
Rosja czy Sowiety? Czyli ciąg dalszy sporów o istotę imperializmu rosyjskiego
W ostatnich miesiącach w prasie polskiej przetoczyła się dyskusja nad istotą państwa rosyjskiego i prawdziwego oblicza Rosjan oraz ich kultury. Ponownie wrócił stary spór sięgający jeszcze XIX wieku, w którym z pewnością poczesne miejsce zajmują znamienici przedstawiciele Wielkiej Emigracji Maurycy Mochnacki i Joachim Lelewel. Pierwszy odrzucał jakąkolwiek możliwość współpracy z Rosjanami, drugi ze względu na swoje kontakty m.in. Aleksandrem Hercenem i Michaiłem Bakuninem, stanowił dla nich źródło wiedzy o demokracji i wolności. Tak przynajmniej odczytywała jego rolę część socjalistów rosyjskich na emigracji, w tym Boris Nikołajewski, najwybitniejszy historyk mienszewicki, który nazwał Lelewela wręcz ojcem rosyjskiego narodniczestwa.
W nowym wymiarze spór o stosunek do Rosjan miał miejsce po rewolucji rosyjskiej i dojściu do władzy bolszewików. W szczególności ujawnił się on w czasie kolejnej wielkiej emigracji, która była konsekwencją II wojny światowej. Dyskusje sprzed ponad 70 lat wciąż rzutują na polskie wyobrażenia o Rosji. Większość biorących w nim udział emigrantów uważała, za wybitnym autorem wielotomowej historii myśli rosyjskiej Janem Kucharzewskim, że Związek Sowiecki był kolejnym etapem rozwoju Rosji.
Przedstawicielami skrajnie różnych stanowisk byli Włodzimierz Bączkowski, który podkreślał wielki wpływ Azji na rozwój państwowości rosyjskiej, której kontynuacją był Związek Sowiecki i Józef Mackiewicz, który uważał (tak jak przedstawiciele „białej” emigracji), że komunizm w Rosji był importem zachodnim, zaś naród rosyjski jego pierwszą ofiarą – .„nie było w Europie dwóch państw bardziej do siebie niepodobnych niż Rosja i – Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich. Identyczność ich polityk zagranicznych i aspiracji terytorialnych nie ma z tym nic wspólnego].
Istniał jeszcze pogląd pośredni, który reprezentował m.in. Jerzy Niezbrzycki alias Ryszard Wraga. Według niego przedrewolucyjny rozwój Rosji sprzyjał przejęciu władzy przez bolszewików. Chociaż „czerwoni” przedstawiali się jako siła postępowa i socjalistyczna, tak naprawdę kontynuowali tradycje najgorszej „reakcji” rosyjskiej. Mimo że początkowo ważyło się, w którym kierunku pójdzie Związek Sowiecki (trockizmu, czy stalinizmu), ostatecznie zwyciężył pogląd lepiej wpisujący się w tradycję rosyjskiej myśli politycznej prezentowany przez Józefa Stalina. Wraga nie negował jednak tego, że wielu Rosjan padło ofiarą reżimu sowieckiego, potępiał również komunizm, lecz zwracał uwagę, że z czasem to właśnie „Strategia geopolityczna wyraźnie zastępuje w świadomości Stalina strategię społeczno-rewolucyjną”. Za klucz do zrozumienia Rosji uważał stosunek ogółu Rosjan do idei Imperium Rosyjskiego, która zdominowała rosyjską wyobraźnię polityczną i czyniła w pewnych momentach, jak chociażby w czasie II wojny światowej, interesy antykomunistycznej emigracji rosyjskiej i Sowietów zbieżnymi.
Czym jednak jest dzisiejsza Rosja? Czy w obliczu agresji na Ukrainę Rosjan należy potępić w całości, razem z ich kulturą? Takie pytanie stawiał sobie m.in. Marek Jurek. Według niego z okazji kolejnej rocznicy Bitwy Warszawskiej Polska powinna przypomnieć, że uratowała świat od komunizmu, co według niego mogłoby mocno wybrzmieć w kontekście toczącej się wojny rosyjsko-ukraińskiej – „Tym bardziej należy mocno przypomnieć słowa marszałka Piłsudskiego, że nie jesteśmy »przeciwko narodowi rosyjskiemu, a przeciwko reżimowi, dla którego nadrzędną zasadą jest terror«”. Według niego obecna armia rosyjska maszeruje na Ukrainę z tymi samymi hasłami, co Armia Czerwona. Logiczną konsekwencją takiego myślenia jest wyrażany przezeń od dłuższego czasu sprzeciw wobec zrywania jakichkolwiek kontaktów z narodem rosyjskim i rugowania jego kultury. Polityk zdaje się uważać, że trzeba próbować przekonać Rosjan, że są pod wpływem kłamliwej propagandy Kremla – „Dziś czas powiedzieć, że – wbrew kłamstwom Putina – nie jesteśmy przeciw bezpieczeństwu Rosji, ale przeciw spadkobiercom bolszewizmu i systemu sowieckiego […] Takiej polityce i ofensywie kulturalnej nie służą niedorzeczne bojkoty Czajkowskiego, Dostojewskiego i Czechowa”.
Czy uprawnione jest jednak opisywanie rosyjskiej rzeczywistości na zasadzie prostej przeciwności społeczeństwo rosyjskie kontra komunistyczny reżim putinowski? Wybitny polski sowietolog Włodzimierz Bączkowski uważał, że najczęściej popełnianym błędem w analizach opracowywanych w świecie zachodnim była „wiara w »dobry lud rosyjski« w przeciwstawieniu do okrutnych przywódców i partii”.
Co więcej, czy zasadnym jest odwoływanie się w tym przypadku do autorytetu Józefa Piłsudskiego? To prawda, w 1920 r. w obliczu walczących ze sobą „czerwonych” i „białych”, w dogodnym momencie wojny sięgnął po ideę „trzeciej” (demokratycznej) Rosji. Stanowiła ona jedynie uzupełnienie jego koncepcji odbudowy systemu politycznego na miarę Rzeczpospolitej Obojga Narodów, które pozwoliłoby zapewnić niezależność polityczną całemu regionowi. Kluczowa dla tej koncepcji była niepodległa Ukraina.
Powielanie rozwiązań z przeszłości zawsze obarczone jest ryzykiem popełnienia błędu. Porównując obecne czasy z okresem rewolucji rosyjskiej już na pierwszy rzut oka nasuwa się sporo różnic. Na początku 1920 r. w Polsce pojawiła się grupa znanych intelektualistów rosyjskich – Zinaidy Gippius, Dmitrija Mereżkowskiego i Dmitrija Fiłosofowa, którzy sami wyszli z programem współpracy z państwem polskim, otwarcie zgadzając się z potrzebą odbudowy Rzeczypospolitej w granicach przedrozbiorowych. Owa grupka weszła w skład zaplecza politycznego Borisa Sawinkowa, który latem 1920 r. stanął na czele Rosyjskiego Komitetu Politycznego w Warszawie.
Dlaczego Józef Piłsudski zgodził się na współpracę z tym środowiskiem? Zdawał sobie sprawę, że samo uzyskanie przez Polskę niepodległości nie zagwarantuje jej w dłuższej pespektywie możliwości przetrwania między Niemcami i Rosją, dlatego też w jego planie maksimum mieściła się również deimperializacja Rosji. Dla jego realizacji należało utrzymywać dobre stosunki z Zachodem, zwłaszcza Francją, głównym dostarczycielem uzbrojenia dla Polski, traktującym ją jako substytut Rosji (Paryż dla wsparcia „białych” poświęcił bodajże większe środki, aniżeli na pomoc Polsce). Dlatego Piłsudski podjął rozmowy wojskowe z Denikinem, dlatego również prowadził rozmowy z Borisem Sawinkowem. W ten sposób pokazywał Zachodowi, że nie odrzuca z góry współpracy z narodową Rosją, jednocześnie wprzęgając Sawinkowa we własny projekt deimperializacji Rosji. Rosjanin musiał przecież zaakceptować współpracę polsko-ukraińską! Tę misterną grę opisał już ponad dwadzieścia lat temu prof. Andrzej Nowak w książce Polska i trzy Rosje (Kraków 2001). Oczywiście, Piłsudski chętnie widziałby Rosję, która odrzuca swoją imperialną spuściznę, lecz zdawał sobie sprawę, że jest to bardzo mało prawdopodobne.
W 2022 r. brakuje poważnych środowisk rosyjskich (poza nielicznymi opozycjonistami, którzy zostali spacyfikowani w pierwszych tygodniach wojny i mało aktywną emigracją polityczną), które w sposób czynny sprzeciwiałyby się polityce Władimira Putina. Opozycja w Rosji Putina była zawsze słaba, a obecnie na skutek represji została zupełnie zastraszona. Chociaż wśród Rosjan są osoby, które dużo zrobiły dla mentalnej deimperializacji Rosji, jak chociażby Władimir Bukowski, czy członkowie Memoriału, ale na tle ogółu społeczeństwa są to wyjątki.
Rosja nie jest również w stanie wojny domowej. I wreszcie najważniejsze Polska nie musi udowadniać całemu światu, że nie jest uprzedzona do Rosji, gdyż jej przewidywania i obawy wobec Kremla sprawdziły się, zaś ostateczna reakcja Stanów Zjednoczonych na wielu poziomach okazała się zaskakująco radykalna dla Moskwy. Inaczej pisząc Polska nie musi się uciekać do taktyki pozorowania otwarcia na współpracę z „białą” Rosją, gdyż ona nie istnieje ani w rzeczywistości, ani w sferze forsowanych koncepcji politycznych. Świat zobaczył prawdziwe oblicze Rosji i nie jest rolą Polski osłabianie wymowy dokonanych zbrodni poprzez sugerowanie światu, że naród rosyjski nie ponosi za nie odpowiedzialności. Ponosi, gdyż w większości popiera imperialną politykę Putina.
Na horyzoncie zawsze jednak majaczy zagrożenie nowego otwarcia w stosunkach Zachodu z Rosją. Jednym z wariantów takiego resetu mogłoby być dojście do władzy jakiegoś „demokraty”, chociażby pokroju Aleksieja Nawalnego, który mimo pozostawania w kolonii karnej wciąż utrzymuje kontakt ze światem zewnętrznym (chyba nie każdy jej mieszkaniec ma takie możliwości), swój artykuł dla „Wszystko Co Najważniejsze” rozpoczął od słów „My – Rosja – chcemy być narodem pokoju”. Właśnie słowa „My Rosja” a nie „My Rosjanie” pokazują, gdzie leży punkt ciężkości w myśleniu rosyjskich polityków. Ich patriotyzm jest patriotyzmem państwowym a nie narodowym. Jak pisał w czasie II wojny światowej, popierający sowiecką politykę aneksji były premier Rządu Tymczasowego Aleksandr Kiereński, patriota rosyjski to patriota imperium.
Kolejną kwestią, która wymaga rozstrzygnięcia jest pytanie, czy rzeczywiście państwo Putina jest tylko kontynuacją Związku Sowieckiego? Czy rzeczywiście – jak twierdzi Marek Jurek – w Rosji przede wszystkim czci się Lenina? Czy może raczej bardziej Stalina? Ideologia putinowska ma charakter eklektyczny, lecz tak naprawdę dominują w niej akcenty, które można skojarzyć z myślą słowianofilów (czyli m.in. Aleksieja Chomiakowa), panslawistów (szczególnie warto wspomnieć geografa Nikołaja Danilewskiego) i ich kontynuatorów – eurazjatów, do których ideologii odwołuje się Aleksandr Dugin.
Dyżurny ideolog Kremla odwołuje się jednak także do myśli filozofa Iwana Iljina, teoretyka rosyjskiego faszyzmu. Iljin czerpał m.in. z dorobku Nikołaja Bierdiajewa, często postrzeganego za czołowego rosyjskiego antykomunistę. Zapomina się jednak, że od 1944 r. popierał politykę Kremla. Urzeczony zwycięstwem Armii Czerwonej wieszczył nastanie nowej ery rosyjskiej wolności, która zostanie zaprowadzona na całym świecie. Urzeczony Stalinem był także Alexandr Kojeve, wpływowy francuski filozof, z pochodzenia Rosjanin, który swoją karierę na emigracji zaczynał jeszcze przed II wojną światową, jako zwolennik eurazjatyzmu. Jak przewidywał Ryszard Wraga eurazjatyzm stał się ideą, która zrobiła wielką karierę w Rosji.
Dzisiaj wspomniana idea kojarzona jest zwłaszcza z osobą związanego od młodych lat z GRU ekscentrycznego ideologa Dugina. Łączy on w swojej myśli eurazjatyzm, rosyjski faszyzm oraz stalinizm. Na łamach „Magazynu Gazety Wyborczej” problem rozwoju rosyjskiego faszyzmu na emigracji omówił syntetycznie prof. Andrzej de Lazari. Trzeba jednak dodać do jego ustaleń, że o ile do II wojny światowej były to dość istotne organizacje, to po wojnie stanowiły one margines sceny politycznej emigracji rosyjskiej. Dominowały ugrupowania postulujące demokratyzację Związku Sowieckiego, aczkolwiek nieakceptujące jego podziału (nieliczni politycy w imię współpracy z innymi emigracjami, na przykład ukraińską, godzili się na referenda narodowościowe). Mimo to środowiska te okazały się i tak zbyt liberalne by Kreml zechciał oprzeć na ich myśl współczesną rosyjską ideę państwową. Ich myślenie z różnych przyczyn zostało uznane za niefunkcjonalne.
Poza demokratami, których w pewnym sensie można by uznać za kontynuatorów zapadników, na emigracji funkcjonowały jeszcze środowiska monarchistyczne i nacjonalistyczne, które tym bardziej stały na stanowisku niepodzielności Rosji. Dlatego emigracja rosyjska dobrze przyjęła Aleksandra Sołżenicyna, który krytykował „zepsuty” Zachód, sprzeciwiał się komunizmowi, ale nie potępiał sowieckiego imperializmu. Sam Noblista, zamiast kontaktować się ze środowiskami demokratycznymi wolał kontakt z nacjonalistami rosyjskimi; cenił sobie także myśl Iwana Iljina. Nie bez przyczyny były oficer KGB Władimir Putin po wyborze na prezydenta Federacji Rosyjskiej w 2000 r. postanowił spotkać się właśnie z byłym więźniem łagru i noblistą. Spotkanie Putina z Sołżenicynem zdradzało kierunek, w jakim będzie podążała Rosja – do fuzji różnych nurtów tradycji imperialnej, wrogiej Zachodowi.
Wojna na Ukrainie pokazała po raz kolejny prawdziwe oblicze Rosji, o którym na Zachodzie woli się nie mówić, sprowadzając jej zagadnienie do „nieprzeniknionej rosyjskiej duszy”, badając bez zrozumienia rosyjską literaturę, czy myśl religijno-filozoficzną. Światu przyda się odpoczynek od rosyjskiej kultury. Ona siłą rzeczy i tak wróci na salony, a w zasadzie już wraca. Oczywiście jak pisał prof. Andrzej Nowak autorom trucicielom, jak Puszkin, Dostojewski, czy Prilepin można przeciwstawić odtrutkę w postaci Lermontowa, Czechowa, czy Lebiediewa.
Podsumowując w obecnej sytuacji nierozważnym byłoby sugerowanie, że za wojnę nie są odpowiedzialni Rosjanie, lecz reżim Putina. Są wśród Rosjan osoby potępiające agresję, lecz większość narodu pochwala odbudowę Imperium Rosyjskiego. W przeciwieństwie do lat 1919–1920 nie ma ani warunków, ani środowiska, które umożliwiłoby zagrywkę kartą „trzeciej” Rosji, co nie oznacza, że trzeba skreślić emigrację i opozycję rosyjską. Należy wspierać te środowiska, by utrudniać Moskwie konsolidację narodu wokół idei imperialnej, lecz nie ulegać złudzeniu, że są one reprezentatywne dla całego narodu.
Współczesna Rosja stanowi ideowy mix imperializmu przedrewolucyjnego, sowieckich doświadczeń oraz koncepcji wypracowanych przez środowiska emigracyjne. Nie można się zgodzić z twierdzeniem, że Rosjanie są wciąż ciemiężeni przez komunistów. Przecież nawet więziony w łagrze opozycjonista Aleksiej Nawalny wspiera imperialną politykę Moskwy, bo – jak zauważył prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski – gdyby tego nie robił nie miałby czego szukać na rosyjskiej scenie politycznej. Chociaż obecnie oficjalnie występuje przeciwko agresji na Ukrainę, Moskwa nie widzi potrzeby by mu uniemożliwić kontakt ze światem zewnętrznym. Imperializm nie został zaimplementowany w Rosji przez Sowietów, lecz dominuje w rosyjskim myśleniu od wieków.
***
Łukasz Dryblak – historyk, zajmuje się stosunkami polsko-rosyjskimi na emigracji po 1939 r. oraz myślą sowietologiczną. Jest autorem książki Pozyskać przeciwnika. Stosunki polityczne między państwem polskim a mniejszością i emigracją rosyjską w latach 1926–1935 (Warszawa 2021).