
Węgry i Turcja blokują wejście do NATO Finlandii i Szwecji
Złe wieści z Budapesztu i Ankary. Obie stolice blokują formalną akcesję do Sojuszu Północnoatlantyckiego Skandynawom.
Helsinki i Sztokholm mają kłopot bowiem oba kraje, które rzucają im kłody pod nogi są zakładnikami Putina jeśli chodzi o import surowców. Kreml może więc je dowolnie szantażować, grożąc, że odetnie ich od dostaw gazu ziemnego. Aktualni przywódcy obu krajów zasłaniają się więc interesami rządzonych przez siebie państw.
Debatę parlamentarną o rozszerzeniu Sojuszu zablokowała rządząca na Węgrzech koalicja Fidesz/KDNP. Posłowie obu frakcji odrzucili wniosek o przeprowadzenie parlamentarnej debaty na ten temat i poddanie pod głosowanie członkostwa Finów i Szwedów w NATO. Krok ten skrytykowali opozycyjni socjaliści. Niemniej kwestia cały czas jest w kalendarzu jesiennych obrad parlamentarnych.
U naszych bratanków nawet 85 proc. zużywanego gazu ziemnego i 65 proc. ropy naftowej jest kupowane w Rosji. Obecnie nie ma szans aby to zmienić, dlatego Węgry bez problemu zgodziły się na płatności za surowce w rublach. Budapeszt blokował także sankcje nakładane na Rosję. Tego typu polityka traci jednak społeczne poparcie. Według sondaży coraz więcej Węgrów chce zmiany polityki energetycznej.
Podobne stanowisko do Węgier podtrzymuje także Turcja. Prezydent Recep Tayyip Erdogan z początkiem października przypomniał, że zgoda Ankary jest uzależniona od dotrzymania obietnic przez Helsinki i Sztokholm w kwestii wydalenia z kraju kurdyjskich partyzantów oraz osób i organizacji oskarżanych przez Turcję o terroryzm.
Ankara domaga się deportacji bądź ekstradycji sieci kurdyjskich organizacji YPG/PYD oraz opozycjonistów tureckich z FETO, związanych z islamistami wspierającymi Fethullaha Gülena, oskarżanego o próbę zamachu stanu w 2016 r., który uciekł następnie do Stanów Zjednoczonych. Erdogan jest tutaj nieprzejednany i raczej nie ustąpi.
Sprawa ma jednak drugie dno i znów jest to uzależnienie Turcji nie tylko od rosyjskich surowców, ale także od handlu czy turystyki. Kraj bowiem znajduje się w głębokim kryzysie, a inflacja bije kolejne rekordy wpędzając ludzi w biedę. Ostatnio Turcy, a konkretnie państwowy importer energii Botas, poprosił rosyjskich partnerów o możliwość odroczenia niektórych płatności do 2024 r.
Świadczy to o tym jak kiepska jest sytuacja w Turcji i jak łatwo Rosja może manipulować władzami tego kraju. Lira traci już do dolara blisko 30 proc. od początku roku. Dwukrotnie wzrost też deficyt handlowy, którego wartość przekroczyła już 11 mld dolarów. Wobec powyższego trudno spodziewać się, aby w przypadku Rosji Erdogan mógł podejmować suwerenne decyzje.
fot. twitter/visegrad_24