Wizyta sekretarza stanu USA w Pekinie. Jakie konsekwencje dla Europy?
Anthony Blinken jest najwyższym rangą amerykańskim dyplomatą, który pojawił się w Państwie Środka od pięciu lat.
Dwudniowa wizyta oraz spotkanie ze swoim odpowiednikiem Qin Gangiem ma przynieść odwilż we wzajemnych stosunkach. Oba kraje nie chcą otwartego konfliktu zbrojnego w związku z Tajwanem. Toczą jednak swego rodzaju wojnę zastępczą na Ukrainie, gdy okazało się, że Chiny wspierają Rosję także militarnie, choć oczywiście skala tego wsparcia jest znacznie skromniejsza od zaangażowania Amerykanów.
Obie strony chcą przede wszystkim rozładować napięcie. USA chcą też odstraszyć Chińczyków z Europy i marginalizować ich znaczenie międzynarodowe. Analogiczne cele ma Pekin. Państwa Unii Europejskiej, za którymi stoją głównie Niemcy, chciałyby z kolei zachować w miarę dobre relacje gospodarcze z Chinami. Już pandemia koronawirusa pokazała, jak bardzo Europa zależy od Azji.
Dyplomatyczna ofensywa USA
Podróż Blinkena wpisała się w dyplomatyczną ofensywę Stanów Zjednoczonych w rejonie Pacyfiku. Oprócz Chin, ważnym punktem na mapie są Indie. 22. czerwca przybywa do Waszyngtonu premier tego kraju i USA pokładają w tej wizycie wielkie nadzieje. W szczególności odnoszące się do porzucenia współpracy z Rosją przez Indie i zbliżenia z Ameryką. Inni amerykańscy dyplomaci przebywają w tym samym czasie w Japonii, Korei Południowej i na Filipinach.
Wizyta Blinkena w Pekinie następuje w bardzo ważnym momencie, gdy Biały Dom oskarżył Pekin o praktyki szpiegowskie za pomocą balonów meteorologicznych czy budowanej na Kubie bazy wywiadu elektronicznego. Z kolei Chińczycy zabiegają o to, aby Waszyngton przestał wspierać autonomię Tajwanu. Przede wszystkim jednak dyplomaci chcą wypracować model komunikacji kryzysowej, aby zapobiegać napięciom w przyszłości.
Spotkanie szefów dyplomacji otwiera nadzieję na kolejne formy dialogu. Być może jesienią dojdzie do spotkania na szczycie prezydenta Joe Bidena i przewodniczącego ChRL Xî Jinpinga. Na razie retoryka Chin jest zbyt konfrontacyjna, choć z pewnością brakuje jej sporo do słów wypowiadanych choćby przez Putina. Chińczycy są jednak dużo roztropniejsi i współpracując zarówno z USA i Unią Europejską chcieliby konsekwentnie osiągać swoje strategiczne cele.
fot. twitter/@SecBlinken