisie „Minari”.

Soft power siły koreańskich resortów nieco się zapętlił. Może i mało kto się zorientuje, ale sygnały przegrzania aparatu kreowania wizerunku wskazują, i nie jest to wyłącznie koreańska prawidłowość, na rosnące wewnętrzne problemy kraju. A tych z punktu widzenia politycznego jest niestety coraz więcej. Warto zobaczyć film samemu i wyrobić sobie własne zdanie.

Autor jest dyrektorem Działu Chin i Azji Wschodniej Europejskiego Centrum Projektów Pozarządowych, byłym korespondentem Polskiej Agencji Prasowej z Pekinu.

Fot.: screen z oficjalnego zwiastuna filmu „Minari” A24/Youtube

Skip to content