Zielona transformacja pod znakiem blackoutu
Przymusowa dekarbonizacja, unijna walka ze zmianami klimatu, „Fit for 55” powodują, że w Polsce zaczyna brakować prądu.
Nieracjonalna, a momentami samobójcza, polityka energetyczna Unii Europejskiej, napędzana ideologią ekologizmu, doprowadza do dantejskich scen na rynku energii. W dobie szalejących cen surowców i niestabilnej sytuacji geopolitycznej, systemy energetyczne są na skraju wydolności.
Przekonała się o tym Polska, która w poniedziałek musiała mierzyć się z deficytami podaży. „Skala niedoboru rezerw mocy jest istotna i przekracza w niektórych godzinach 1000 megawatów” – podały Polskie Sieci Elektroenergetyczne w specjalnym komunikacie. Powodem były prace remontowe w Elektrowni Opole.
Na wniosek PSE pomocy udzielili operatorzy systemów Litwy, Szwecji, Niemiec i Ukrainy. Co ciekawe, Szwecja uruchomiła rezerwową elektrownię opalaną ropą po tym, aby zaspokoić rosnący popyt na energię elektryczną. Niemcy z kolei przesyłali do Polski prąd przez niemiecką sieć 50Hertz.
Sytuacja może się powtarzać, gdyż polskie firmy elektryczne borykają się z planowanymi i nieplanowanymi remontami. Ciężka zima może oznaczać dla niektórych, energochłonnych branż, wstrzymanie produkcji. Blackout byłby jednak ostatecznością, który nie ma prawa się zdarzyć.
Zagrożenie ogólnoeuropejskie
Zagrożenie brakiem prądu nie dotyczy jedynie Polski. Z podobnymi problemami borykają się obecnie także inne państwa UE: Niemcy, Austria czy Hiszpania. Szczególnie zagrożony jest rynek gazu przez rekordowo niskie zapasy i niestabilną sytuację na Wschodzie.
Rząd uspokaja, że brak prądu nam nie grozi. Jednak na początku grudnia Rządowe Centrum Bezpieczeństwa opublikowało instrukcję, co robić w sytuacji, gdy nastąpi blackout. Należy leć ze sobą latarkę, świecę, dokumenty, powerbank i zapasy jedzenia. Tego typu komunikat nie brzmi uspokajająco.