UE gani Chiny za podejście do Morza Południowochińskiego, Wielka Brytania wysyła lotniskowiec na Indo-Pacyfik

Podziel się tym wpisem:

Unia Europejska w połowie kwietnia przyjęła wspólną strategię wobec rejonu Morza Południowochińskiego. Do przeważającej większości tego obszaru roszczą sobie prawo Chiny, przez uważa się, że to właśnie tam może powstać nowy konflikt zbrojny o konsekwencjach światowych. Bruksela dotychczas nie zabierała w tak oficjalny i jednocześnie antychiński sposób głosu w tej sprawie, dlatego warto przyjrzeć się nowemu podejściu i jego możliwym przesłankom – pisze Rafał Tomański.

Unijne oświadczenie odnośnie spornego morza pojawiło się 19 kwietnia. Stwierdzono w nim, iż „UE powinna wzmocnić ukierunkowanie strategiczne, obecność oraz działania na terenie Indo-Pacyfiku”. Dodano, że powinno do tego dojść „w oparciu o promocję wartości demokratycznych, praworządności, praw człowieka oraz prawa międzynarodowego”. Dokument składa się z 10 stron, podpisali się pod nim szefowie resortów spraw zagranicznych UE. Podkreślono, że oświadczenie nie ma antychińskiego charakteru.

Zapowiedziano również, że dalsze szczegóły odnośnie przyjmowanej na unijnym forum strategii pojawią się we wrześniu. Ministrowie spraw zagranicznych przyznali, że zamierzają mówić jednym głosem, by bronić podstawowych praw na terenie Indo-Pacyfiku.

UE wie, że może trafić na margines

W dokumencie zawarto obietnicę współpracy Unii z partnerami o „podobnym podejściu”. Zacieśnianie stosunków ma dotyczyć obronności, bezpieczeństwa oraz handlu. Bruksela przypomina, że zależy jej na wprowadzeniu w życie umowy inwestycyjnej z Chinami, którą podpisano na kilka godzin przed końcem 2020 roku i, przy okazji, przed oficjalnym zakończeniem niemieckiej prezydencji w UE. Zapisano także zachętę do poszukiwania możliwości zawarcia umów o wolnym handlu z Australią, Nową Zelandią oraz Indonezją. Unia zdaje sobie sprawę, że przy braku podejmowania nowych wyzwań, może szybko pozostać na marginesie światowego handlu.

W połowie listopada 2020 roku doszło do podpisania RCEP, czyli Regionalnego Wszechstronnego Ekonomicznego Partnerstwa, największej na świecie umowy o wolnym handlu. Negocjacje trwały osiem lat, a wysiłek się opłacił, choć nie wszystkie z państw, które deklarowały chęć wejścia do porozumienia, dotrwały do jego podpisania. W składzie „piętnastki” zabrakło Indii, które od roku przestały brać udział w rozmowach precyzujących szczegóły RCEP.

Porozumienie tym samym dotyczy dziesiątki krajów Azji Południowo-Wschodniej należących do stowarzyszenia ASEAN oraz Chin, Japonii, Korei Południowej, Australii i Nowej Zelandii. Dzięki takiemu składowi RCEP obejmuje kraje dysponujące łącznie jedną trzecią ludności świata i ponad połową globalnego PKB.

Porozumienie bez USA

Do porozumienia nie przystępują jednak Stany Zjednoczone. RCEP od początku było postrzegane jako inicjatywa Pekinu, która miała stanowić przeciwwagę dla forsowanego przez administrację ówczesnego prezydenta USA, Baracka Obamy TPP, czyli Partnerstwa Transpacyficznego, porównywalnej skalą umowy o wolnym handlu. Z TPP wycofał się jednak Donald Trump – była to pierwsza decyzja podjęta przez niego po zaprzysiężeniu – a kierownictwo nad porozumieniem przejęła Japonia. Okrojone z 12 do 11 państw TPP zmieniło nazwę i jako CPTPP (dosłownie oznacza “Wszechstronne i Progresywne Porozumienie na rzecz Partnerstwa Transpacyficznego”, w oryginale: Comprehensive and Progressive Agreement for Trans-Pacific Partnership) działa od początku 2019 roku.

O możliwości podpisania ostatecznej umowy RCEP (oryginalna nazwa to: Regional Comprehensive Economic Partnership) pod koniec 2020 roku mówiono podczas szczytu państw ASEAN w Bangkoku w 2019 roku. Stało się zgodnie z oczekiwaniami i 15 listopada 2020 porozumienie świętowano podczas prezydencji wietnamskiej, choć tym razem szczyt i samo składanie podpisów pod dokumentem miało charakter zdalny ze względu na pandemię.

Gotowe RCEP wysyłało wówczas czytelny sygnał dla nowego amerykańskiego prezydenta. Przygotowując się do zakończenia negocjacji nie wiedziano, czy będzie nim na kolejne cztery lata Trump czy też zmieni go w Białym Domu Joe Biden. Z podpisaniem RCEP to Chiny przejmują światowe przewodnictwo w kierowaniu największą umową o wolnym handlu. Nie są znane dodatkowe szczegóły porozumienia. Wiadomo, że jego celem będzie znacząca redukcja stawek celnych (niektórych od razu, pozostałych w perspektywie najbliższej dekady), ograniczanie biurokracji i, co ważne w obecnej rzeczywistości ekonomicznej, wspólne działanie na rzecz przywracania sprawności biznesu dotkniętego koronawirusem.

Chińczycy stawiają na region

RCEP ma dodać do światowej gospodarki 186 mld dolarów dzięki ułatwieniom w wymianie handlowej między państwami. Premier Chin Li Keqiang podsumował podpisanie umowy jako „zwycięstwo multilateralizmu i wolnego handlu”. Warto zwrócić uwagę, iż jest to pierwsza w historii umowa o wolnym handlu łącząca Chiny, Japonię i Koreę Południową.

Region Azji Południowo-Wschodniej czyli dziesięć krajów określanych jako ASEAN na początku 2020 roku wyprzedził Unię Europejską pod względem wymiany handlowej z Chinami. Pekin woli kierować główne wysiłki ekonomiczne w stronę regionu, który określa jako swoje najbliższe sąsiedztwo od tysięcy lat. Wojna handlowa rozpoczęta w połowie 2018 roku przez Donalda Trumpa sprawiła, że trzeba było intensywnie szukać dodatkowych partnerów i mechanizmów biznesowych, które mogłyby skutki takiej wojny zniwelować.

Chińczycy przyznają, iż obecnie handel z Europą i Azją stanowi 70 proc. ich łącznej wymiany. Tym samym Pekin jest w stanie bardziej efektywnie negocjować z Waszyngtonem i nie czuć presji ze strony ewentualnych dalszych sankcji ekonomicznych. RCEP w ciągu najbliższych dwóch lat będzie sukcesywnie ratyfikowane przez parlamenty państw członkowskich.

Wyrok trybunału ws. roszczeń na Morzu Południowochińskim

Widać zatem, że UE nie może jednocześnie wytykać Chinom błędów odnośnie łamania praw człowieka, szykanowania Ujgurów w prowincji Xinjiang czy ganić je za nowe prawo dotyczące bezpieczeństwa państwa narzucone przez Pekin Hongkongowi, a z drugiej strony wciąż liczyć na dobre stosunki handlowe, które zmaterializują się tak czy inaczej. Nowe okoliczności, wśród nich właśnie finalizacja negocjacji w sprawie RCEP, zmieniają krajobraz polityczny.

W Unii uznano zatem, że należy podejmować dalej idące decyzje. Zanim jednak chciałoby się na dobre czytać  między wierszami oświadczenia szefów MSZ z kwietnia 2021 i próbować wyobrażać sobie następne kroki Brukseli, wystarczy przyjrzeć się kolejnym, bieżącym działaniom państw europejskich w tej kwestii.

12 lipca 2021 roku minie pięć lat od wyroku Międzynarodowego Trybunału ds. Morza w pozwie, który odnośnie roszczeń terytorialnych na Morzu Południowochińskim wytoczyły Chinom Filipiny. Racja Manili została całkowicie uznana przez sędziów, Chiny sprawę przegrały. Nie uznały jednak uzasadnienia werdyktu i nie przerwały prac związanych z tworzeniem sztucznych wysp na terenach, do których uzurpują sobie prawo oraz postępowały z militaryzacją rozbudowywanych placówek. W efekcie pięć lat po wyroku i przegranej sprawie to Pekin ma wciąż więcej kart w ręku odnośnie Morza Południowochińskiego i nie uznaje żadnych upomnień od społeczności międzynarodowej.

Konkretniejsze działania Europy

Sytuacja dojrzała zatem zdaniem Europy do dalszych, bardziej konkretnych działań. Niejako w odpowiedzi na apel Joe Bidena o skoordynowane działania w sprawie Chin Wielka Brytania wysłała na początku maja swój najnowocześniejszy lotniskowiec na Indo-Pacyfik. Jednostka HMS Queen Elizabeth (najnowszy brytyjski lotniskowiec wart 3 mld funtów) wypłynęła w dziewiczy rejs w ten najtrudniejszy obecnie politycznie rejon świata. Podróż na dystansie 26 tys. mil morskich ma objąć 40 krajów i potrwać pół roku. Podczas wyprawy brytyjska grupa uderzeniowa – bo tak wypowiada się o niej minister obrony, Ben Wallace – przeprowadzi szereg manewrów wspólnie z jednostkami z Francji, Japonii, Korei Południowej, Singapuru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Turcji, Omanu, Danii, Grecji, Włoch, Izraela, Indii oraz Kanady. Przy okazji wyprawa posłuży Brytyjczykom do uczczenia 50-lecia umów o współpracy wojskowej z państwami Indo-Pacyfiku (Australią, Malezją, Singapurem i Nową Zelandią).

Na pokładzie Queen Elizabeth stacjonuje osiem brytyjskich nowoczesnych myśliwców F-35B Lightning (wersja pionowego startu i lądowania przeznaczona na działania z lotniskowców – łącznie na pokładzie jest ich 18, pozostałe dziesięć maszyn należy do US Marine Corps). W grupie uderzeniowej znajdują się również dwa brytyjskie niszczyciel (HMS Diamond i HMS Defender), dwie frigate (HMS Richmond i HMS Kent), okręt podwodny o napędzie atomowym oraz dwie jednostki logistyczne (Fort Victoria i Tidespring). Grupie towarzyszy także amerykański niszczyciel USS The Sullivans oraz holenderska fregata HNLMS Evertse.

Minister Wallace przed wyruszeniem okrętów mówił: „Gdy nasza grupa uderzeniowa z lotniskowcem wyruszy w następnym miesiącu, poniesie flagę dla Globalnej Brytanii, dając wyraz naszym wpływom, prezentując naszą potęgę, angażując naszych przyjaciół oraz potwierdzając nasze zaangażowanie w kwestii wyzwań bezpieczeństwa świata dzisiejszego i jutrzejszego”. Dodawał także, iż „cały naród może być dumny z pełnych poświęcenia mężczyzn i kobiet, którzy przez ponad sześć miesięcy będą pokazywać światu, że Wielka Brytania nie cofa się, ale żegluje naprzód, by brać aktywny udział w procesie kształtowania świata w XXI wieku”. Szef brytyjskiego MON zapewniał, że obecności brytyjskich okrętów w sporym rejonie, w którym bardzo łatwo o nieporozumienie, tym bardziej na polu militarnym, nie będzie miała charakteru prowokacji.

Londyn „rzuca wyzwanie Pekinowi”

Chiny będą z pewnością przyglądać się tej podróży z uwagą. Z perspektywy Pekinu wielokrotnie dojdzie do sytuacji, która będzie wymagała ostrej reakcji ze strony resortu spraw zagranicznych. Pozostaje tylko pytanie, czy „Globalna Brytania” zmierzająca w stronę  Indo-Pacyfiku militarne (nieobecna już wszakże w strukturach unijnych) oraz Unia Europejska pracująca nad nową strategią wobec Morza Południowochińskiego naprawdę opuszczą swoją strefę komfortu i za deklaracjami pójdą konkretne działania.

Na kilka tygodni przed wyruszeniem grupy pod wodzą Queen Elizabeth chińska prasa określała decyzję Londynu chęcią powrotu do dawno utraconej potęgi. Mówiono o „niedojrzałej” polityce wobec regionu i chęci naśladowania Waszyngtonu przez Londyn. Dla Chin wyprawa brytyjskich okrętów rozpoczęta w atmosferze „rzucania wyzwania Pekinowi” pozostaje jedynie „wojenką na słowa”, do której nie ma się specjalnie co przywiązywać. Można być pewnym, że wypowiedzi w tym tonie pod adresem unijnej strategii wobec Morza Południowochińskiego znacznie więcej.

Autor jest dyrektorem Działu Chin i Azji Wschodniej Europejskiego Centrum Projektów Pozarządowych, byłym korespondentem Polskiej Agencji Prasowej z Pekinu.

Skip to content