
Ukraina i Białoruś chcą rewitalizacji okolic Czarnobyla
Zarówno Mińsk jak i Kijów zamierzają zająć się rewitalizacją terenów po katastrofie elektrowni atomowej. Oba kraje mają na to różne pomysły.
Aleksander Łukaszenko polecił opracować dla południa republiki program ożywienia ziem dotkniętych awarią elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Polityk zaznaczył, że ziemie te muszą zostać ożywione w ciągu najbliższych pięciu lat. „Na terenach dotkniętych katastrofą w Czarnobylu można i trzeba mieszkać. Nie zapominajmy o terenach Czarnobyla. To są nasze ziemie i trzeba je zagospodarować, co będziemy robić ostrożnie, powoli” – powiedział dyktator.
Według źródeł rosyjskich całkowity obszar zanieczyszczenia radiacyjnego na Białorusi wyniósł około 46,5 tys. km2 (23 proc. całkowitej powierzchni). Na Ukrainie w 12 regionach zanieczyszczono 50 tysięcy kilometrów kwadratowych. Ponadto ucierpiało 19 rosyjskich regionów o powierzchni prawie 60 tys. Łukaszenka nie ma jednak wizji, co miałoby powstać na pobliskich ziemiach.
Z kolei bliski region byłej elektrowni jądrowej na Ukrainie funkcjonuje jako atrakcja turystyczna. Jest częstym tematem popkulturowym jako temat gier, seriali, filmów czy przedmiotem eksploracji. – Ukraińskie władze rozpoczęły proces rewitalizacji Strefy Wykluczenia wokół Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej i zatwierdziły plan jej rozwoju na trzy lata – powiedział latem prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Mit Czarnobyla
Przed wybuchem pandemii w 2019 czarnobylską zonę odwiedziło 120 tyś. turystów. Najwięcej z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Polski. Teraz ma powstać tam infrastruktura transportowa i turystyczna. Ukraińskie władze planują wybudować kolej jednotorową, siłownie wiatrowe, wieże widokowe, a na pobliskich terenach stworzyć park narodowy, bo opuszczone przez ludzi tereny stały się obecnie siedliskiem rzadkich zwierząt.
Mit Czarnobyla używany jest obecnie przez organizacje reprezentujące skrajne poglądy na ochronę środowiska do straszenia energetyką atomową. Takie organizacje jak Greenpeace zrównują wszystkie technologie jądrowe z radziecką, przestarzałą konstrukcją, która uległa awarii przeszło 30 lat temu z powodu błędu człowieka.
Prof. Zbigniew Jaworowski, z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej, który kierował wówczas działaniami wobec ludności w Polsce, przyznał po latach, że katastrofa miał głównie wymiar psychologiczny, a skażenia były tak niewielkie, że mając obecną wiedzę nie zdecydowałby się na podanie płynu Lugola Polakom, ani, gdyby to leżało w jego mocy, nie ewakuowałby mieszkańców pobliskiej Prypeci.