Wschodnia flanka NATO zbyt słaba na Rosję

Autor: dr Tomasz Teluk
Podziel się tym wpisem:

Kraje bałtyckie, Polska i Rumunia będą domagały się zamienienia batalionów w brygady, stacjonujące na wschodniej flance NATO, na najbliższym szczycie w Madrycie. Obecnie ten region nie jest wystarczająco przygotowany, aby odeprzeć uderzenie z Rosji – twierdzi Atlantic Council.

Wojna na Ukrainie zmieniła nie tylko Europę, ale także podejście sojuszu do zagrożenia ze Wschodu. Pakt musi być gotowy, aby w każdej chwili liczyć się z atakiem ze strony Rosji i Białorusi. Dlatego nieodzowne jest wzmocnienie jego wschodniej szpicy. Analitycy Atlantic Council postulują jej jak najszybsze dozbrojenie oraz zwiększenie liczebności stacjonujących wojsk. 

W analizie autorstwa Franklina D. Kramera, członka Rady Dyrektorów Atlantic Council oraz byłego asystenta sekretarza obrony oraz Barry Pavela, wiceprezesa think-tanku, osłabienie gospodarcze Rosji musi iść w parze ze zwiększeniem obronności jej sąsiadów. Dlatego czerwcowy szczyt NATO w Madrycie jest tak ważny, bowiem można na nim podjąć długofalowe, istotne decyzje. 

Dyskutowane będzie nie tylko przyjęcie Finlandii i Szwecji, ale także zaaprobowanie nowej strategii, co wpłynie na szereg kwestii decyzyjnych. Pierwszą z nich są zdolności obronne Europy. Przez ostatnie lata państwa Unii Europejskiej się rozbrajały, tnąc wydatki na obronność i tracąc zdolność do zapewniania bezpieczeństwa swoim obywatelom. Szczególnie Francja i Niemcy – dwa kraje o największej sile politycznej Unii – są anty-przykładem w dziedzinie obronności. 

Gdyby Europa nie polegała tylko na Stanach Zjednoczonych, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. „Gdyby każdy kraj członkowski wydawał 2 proc. swojego PKB na obronność, z czego 20 proc. na inwestycje, między 2006-2020 r. skutkowałoby wydaniem 1,1 tryliona euro na obronność, z czego 270 mld euro na inwestycje” – czytamy w analizie.  Niestety jest to czas stracony, który trzeba błyskawicznie nadrobić.  

Autorzy analizy postulują więc jak najszybsze zwiększenie europejskich sił NATO, po to, aby sojusz mógł szybciej reagować na pojawiające się zagrożenia. Obecne 100 tyś. amerykańskich żołnierzy w Europie to zbyt mało, aby zatrzymać Władimira Putina. Należy się liczyć nie tyle z atakiem na pełną skalę, jak to ma miejsce na Ukrainie, ale raczej próbami „grabieży terytoriów”. Z krajów NATO szczególnie zagrożone są państwa bałtyckie. 

„Na północnym wschodzie scenariusz zagarnięcia lądu mogą najlepiej powstrzymać dodatkowe siły wysunięte w każdym z krajów bałtyckich i w Polsce. Istniejące bataliony  nie mają takich zdolności bojowych, które byłyby wymagane w przypadku takiego ataku” – piszą autorzy analizy. Nie chodzi o zmiany kosmetyczne, ale o konkretne zwiększenie liczebności stacjonujących wojsk oraz dostarczenie im najnowszego sprzętu. 

Na ostatnim szczycie Bukaresztańskiej Dziewiątki prezydent Andrzej Duda zaproponował, aby Wzmocniona Wysunięta Obecność sił NATO zmieniała się w Wzmocnioną Wysuniętą Obronę, grupy batalionowe zostały zwiększone do liczebności brygad i objęły także Bułgarię, Węgry i Słowację. Zwielokrotnienia stacjonujących wojsk domagają się także kraje bałtyckie i oczywiście Polska. 

Litwa, Łotwa i Estonia chciałyby gościć po jednej dywizji w swoim kraju, czyli ok. 20 tyś. żołnierzy. Podobną liczbę przyjęłyby także inne kraje wschodniej flanki. Liczebność w regionie powinna być zwiększona do poziomu 150-200 tyś. żołnierzy, co stanowiłoby przybliżoną ilość do tego, co jest w stanie rzucić na front Rosja i Białoruś. Obserwujemy to właśnie na Ukrainie, gdzie walczy ok. 200 tyś. armia rosyjska. Tego typu ruch wymaga znacznych nakładów finansowych, które muszą ponieść kraje UE. 

„Dwa ostatnie badania, z których jednym współprzewodniczył były Naczelny Dowódca Sił Sojuszniczych NATO, a drugim były dowódca lądowy dowództwa USA w Europie, wykazały, że NATO musi znacznie zwiększyć swoje zdolności w zakresie mobilności wojskowej. Znaczenie mobilności dla skutecznej strategii wzmocnienia jest dobrze znane, a Unia Europejska w rzeczywistości ustanowiła inicjatywę mobilności wojskowej. Niestety, ta inicjatywa jest znacznie niedofinansowana – UE przeznacza tylko 1,69 miliarda euro w ciągu pięciu lat w porównaniu z 6,5 miliarda euro zalecanymi przez Komisję Europejską” – czytamy w analizie. 

NATO musi przesunąć się na Wschód. Wymagać tego będzie nie tylko przyjęcie w struktury sojuszu Finlandii i Szwecji, ale przede wszystkim zagrożenie, wynikające z wojny na Ukrainie. Pakt Północnoatlantycki posiada przecież siły i środki, które dają mu wystarczającą przewagę nie tylko w liczebności wojsk nad Rosją, ale także w poziomie wyszkolenia, przewadze technicznej, sprzętowej i ekonomicznej. NATO jest także strukturą stabilną, w odróżnieniu od emocjonalnych i nieracjonalnych decyzji podejmowanych przez władze na Kremlu.

Zdjęcie ilustracyjne: Twitter / @USNATO

Skip to content