Rosji pozostał plan B
Nie powiodło się szybkie zdobycie Kijowa, ani instalowanie marionetkowych rządów na wschodzie i południu kraju. Nie pomaga także ani Białoruś, ani wojownicy z Syrii i Czeczenii. Kreml musi zadowolić się obecnymi zdobyczami i czekać na odpowiedź Zachodu.
Moskwa umocniła swój wizerunek kolosa na glinianych nogach. Władimir Putin jest rozczarowany, dymisjonuje kolejnych dowódców, a jego propagandziści straszą atakiem na Polskę czy kraje bałtyckie. Wygląda to jednak na ujadanie rannego zwierzęcia, które chciałoby się zrewanżować, ale nie ma jak. Nie należy także brać poważnie rosyjskich gróźb związanych z użyciem broni jądrowej na Polskę, kraje bałtyckie czy Ukrainę, bowiem zachodnie wiatry spowodowałyby skażenie także w Rosji, a sam atak spotkałby się z miażdżącą odpowiedzią NATO.
Okazuje się, że Kreml nie może liczyć na swoich sojuszników. Chiny trzymają się z dala od tej wojny. Łukaszenka wypowiedział posłuszeństwo Putinowi, bo wie, że bezpośrednie dołączenie do agresji, pociągnęłoby go na dno. Jakkolwiek nie należy zapominać, że to z białoruskich lotnisk startują samoloty bombardujące ukraińskie miasta, a bez pomocy Mińska nie byłoby możliwe uderzenie z północy na Kijów. Nie chce się walczyć także rosyjskim żołnierzom, wycofującym się z pola walki lub poddającym Ukraińcom broń i sprzęt.
Front stanął, Rosjanie zostali odsunięci od Kijowa na 60 km, odbity został także Charków, broni się Mariupol, a mieszkańcy Chersonia czekają cierpliwie na wyzwolenie. Odessa zamieniona została w twierdzę, do której boi się zbliżyć rosyjska marynarka wojenna. Rosja przegrupowuje siły, jednak jednostki, które nadciągają ze wschodu są równie słabo wyposażone. Syryjczycy czy Czeczeńcy stanowią wyłącznie element egzotyki dla kopiących groby czy obsługujących mobilne krematoria.
Według danych Pentagonu, Rosja posiada zaplecze na kilka dni wojny, a to zbyt mało, aby zatriumfować. Wręcz przeciwnie – można spodziewać się kontrofensywy ukraińskiej, szczególnie wokół Kijowa i na południu kraju. Pierwszym większym miastem do odzyskania jest wspomniany Chersoń. Wczoraj agresor został otoczony także pod stolicą w miejscowościach Bucza-Irpień-Hostomel.
W takim momencie wizyta Joe Bidena w Europie, może też oznaczać, że Zachód podejmie działania, które zmuszą Putina do powolnego wycofywania się z początkowych planów okupacji Ukrainy. Postawienie na stałą i liczną obecność Amerykanów na wschodniej flance NATO, wzmocnienie infrastruktury obronnej Sojuszu w regionie, objęcie nuklearnym parasolem ochronnym Polski i krajów bałtyckich byłoby sygnałem dla Kremla, że nie posunie się dalej.
Być może, z inicjatywy Polski, decyzje Sojuszu Północnoatlantyckiego będą bardziej odważne. Wprowadzenie międzynarodowych sił pokojowych na Ukrainę, czy przekazanie Kijowowi zarówno samolotów jak i zaawansowanej obrony przeciwlotniczej, postawiłoby tamę dla eskalacji ze strony Rosji. Putinowi pozostałby wyłącznie plan B, czyli próby usankcjonowania posiadanych już zdobyczy. Trudno sobie jednak wyobrazić, aby wykraczałyby one poza Krym, Donbas i Ługańsk. Ukraina mogłaby na to przystać, jeśli oznaczałoby to zakończenie wojny.