TRÓJMORZE PODZIELONE NAD UKRAINĄ

Autor: Julita Wilczek
Podziel się tym wpisem:

11 lutego doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta USA Jake Sullivan poinformował, że wg danych amerykańskiego wywiadu do rosyjskiego ataku na Ukrainę może dojść przed końcem Zimowych Igrzysk w Pekinie (tj. przed 20 lutego). W związku z tym amerykańscy dyplomaci przebywający na Ukrainie powiadomieni zostali o konieczności wyjazdu lub relokacji do Lwowa. Pozostali Amerykanie obecni w tym kraju zostali już wcześniej wezwani do natychmiastowej ewakuacji.

Stany Zjednoczone podkreślają, że rosyjski atak nie jest jeszcze przesądzony, jednak ruchy wojsk rosyjskich w ostatnich dniach pozwalają sądzić, że próby dyplomatycznej deeskalacji sytuacji się nie powiodły.

W tej sytuacji warto porównać i podsumować działania krajów Trójmorza podjęte w obliczu narastającego konfliktu. Trzeba podkreślić, że Rosjanie nie tylko kwestionują prawo Ukrainy do decydowania o sobie, ale domagają się także wycofania wojsk zachodnich członków NATO z państw, które dołączyły do Sojuszu po 1997 r. oraz zaprzestania dalszej jego ekspansji.

Obecny konflikt ma więc bezpośrednie przełożenie na bezpieczeństwo krajów Trójmorza, z których wszystkie z wyjątkiem Austrii stały się członkami NATO po 1997 r. Jednocześnie aż dziewięć z nich stanowi tzw. Bukaresztańską Dziewiątkę, czyli wschodnią flankę Sojuszu, co wiąże się z regularnym przyjmowaniem kontyngentów wojskowych z pozostałych państw członkowskich.

Wszystkie kraje regionu zgodnie podkreślają, że nie zgadzają się na naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy. Jednak nie wszystkie wspierają jej dążenie do wejścia do NATO i Unii Europejskiej, a mniej niż połowa gotowa jest ukraińskie prawo do decydowania o dalszym rozwoju wesprzeć czymś więcej niż tylko politycznymi deklaracjami. Ten podział nie jest oczywiście niczym nowym – różnice zdań, nie tylko w regionie, ale też szerzej w NATO i UE, widoczne były już podczas pierwszego kryzysu ukraińskiego w 2014 r.

CZĘŚĆ WSPIERA MATERIALNIE

Polska

„Polska, jak mało który kraj w Europie, wie jaką wartość ma bezpieczeństwo, jaką wagę mają sojusze, wsparcie sąsiadów w sytuacji zagrożenia i dlatego, chce udzielić wsparcia państwu ukraińskiemu” mówił w Kijowie Premier Mateusz Morawiecki.

Polska popiera deeskalację konfliktu na gruncie dyplomatycznym i działa na jej rzecz we współpracy z partnerami z NATO i UE. Poza wsparciem politycznym Kijów może jednak ze strony Warszawy liczyć także na wsparcie materialne.  Wg sondażu United Surveys dla DGP i RMF FM pomoc dla naszego wschodniego sąsiada popiera ponad 66% ankietowanych, z czego 41% uważa, że powinna ona obejmować wysyłkę uzbrojenia.

W tej sprawie prezydent Andrzej Duda spotkał się już z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim, a premier Mateusz Morawiecki z premierem Denysem Szmyhalem.

Ukraina przedstawiła Polsce listę sprzętu wojskowego, który jest jej potrzebny. Brakuje szczegółów, co ostatecznie zostanie przez polski rząd przekazane, ale podczas pobytu w Kijowie premier Morawiecki ogłosił, że zaoferowano Ukrainie kilkadziesiąt tysięcy sztuk pocisków i amunicji artyleryjskiej, zestawy pocisków przeciwlotniczych GROM i Piorun, a także lekkie moździerze oraz drony rozpoznawcze. Analityk Yago Rodriguez powiedział portalowi Euronews, że nieoficjalnie mówi się też, że Warszawa już wcześniej przekazała Kijowowi drony kamikaze.

Sama Polska, na skutek obecnego kryzysu, może liczyć na dodatkowe kontyngenty wojskowe, szczególnie te ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Pierwsi amerykański żołnierze dotarli do Polski w lutym.

Czechy

26 stycznia Czechy zatwierdziły przekazanie Ukrainie 4000 pocisków artyleryjskich wartych prawie 2 mln USD. Chodzi konkretnie o pociski 152 mm, od których Czechy odchodzą na rzecz 155 mm, typowych dla wojsk NATO. O 152 mm pociski zabiegała sama Ukraina, której własne zasoby pocisków znacząco zmniejszyły się w efekcie licznych pożarów magazynów wojskowych.

Minister Obrony Czech, Jana Černochova, podkreślała w wywiadzie dla Hospodářskich novin, że Czechy stoją po stronie Ukrainy ze względów historycznych oraz politycznych i zrobią wszystko co w ich mocy by jej pomóc.

Sześciu czeskich komandosów weźmie wkrótce udział w manewrach „Silver Sabre 2022”, w ramach których NATO szkolić będzie ukraińską armię. Dodatkowe kontyngenty wojskowe nie są na razie planowane. Minister Obrony zaznaczyła jednak, że w przypadku rosyjskiego ataku, Praga rozważy wysłanie żołnierzy dla zapewnienia bezpieczeństwa ukraińskich dzieci i kobiet.

Działania i deklaracje Czech na rzecz Ukrainy są konsekwencją długoterminowej współpracy sektorów zbrojeniowych obu krajów. Czechom zależy jednak, by swoimi działaniami nie wychodzić za bardzo przed szereg. Stąd apele rządu w Pradze do Austrii, Niemiec, Polski i krajów bałtyckich, o skoordynowanie działań na rzecz ukraińskiego bezpieczeństwa i wspólne przeciwstawienie się rosyjskim naciskom w regionie.

Kraje bałtyckie

“Neutralność sprzyja agresorom, nie ofiarom” podsumowała sytuację na ukraińskiej granicy premier Litwy Ingrida Šimonytė. Litwa, wraz z pozostałymi państwami bałtyckimi, poważnie obawia się, że ewentualny atak Rosji zagrozi także ich bezpieczeństwu.

Nie dziwi zatem, że wsparcie Estonii, Łotwy i Litwy dla Ukrainy wykracza poza same deklaracje. Choć dostawy broni i sprzętu wojskowego z tych krajów są z konieczności dość małe, to jednak mają duże znaczenie symboliczne.

Na razie Litwa i Łotwa, za zgodą USA, przekazały do Kijowa przeciwlotnicze pociski Stinger, a Estonia przeciwpancerne pociski Javelin. Jeszcze w 2021 r. Litwa dostarczyła kamizelki kuloodporne, a Łotwa pojazdy terenowe. W litewskich planach jest jeszcze podarowanie Ukrainie sprzętu termowizyjnego, a w łotewskich – wojskowych racji żywnościowych dla ukraińskich żołnierzy.

Estonia chciałaby też przekazać na Ukrainę NRD-owskie haubice D-30 otrzymane od Finlandii w 2009 r. Na ten transfer jednak zgodę muszą jeszcze wyrazić, jako producent, Niemcy, które póki co grają na zwłokę. Premier Estonii, Kaya Kallas, liczy, że uda się decyzję przyspieszyć dzięki spotkaniu z Kanclerzem Olafem Scholzem, które odbyło się w miniony czwartek. Uczestniczyli w nim także prezydent Litwy Gitanas Nauseda i premier Łotwy Krisjanis Karins. Na razie brakuje jednak informacji, czy udało się założony cel osiągnąć.

Wspólne dostawy broni na Ukrainę z jednej strony mają pokazać solidarność krajów bałtyckich z tym krajem, z drugiej zadziałać na Rosję odstraszająco, co zdaniem prezydenta Litwy jest jedynym sposobem by skłonić Moskwę do rozwiązania kryzysu w sposób dyplomatyczny.

Odstraszająco na Rosję mają także zadziałać dodatkowe kontyngenty wojskowe wysłane do krajów bałtyckich ze strony pozostałych państw NATO.

CZĘŚĆ WSPIERA TYLKO SYMBOLICZNIE

Rumunia

Rumunia dzieli z Ukrainą granicę o długości prawie 615 km; jest to najdłuższa granica z tym krajem w Unii Europejskiej. O ile Bukareszt sam nie obawia się rosyjskiej inwazji, to za realny scenariusz uznaje dalszą destabilizację sąsiedniej Mołdawii, co przełoży się bezpośrednio na bezpieczeństwo Rumunii.

Stąd nie dziwi, że Rumunia zabiega o zwiększenie obecności wojsk pozostałych krajów NATO na swoim terytorium, licząc, że zwiększone kontyngenty Sojuszu zniechęcą Rosję do działań ofensywnych w regionie. W ten sposób Rumunia odrzuca też rosyjskie żądania, o wycofaniu ze swojego terytorium wojsk NATO, które są jednym z warunków, jakie Moskwa postawiła w zamian za deeskalację konfliktu na granicy rosyjsko-ukraińskiej.

Mimo rosnącego zagrożenia rosyjskim atakiem i zrozumienia dla sytuacji, w której znalazła się Ukraina, Rumunia nie zdecydowała się na wysłanie swojemu sąsiadowi broni i sprzętu wojskowego. Zdaniem Ministra Obrony, Vasile Dincu, jakiekolwiek dostawy są wykluczone, bo Ukraina nie jest członkiem NATO. Jest to dość kuriozalna deklaracja, zwłaszcza, że padła już po tym jak o takich dostawach poinformowały inne kraje Sojuszu, w tym Stany Zjednoczone. Trzeba jednak podkreślić, że jeszcze w grudniu 2021 r. Rumunia przekazała za darmo Ukrainie sprzęt medyczny i sanitarny wart 110 tys. USD.

Słowacja

Słowacja, choć to bezpośredni sąsiad Ukrainy, nie zdecydowała się do tej pory na jej wsparcie militarne. Główną przeszkodą mogą tu być nastroje społeczne – ponad 44% Słowaków jest zdania, że za wzrost napięcia na wschodzie odpowiadają Stany Zjednoczone i NATO.

Słowackie elity polityczne ciągle wierzą w możliwość dialogu z Rosją i rozwiązanie konfliktu w sposób dyplomatyczny. Prezydent Zuzana Čaputová wraz z premierem Eduard Hegerem regularnie podkreślają w mediach, że choć wspierają integralność terytorialną Ukrainy i zgadzają się, że należy jej pomóc w zwiększeniu zdolności obronnych, to priorytetem jest dla nich bezpieczeństwo Słowacji i podniesienie jej gotowości bojowej.

Sama Słowacja, podobnie jak inni członkowie Bukaresztańskiej Dziewiątki, może w przypadku eskalacji konfliktu pomiędzy Rosją a Ukrainą, liczyć na wsparcie militarne ze strony pozostałych krajów członkowskich. Słowacki Minister Spraw Zagranicznych Ivan Korčok potwierdził, że rozważane jest wysłanie na Słowację 1000 żołnierzy Sojuszu. Jednak rządząca koalicja jest do tego pomysłu nastawiona sceptycznie, ze względu na niechęć społeczeństwa. Stacjonowanie zagranicznych wojsk mogłoby wywołać masowe protesty i wynieść do władzy prorosyjską opozycję.

Słowenia

Wiarę w dyplomatyczne rozwiązania słychać też w wypowiedziach polityków słoweńskich. Jak stwierdził Minister Obrony Matej Tonin podczas spotkania ze swoim brytyjskim odpowiednikiem Benem Wallacem „zły pokój jest lepszy od dobrej wojny”.

Premier Słowenii Janez Janša podkreśla jednocześnie w wywiadach, że Ukraina ma prawo decydować o swoim członkostwie w UE i NATO, a Rosja nie może tego prawa ograniczać. Słoweński Minister Spraw Zagranicznych Anže Logar zadeklarował nawet, że Słowenia gotowa jest wesprzeć Ukrainę w przypadku rosyjskiego ataku. Dla Lublany nie mniej priorytetowa jest jednak potencjalna destabilizacja w Bośni i Hercegowinie, w której Rosja także odgrywa aktywną rolę. 

Chorwacja

Sąsiad Słowenii jest w stosunku do Ukrainy podzielony politycznie. Szerokim echem w styczniu odbiły się słowa prezydenta Chorwacji Zorana Milanovića o konieczności uwzględnienia rosyjskich interesów przy przygotowywaniu rozwiązania dla obecnego konfliktu oraz wycofania chorwackich żołnierzy z krajów wschodniej flanki NATO, w przypadku jego eskalacji. Ponadto, zdaniem prezydenta, Chorwacja w ogóle nie powinna być członkiem NATO, a za rosyjsko-ukraiński kryzys odpowiadają Stany Zjednoczone.

Słowa Milanowića zdecydowanie skontrowali przedstawiciele rządu, w tym Minister Spraw Zagranicznych Gordan Grlić-Radman i premier Andrej Plenković , którzy podkreślili, że prezydent nie prezentował stanowiska całego kraju, a jedynie swoje własne i że Chorwacja wspiera integralność terytorialną Ukrainy oraz jej prawo do decydowania o kierunkach dalszego rozwoju. Dodali także, że Zagrzeb wywiąże się ze swoich zobowiązań wobec NATO, z tym, że dotychczasowy chorwacki kontyngent wrócił już do kraju, a kolejne nie są na razie planowane.

Bułgaria

W obliczu narastającego kryzysu Bułgaria, podobnie jak Słowacja, stara się nie podejmować zdecydowanych działań. Takie podejście z jednej strony wynika z ciągle słabej pozycji nowego rządu, a z drugiej z silnych prorosyjskich sympatii bułgarskiego społeczeństwa, które podobnie jak słowackie obarcza winą za narastający konflikt Stany Zjednoczone.

Sofia, wzorem Bratysławy, nie planuje też przyjąć u siebie dodatkowych zachodnich kontyngentów NATO, które pomogłyby wzmocnić wschodnią flankę sojuszu. Jednocześnie jednak, zarówno premier Kiril Petkov, jak i prezydent Rumen Radev, zdecydowanie odrzucili rosyjskie żądania o wycofaniu z bułgarskiego terytorium jakichkolwiek zachodnich wojsk.

Jak podkreśla Minister Spraw Zagranicznych Teodora Genchovska Bułgaria bezwzględnie wspiera niepodległość Ukrainy i odrzuca koncept rosyjskiej strefy wpływów. Jednak ze względu na energetyczną zależność od Rosji, Sofia nie jest gotowa na zdecydowane działania. Stąd premier Bułgarii Kiril Petkov mówi w wywiadach przede wszystkim o konieczności znalezienia dyplomatycznego rozwiązania dla konfliktu, a Minister Obrony Stefan Yanev ostrzega przed wszelkimi deklaracjami, które mogłyby doprowadzić do zerwania rozmów o deeskalacji.

Stąd nie budzi zdziwienia brak po stronie bułgarskiej wszelkich wzmianek o ewentualnych dostawach na Ukrainę broni, sprzętu czy wyposażenia. Takie dostawy są zresztą i bez tego mało prawdopodobne. Mogłyby bowiem, podobnie jak na Słowacji, zainicjować protesty społeczne oraz wzmocnić prorosyjskie partie w rządzie i opozycji, doprowadzając do kolejnych wyborów parlamentarnych.

Austria

„Z Wiednia bliżej jest do Ukrainy, niż do naszej zachodniej granicy, a austriacki rząd zdaje sobie dobrze sprawę, że sytuacja na rosyjsko-ukraińskiej granicy jest bardzo poważna” powiedział w lutowym wywiadzie dla Politico nowy Minister Spraw Zagranicznych Austrii Alexander Schallenberg.  Mimo tych zdecydowanych deklaracji, wsparcie Wiednia dla Ukrainy nie wykracza poza standardowe nawoływanie do dyplomatycznego rozwiązania konfliktu.

Nie można oczywiście zapominać o tym, że Austria od lat 50. XX wieku jest krajem neutralnym i pozostaje poza NATO, więc nie można się po niej spodziewać militarnego wsparcia. Neutralność Wiednia co prawda szybko kończy się, gdy pojawiają się głosy o objęcie Rosji prewencyjnymi sankcjami; uderzają one bowiem także w austriackie firmy. Schallenberg podkreśla jednak, że w przypadku rosyjskiego ataku na Ukrainę Austria gotowa jest poprzeć sankcje, bo nie ma zgody Wiednia na zmianę jakichkolwiek granic siłą.

WĘGRY WOLĄ ROBIĆ INTERESY Z ROSJĄ

Zachowanie Węgier w czasie narastającego kryzysu, najbardziej odbiega od działań podejmowanych przez resztę regionu. O ile pozostałe kraje podzieliły się na te, które aktywnie wspierają Ukrainę i te, które ograniczają się do dyplomatycznych deklaracji, to Węgry wykorzystały ostatnie miesiące do zacieśnienia relacji z Rosją.

Szczególne kontrowersje wywołała wizyta premiera Viktora Orbana w Moskwie na początku lutego. Choć jej głównym celem były negocjacje dotyczące przedłużenia kontraktu gazowego, to w sposób symboliczny premier Węgier stanął po stronie interesów rosyjskich.

Formalnie Orban nawołuje do pokoju i deeskalacji sytuacji na granicy rosyjsko-ukraińskiej, jednak nie jest tajemnicą, że dla jego rządu relacje z Moskwą są ważniejsze od tych z Kijowem. Jak powiedział Minister Spraw Zagranicznych Peter Szijjarto Węgry wiele Rosji zawdzięczają – od szczepionki na COVID-19, przez tani gaz, na pomocy w ewakuacji Węgrów z Kazachstanu kończąc. Tymczasem, jak podkreślał minister, jedyne na co Węgry mogą liczyć w przypadku Ukrainy to dalsze ograniczanie praw mniejszości węgierskiej.

Minister Szijjarto zaznaczył też, że choć Węgry pozostają lojalne wobec NATO, to nie są entuzjastycznie nastawione do przyjęcia na swoim terytorium dodatkowych żołnierzy Sojuszu, gdyż takie działania za bardzo przypominają Zimną Wojnę. W podobnym tonie wypowiadał się też węgierski Minister Obrony Tibor Benko. Nie należy tego jednak odczytywać jako poparcia dla całkowitego wycofania zachodnich wojsk NATO z regionu, co byłoby co prawda zgodne z rosyjskimi żądaniami, ale niekorzystne dla Węgier.

Niekorzystne, zdaniem premiera Orbana, byłoby także utracenie Ukrainy jako strefy buforowej oddzielającej Węgry od Rosji. Jednocześnie jednak zdecydowanie wykluczył on poparcie przez Węgry jakichkolwiek sankcji na Rosję w przypadku jej ataku na Ukrainę.

Opozycja węgierska zdecydowanie potępiła wizytę premiera w Moskwie i brak zdecydowanego poparcia dla Ukrainy. Temat ten ma szansę stać się jednym z  kluczowych w nadchodzących w kwietniu wyborach parlamentarnych.

PODSUMOWANIE

Podobnie jak Unii Europejskiej czy NATO, Inicjatywie Trójmorza nie udało się wypracować jednego stanowiska wobec narastającego konfliktu na Ukrainie. Różnice w podejściu zależą w dużej mierze od położenia geograficznego (im dalej od Ukrainy, tym mniejsza gotowość do zdecydowanych działań), wewnętrznych sympatii społeczeństwa (te bardziej prorosyjskie ograniczają się tylko do deklaracji wsparcia) oraz znaczenia Rosji dla gospodarki danego kraju (im większa zależność od energii rosyjskiej tym mniej zdecydowana reakcja).

Kryzys zarysował też znaczące różnice w nastawieniu krajów NATO do samego Sojuszu. Aż trzy kraje – Słowacja, Bułgaria, Węgry – wyraziły niechęć do większej obecności zagranicznych wojsk na swoim terytorium, co jest to sprzeczne z logiką działania „Framework Nations”. Zgodnie z tą koncepcją kraje członkowskie Sojuszu, które są oddalone od Rosji, delegują swoich żołnierzy do krajów wschodniej flanki by zwiększyć ich bezpieczeństwo i zmniejszyć ryzyko potencjalnego rosyjskiego ataku. Zamiast jednak przyjąć pomoc reszty NATO te trzy kraje wolą skupić się na mało skonkretyzowanej rozbudowie własnych zdolności bojowych.

Jest jednak duża szansa, że nastawienie, zarówno wobec Ukrainy, jak i NATO w przypadku ewentualnego ukraińskich naruszenia granic przez Rosję, ulegnie zmianie. Już teraz część państw, które pozostają przy politycznych deklaracjach wsparcia, nie wyklucza przekazania bardziej wymiernej pomocy, w przypadku rosyjskiej agresji. Podobnie można założyć, że w przypadku eskalacji konfliktu niechętne natowskiej obecności państwa, dla własnego bezpieczeństwa zgodzą się na przyjęcie wsparcia z zagranicy.

Julita Wilczek: specjalizuje się w polityce międzynarodowej, szczególnie we wpływie USA, Rosji i Chin na bezpieczeństwo Europy Środkowej. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Warszawskiego oraz University of St. Andrews. W latach 2020-2021 koordynowała projekt Funduszu Trójmorza w Banku Gospodarstwa Krajowego. Wcześniej pełniła funkcję Członka Zarządu w Instytucie Sobieskiego oraz Zastępcy Dyrektora w Ministerstwie Rozwoju.

Skip to content