Geneza Inicjatywy Trójmorze. Raport otwarcia. [RAPORT]

Podziel się tym wpisem:

Niniejsze opracowanie  poświęcone jest polityczno-ideowym tradycjom, których kontynuacją jest realizowana przez państwo polskie we współpracy z partnerami środkowo-europejskimi Grupa Wyszehradzka, Inicjatywa Trójmorza, ale także Trójkąt Lubelski, skupiający Polskę, Litwę i Ukrainę, a w przyszłości może również Białoruś. W kolejnych ośmiu artykułach przedstawię polską dyskusję nad kształtem Europy Środkowo-Wschodniej oraz rolą i miejscem, jakie zajmuje w niej Polska i narody z nią sąsiadujące – zwłaszcza na wschodzie.

Geneza Inicjatywy Trójmorze. Raport otwarcia

Niniejsze opracowanie  poświęcone jest polityczno-ideowym tradycjom, których kontynuacją jest realizowana przez państwo polskie we współpracy z partnerami środkowo-europejskimi Grupa Wyszehradzka, Inicjatywa Trójmorza, ale także Trójkąt Lubelski, skupiający Polskę, Litwę i Ukrainę, a w przyszłości może również Białoruś. W kolejnych ośmiu artykułach przedstawię polską dyskusję nad kształtem Europy Środkowo-Wschodniej oraz rolą i miejscem, jakie zajmuje w niej Polska i narody z nią sąsiadujące – zwłaszcza na wschodzie. W cyklu zostaną przedstawione nowożytne korzenie koncepcji wspólnoty środkowo-wschodnioeuropejskiej, różnice między polityką międzymorską a prometejską, rozwój idei federacyjnej w okresie II wojny światowej i po jej zakończeniu, aż po recepcję tych idei w III Rzeczpospolitej. Ponadto trzy części będą poświęcone analizie ewolucji w sposobie postrzegania obszaru Trójmorza przez rosyjskie, niemieckie i amerykańskie elity polityczne.

Chcąc krótko scharakteryzować Trójmorze można powiedzieć, że geograficznie jest to Europa Środkowo-Wschodnia, dokładniej region geograficzny położony między Republiką Federalną Niemiec a Federacją Rosyjską oraz między Morzem Bałtyckim a Morzami Adriatyckim i Czarnym. Obecna Inicjatywa Trójmorza stanowi jedynie instrument polityczny na potrzeby współpracy w ramach Unii Europejskiej, obejmuje tylko państwa będące jej członkami. Docelowo jednak, jeżeli będą takie możliwości, format ten może się rozszerzyć o Ukrainę, a kiedyś może również o Białoruś. Z pewnością pożądanym byłoby również wciągnięcie w orbitę Trójmorza Gruzji i utrzymanie dobrej współpracy Turcją, co jednak w przyszłości może okazać się zadaniem trudnym.

Wśród cech wspólnych warto przede wszystkim zwrócić uwagę na fakt, że wszystkie narody tego regionu funkcjonowały na styku łacińskiego zachodu oraz prawosławnego i islamskiego Wschodu. Narody Trójmorza stanowiły przedmurze cywilizacji łacińskiej, czy – jakby to określił z perspektywy XX wieku Oskar Halecki – euroatlantyckiej. Szczególnie groźny był napór ze strony Rosji i Turcji, z których pierwsza geograficznie zaliczana jest do Europy, chociaż w rzeczywistości ani jednego ani drugiego państwa za europejskie uznać nie można. Ankara póki co wydaje się być nawet bliższa Europie, aniżeli Moskwa, chociaż formalnie leży w Azji, wchodząc w skład państw Bliskiego Wschodu.

Trójmorze charakteryzuje się dużym rozdrobnieniem narodowościowym, a do momentu wielkich przesiedleń, które dokonały się w XX wieku, również mocno zatartymi granicami osiedlenia przedstawicieli poszczególnych narodowości. Wynika to ze specyficznej i skomplikowanej historii tego regionu. Narody Trójmorza stanowią wspólnotę doświadczenia począwszy od średniowiecza, kiedy większość z nich musiało zmierzyć się najpierw z najazdem mongolskim, potem ekspansją turecko-tatarską, wreszcie moskiewską i rosyjską. Ostatecznie ekspansja Imperium Rosyjskiego powiodła się dzięki wsparciu z Zachodu. Wyjście Prus Królewskich z orbity wpływów Rzeczpospolitej Obojga Narodów i utworzenie w 1701 r. Królestwa Prus stało się praprzyczyną rozbioru państwa polsko-litewsko-ruskiego. Nowe królestwo stało się wzorem dla Piotra I i partnerem dla jego następców. Upadek Rzeczpospolitej był ostatnim aktem utraty niezależności całego regionu. Narody środkowo-wschodnioeuropejskie mają za sobą zatem wspólne doświadczenie kolonizacji ze strony otaczających je mocarstw i imperiów. Pierwsza wojna światowa przyniosła wyzwolenie większości narodom Trójmorza. Ich niepodległość nie trwała jednak długo, gdyż w obliczu zewnętrznych zagrożeń, nie potrafiły one wypracować wspólnej polityki obronnej, w efekcie po kolei tracąc niepodległość lub niezależność polityczną, padając łupem Niemców lub Sowietów.

By uniknąć podobnego scenariusza, czy to na płaszczyźnie gospodarczej, czy to militarnej, warto zacząć dostrzegać, że poza interesem narodowym, każdego z państw Trójmorza istnieje jeszcze ten interes wspólny. Rezygnacja z koordynowania pewnych polityk w ramach regionu nie pozwala w pełni wyzyskać potencjału, którym mogłaby dysponować na forum Unii Europejskiej Europa Środkowa, pozostając obiektem rozgrywek silniejszych pod względem ogólnego potencjału graczy. Podobnie niekorzystne dla dalszego umocnienia niezależności Trójmorza byłoby pozostawienie poza nim Ukrainy i Białorusi lub próba powrotu Ukrainy do budowania relacji bilateralnych z Berlinem i USA, kosztem koordynowania niektórych swoich działań z innymi państwami regionu. Warto zatem studiować historię idei, by mieć wspólny obraz szans i zagrożeń, które pojawiały się w przeszłości i móc lepiej zrozumieć strategię narodów Europy Środkowo-Wschodniej oraz mocarstw nimi zainteresowanych.

Geneza koncepcji Trójmorza

Zanim Europa Środkowo-Wschodnia została zdefiniowana jako wspólny obszar geograficzno-gospodarczo-polityczny, określany mianem Międzymorza (po raz pierwszy zdefiniowanego w ten sposób w 1918 r. przez prof. Eugeniusza Romera), idea ta – w ujęciu zawężonym do ziem Rzeczpospolitej oraz jej lenn – pojawiła się już w XVIII wieku, i to nie tylko wśród elit politycznych państwa polsko-litewsko-ruskiego, lecz również kozackich. Idąc tokiem myślenia wybitnego historyka Oskara Haleckiego, początków idei zjednoczenia Europy Środkowo-Wschodniej można się doszukiwać już nawet w piętnastowiecznej polityce dynastii jagiellońskiej. Wszak król Polski Kazimierz IV Jagiellończyk i jego syn Władysław II Jagiellończyk, dzierżący koronę Czech i Węgier panowali nad obszarem od Smoleńska po Adriatyk i od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne. Polski historyk przytaczał szereg argumentów na podparcie swojej koncepcji, dowodząc wspólności interesów wymienionego obszaru. Czy jednak można się zgodzić z tezą, że już wówczas w Krakowie myślano o federalizacji całego obszaru? Była to raczej po prostu polityka dynastyczna, jaką prowadziły rody królewskie w całej Europie. Elity szlacheckie żyły zaś w państwie na tyle potężnym, że skoncentrowały się głównie na sprawach wewnętrznych, żyjąc w wyniesionym z XVI i początku XVII wieku przekonaniu, że stosunkowo niewielkimi siłami są w stanie pobić każdego, nawet wielokrotnie liczebniejszego wroga. Tak jak zagrożenie krzyżackie dało impuls do unii polsko-litewskiej, tak klęski, jakie zaczęła ponosić w połowie XVII w. Rzeczpospolita Obojga Narodów doprowadziły do powrotu myślenia kategoriami unijnymi w elicie politycznej polsko-litewskiej. Chociaż potop szwedzki był niezwykle wyniszczający, (zwłaszcza dla Korony, Litwę splądrowały głównie wojska moskiewskie), to jednak Szwecja została pokonana i politycznie nie mogła zagrozić Polsce. Problemem stała się Moskwa, która poprzez podburzenie przeciwko Rzeczpospolitej mieszkającej na wschodzie ludności prawosławnej, a zwłaszcza Kozaków dążyła do oderwania ziem ruskich, bezprawnie roszcząc sobie do nich prawo. W wyniku zlekceważenia problemu kozackiego, doszło do krwawej wojny bratobójczej, na której swoją pozycję zbudowała Moskwa. Kozacy jednak szybko przekonali się, że dla cara moskiewskiego będą jedynie sługami kłóciło się z ich dążeniami do uzyskania większej podmiotowości. W 1658 r. doszło do podpisania między Rzeczpospolitą a wojskiem kozackim, reprezentowanym przez hetmana Iwana Wyhowskiego, tzw. unii hadziackiej, która jednak ostatecznie nie weszła w życie, na skutek intryg moskiewskich, które doprowadziły do obalenia hetmana. Na jej mocy z województw bracławskiego, kijowskiego i czernichowskiego miało zostać utworzone Księstwo Ruskie. Po fiasku tej ciężko wypracowanej koncepcji nie powrócono już do niej, zaś Ukraina została podzielona na mocy podpisanego w 1689 r. pokoju Grzymułtowskiego wzdłuż Dniepru między Rzeczpospolitą i Wielkie Księstwo Moskiewskie (przy czym Kijów w całości zachowała niezgodnie z ustaleniami Moskwa). Podział ten stał się niezwykle istotnym czynnikiem wzrostu potęgi Moskwy i jednocześnie jedną z przyczyn upadku państwa polsko-litewskiego.

Po raz kolejny myślenie kategoriami współpracy między narodami (oczywiście wciąż w kontekście obszaru ziem Rzeczpospolitej oraz pozostających pod jej polityczno-kulturalnymi wpływami – pojawia się dopiero w wieku XVIII, w obliczu zbliżających się rozbiorów Rzeczpospolitej. Impuls do współpracy wyszedł ze strony hetmana kozackiego Filipa Orlika, następcy Iwana Mazepy. W tym roku przypada 350 rocznica jego urodzin i 280 śmierci. Orlik urodził się na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, chrzest przyjął w obrządku prawosławnym, nauki jednak pobierał w Kolegium Jezuickim w Wilnie, diariusz zaś spisał w języku polskim, francuski i łacińskim. Orlik stał się ważną postacią dla działaczy prometejskich. Do jego koncepcji politycznych odwoływał się m.in. płk Edmund Charaszkiewicz, były szef Ekspozytury 2 Oddziału II Sztabu Generalnego – „Plan polityczny hetmana przewidywał stworzenie jednolitego frontu przeciw-moskiewskiego, który by obejmował Polskę, Szwecję i Turcję, Tatarów Krymskich, Astrachańskich, Kazańskich, Hordy Budjaka i Kozaków Dońskich, Ukrainę Hetmańską oraz Sicz Kozaków Zaporoskich”[1].

Ten krótki wstęp poświęcony czasom nowożytnym jest konieczny, aby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego właśnie Polacy stali się głównym promotorem idei Intermarium? Odpowiedź wydaje się prosta. Kiedy znikała z mapy Europy w 1795 r., takie państwa jak Czechy, czy Węgry od dawna były pozbawione niezależności. Rzeczpospolita jako jedyne państwo środkowoeuropejskie (pomijam Prusy, których nie zaliczam do obszaru środkowo-europejskiego, mimo geograficznego położenia tego państwa), chociaż w XVIII w. już osłabione, była jednak wciąż państwem niepodległym i demokratycznym, dysponującym wielowiekową tradycją unii polsko-litewskiej oraz kilkudziesięcioletnim okresem polsko-saskiej unii personalnej. Na umocnieniu pozycji Rzeczpospolitej, czy też ratowaniu jej niezależności, zależało nie tylko szlachcie polskiej. Ku niej zwracali się chociażby, zanurzeni w tradycji demokracji szlacheckiej, kozacki hetman Filip Orlik, stojący na czele opozycji w Prusach płk Christian von Kalckstein, czy szlachta kurlandzka (w większości niemieckiego pochodzenia), która przyłączyła się do powstania kościuszkowskiego. Wszyscy oni w trwaniu i współpracy z Rzeczpospolitą widzieli szansę na utrzymanie lub odzyskanie własnej niezależności.

Z tego krótkiego przeglądu wynika, że rozwój koncepcji unijnych do pewnego stopnia napędzało od początku a to niemieckie, a to moskiewskie zagrożenie. Celem obu sąsiednich organizmów było podporządkowanie, a następnie likwidacja dzielącego ich buforu. „Pożywiwszy się” wcielonymi narodami, ich ziemią i bogactwem, mogły myśleć o objęciu wiodącej roli w Europie, z możliwością podjęcia rywalizacji o wpływy na świecie z potęgami morskimi Zachodu. Nieco inne było podejście Habsburgów, w których wieloetnicznym cesarstwie poszczególne narody cieszyły się największymi, spośród wymienionych państw zaborczych, swobodami. Nie zmienia to jednak faktu, że Austria współuczestnicząc w rozbiorach Rzeczpospolitej przyczyniła się do likwidacji ostatniego niezależnego państwa środkowoeuropejskiego.

Wiek XIX

               Idea unii narodów położonych pomiędzy Niemcami i Rosją nie nabrała większego rozpędu po rozbiorze I Rzeczpospolitej. Polacy postawili na współpracę z rewolucyjną Francją, co przywróciło na krótko polską państwowość w postaci Księstwa Warszawskiego w latach 1807–1815. Napoleon nie zamierzał jednak w sposób totalny dekomponować zastanego na początku wieku XIX ładu w Europie Środkowo-Wschodniej, czego najlepszym przykładem był brak zgody na odbudowę Rzeczpospolitej. Co gorsza część elity politycznej polsko-litewskiej na skutek fiaska współpracy z Francją, zaczęła godzić się z panowaniem zaborców, co było jedną kluczowych przyczyn niepowodzenia powstania listopadowego.

Upadek powstania dał w 1832 r. początek zjawisku Wielkiej Emigracji. Nieco ponad sto lat później klęska II Rzeczpospolitej przyczyniła się do powstania drugiej „Wielkiej Emigracji”. Tak jak pierwsza emigracja, tak i druga stały się impulsem do poszukiwania szerszych rozwiązań federacyjnych, wykraczających poza obszar dawnej Rzeczpospolitej.

Szczególnie zasłużonym dla zbudowania podwalin koncepcji federacji środkowoeuropejskiej, uznawanym również za prekursora polityki prometejskiej (immanentnie złączonej z ideą międzymorską – o czym będę jeszcze pisał) był książę Adam Jerzy Czartoryski, kierujący w latach 1832–1861 konserwatywnym Hôtel Lambert w Paryżu. Jego droga polityczna była skomplikowana – od pierwszego w historii Imperium Rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, stał się jego pierwszym wrogiem tegoż imperium, który nieustannie prowadził propagandowe działania i podejmował starania na rzecz odbudowy Rzeczpospolitej, której niepodległość wiązał z wyzwoleniem narodów nierosyjskich, czyli rozbiciem Rosji.

Czartoryski postulował antyrosyjski sojusz Polaków z Turcją, Persją, Szwecją, Tatarami i wszystkimi narodami mieszkającymi między Morzem Bałtyckim a Morzem Czarnym i Morzem Kaspijskim, któremu miałaby patronować Wielka Brytania[2]. Książę wysyłał swoich emisariuszy do Węgrów, Chorwatów, Serbów, Słowaków, Turków, narodów Kaukazu; popierał także sprawę zjednoczenia Rumunii. W jego polityce po raz pierwszy tak wyraźnie widać traktowanie regionu Trójmorza jako wspólnoty interesów, dodatkowo poszerzanej w zakresie wzajemnego zagwarantowania bezpieczeństwa od strony Rosji (jak też i dziś starają się to czynić przedstawiciele władz Polski) o Skandynawię, Ukrainę, Kaukaz i Turcję. Jednym z dogodnych momentów dla realizacji koncepcji księcia była Wiosna Ludów w 1848 r. Jego plany nigdy jednak nie uzyskały odpowiedniego wsparcia ze strony mocarstw zachodnich. Do koncepcji Czartoryskiego w latach 40. XX w. wieku wróci jeszcze jeden z architektów polskiej polityki prometejskiej płk Tadeusz Schaetzel. Dziś rolę głównego mocarstwa integrującego i wspierającego działania sojuszników środkowo-wschodnioeuropejskich, których efektem może być długotrwałe osłabienie Rosji i jednocześnie większe upodmiotowienie regionu odgrywają USA.

Warto podkreślić, że ważnym elementem budowy poczucia szerszej wspólnoty losu narodów środkowoeuropejskich był udział polskich ochotników w powstaniu węgierskim. Jeden z nich jest postacią znaną przez każdego Polaka i Węgra – to gen. Józef Bem, jeden z czołowych dowódców powstańczych. Bez wsparcia zewnętrznego narody środkowoeuropejskie nie były jednakże w stanie zrzucić jarzma zaborców. Nie miały one również przepracowanej kwestii narodowościowej. Węgrzy dążyli do odbudowy swojego państwa w granicach Królestwa Węgierskiego z czasów średniowiecza, co budziło sprzeciw Chorwatów, Słowaków i Rumunów. Problem ten pogłębił się w wyniku przekształcenia Cesarstwa Austriackiego w dualistyczne Austro-Węgry. Węgrzy prowadzili politykę madziaryzacji licznych mniejszości narodowych. Ponadto po 1918 r. Węgry spotkała najcięższa kara spośród wszystkich przegranych państw centralnych. Zbytnie okrojenie terytorialne ich państwa miało niezwykle negatywny wpływ na morale narodowe, powszechne uczucie klęski uruchomiło wiele negatywnych procesów. Taka decyzja tylko wzmocniła niechęć społeczeństwa węgierskiego do sąsiednich narodów, gdyż ich państwa powstały na gruzach Węgier.

Polacy walczyli przez cały wiek dziewiętnasty pod hasłem „za wolność naszą i waszą”, upatrując w dekompozycji starej, mocarstwowej Europy szansy na odzyskanie niepodległości przez Polskę. Podczas powstania styczniowego, czyli ponad dwieście lat po unii hadziackiej znów nawiązano do koncepcji państwa polsko-litewsko-ruskiego, przyjmując za godło powstańcze przedstawienie Orła, Pogoni i Archanioła, symbolizującego Ruś. Było ono używane m.in. na pieczęci Rządu Narodowego.

               Koncepcja wolności narodów znalazła odzwierciedlanie nie tylko w polityce, ale i w stosunku Polaków do innych narodów ciemiężonych, czy kolonizowanych, co dobrze widać na przykładzie działaczy niepodległościowych. Znakomicie problematykę wolności i emancypacji narodów spod kurateli rosyjskiej oraz wiodącą w tym procesie rolę Polaków opisał Wacław Sieroszewski. W napisanej przezeń powieści o Maurycym Beniowskim, w której tytułowy bohater próbował opisać swoim współtowarzyszom niedoli, stanowiącym mieszaninę różnych narodów Imperium (również Rosjanom), na czym naprawdę zasadza się wolność słowami: „Więc wolność dla was to możność przewodzenia innym i uciskania ich, bo tutaj nie można niczym innym być, ino rabem albo katem… […] Nie – dla mnie wolność jest to żyć równym wśród równych, jest to możność niekłamania nikomu, nieuniżania się, nieodczuwanie przed nikim strachu, jest to możność zostania tym, czym się chce […]”[3]. Warto przywołać ów cytat w obliczu zarzutów, jakie wysuwano wobec Polaków w Moskwie i Berlinie. Jednym z argumentów propagandy mającej na celu kompromitację idei Międzymorza było oskarżenie Polski o dążenie do zdominowania regionu. Idea Intermarium zakłada równość wszystkich narodów, ich partnerstwo w budowaniu wzajemnego porozumienia. Taka idea nigdy nie pojawiała się w koncepcjach politycznych Prus, a następnie Rzeszy Niemieckiej, czy też Rosji, które zasadzały się na podboju, ograniczeniach praw i drenażu zasobów.

W pewnym stopniu za kontynuatora myśli księcia Adama Jerzego Czartoryskiego można uznać Józefa Piłsudskiego, który głosił program deimperializacji Rosji, połączony ze ściślejszą organizacją współpracy narodów Europy Środkowo-Wschodniej, począwszy od obszaru dawnej Rzeczpospolitej. O tym jednak, jakie były szczegółowe założenia koncepcji Piłsudskiego na tle innych pomysłów na odbudowę Polski i czy rzeczywiście Piłsudski był ideowym federalistą wyjaśnię w kolejnej części niniejszego cyklu.

Międzymorze u progu niepodległości

W 1918 r. idea współpracy narodów Europy Środkowo-Wschodniej nie była jeszcze wykrystalizowana, nawet w stosunku do obszaru dawnej Rzeczpospolitej. Co więcej, na arenie międzynarodowej pojawiały się nowe narody, który wcześniej w ogóle nie miały swojej odrębnej państwowości, domagające się jej w wyniku uświadomienia sobie swojej odrębności. Wśród polskiej elity politycznej nie było zgody w kwestii kształtu państwa polskiego oraz stosunku do narodów, które zaczęły podkreślać swoją odrębność w opozycji do Polski, jak ukraiński, czy litewski. W wyniku procesów narodowotwórczych polskie hasło walki o „wolność naszą i waszą” napotkało na nowe problemy, gdyż okazało się, że młode narody zerwały z tradycją I Rzeczpospolitej i chciały budować swoje państwo w oderwaniu od niej, nie dostrzegając jednak, że w ten sposób sprowadzały na siebie zagrożenie ze strony potężnych sąsiadów z Zachodu i Wschodu.

Idea federacyjna miała zakorzenienie w polskich tradycjach politycznych, chociaż, jak się wydaje, koncepcje rodem z XX wieku były bliższe próbom współpracy między narodami broniącymi się przed imperializmem rosyjskim w XVIII i XIX w., aniżeli polityce I Rzeczpospolitej z okresu jej rozkwitu.

U progu niepodległości wśród polskich elitach politycznych rozgorzał spór o kształt odrodzonej Polski. Nie da się jednak sprowadzić go do konfliktu między zwolennikami i przeciwnikami polityki federalistycznej, gdyż zarówno Józef Piłsudski, jak i Roman Dmowski na pierwszym miejscu stawiali odrodzenie państwa polskiego. Ich koncepcje różniły się jednak w kwestii podejścia do Rosji. Dmowski uważał za możliwe wypracowanie modus vivendi w stosunkach z osłabioną po utraceniu Polski Rosją. Piłsudski zaś zachowywał większy sceptycyzm wobec możliwości ułożenia poprawnych stosunków z Rosją. Dlatego też w pierwszych latach niepodległości dążył do zmiany układu sił w Europie Środkowo-Wschodniej poprzez – najogólniej rzecz ujmując – budowę organizmu politycznego obejmującego ziemie dawnej I Rzeczpospolitej, który pozbawiłby Rosję statusu imperialnego i stał się podmiotem na arenie międzynarodowej. Nie był on jednak, jak się powszechnie uważa, ideowym federalistą, czego dowodził w książce Polska i trzy Rosje profesor Andrzej Nowak[4].

Niestety powszechnie i zupełnie błędnie przypisuje mu się w dyskusjach publicystycznych chęć utworzenia federacji polsko-ukraińskiej[5]. Wbrew być może intencjom autorów tych tekstów, głoszona przez nich teza wcale nie musi mieć pozytywnego wpływu na rozwój współpracy polsko-ukraińskiej, gdyż ani Ukraińcy ani Polacy nie są entuzjastycznie nastawieni do federacji polsko-ukraińskiej. Warto również zwrócić uwagę, że we współczesnej propagandzie rosyjskiej skierowanej do Ukraińców federację z Polską przedstawia się jako zagrożenie dla Kijowa.

Nie oznacza to jednak, że Piłsudski dążył do podziału Europy Wschodniej między Polskę a Rosję[6]. Celem jego było ustanowienie nowego porządku w Europie Środkowo-Wschodniej, z niepodległą Ukrainą związaną sojuszem z Polską, co – gdyby się wówczas udało – byłoby rewolucją geopolityczną. Piłsudski, podobnie jak Czartoryski, myślał strategicznie, wychodząc poza obszar dawnej Rzeczpospolitej i starając się od początku montować sojusz od Finlandii przez Estonię i Łotwę po Rumunię, nawiązując także kontakty z Gruzją, Tatarami, czy Turcją, starając się jednocześnie rozgrywać kartę trzeciej Rosji tak, by nie zrazić do Polski mocarstw zachodnich, których przychylność lub neutralność w różnych kwestiach miała bardzo duże znaczenie dla Polski.

W trakcie drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu koncepcje federacyjne były niezwykle popularne wśród polskiej emigracji. To nieporozumienie w kwestii polityki Piłsudskiego wynika właśnie z emigracyjnej recepcji jego myśli. Posługiwano się jego postacią dla umocnienia własnych – właśnie federalistycznych – koncepcji politycznych, mniej lub bardziej świadomie naginając jego poglądy do własnych. Przykładu takich praktyk dostarcza Ryszard Wraga, który dopasowywał koncepcje Naczelnika do własnej wizji pisząc do Jerzego Giedroycia, że trzeba jego myśl oczyścić z przerostów nacjonalizmu, o czym będzie jeszcze szerzej mowa.

Podpisany w kwietniu 1920 r. tzw. układ Piłsudski-Petlura dawał podstawy do sojuszu polityczno-wojskowego, nie zaś federacji, o której nie myślała żadna ze stron. Jeżeli w tamtym okresie myślano o federacji to przede wszystkim w kontekście dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, co było dość naturalne, gdyż wynikało z wielowiekowej tradycji unijnej. Tak też była interpretowana Odezwa Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego do Mieszkańców Byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego z 22 kwietnia 1919 r. Czy jednak był to cel sam w sobie, czy środek do zjednoczenia ziem Litwy i Korony? Warto w tym miejscu przywołać bardzo ważne dla polityki Piłsudskiego źródło, a mianowicie niezastąpiony Diariusz Kazimierza Świtalskiego, który po koniec grudnia 1919 r. zapisał: „Koncepcji aneksjonistycznej i federalistycznej nie należy sobie zasadniczo przeciwstawiać, jedna nie wyklucza drugiej, chodzi tylko o możliwość postawienia rozwiązania federalistycznego wprzód, tak by w razie niemożności jej przeprowadzenia pozostawało jednak wyjście drugie. W obecnej sytuacji nie ma jeszcze realnych warunków definitywnego rozwiązania spraw kresów wschodnich w jednym lub drugim kierunku. Dość rozstrzygające będzie dla tej sprawy stanowisko Litwy. […] Jeżeli z Litwą nie będzie można dojść do porozumienia, to zostanie do ułożenia kwestia między polską częścią kresów wschodnich a Białorusią”[7].

Jeszcze jednak ciekawszy był list samego Piłsudskiego, przytoczony in extenso we wspomnieniach prawej ręki Piłsudskiego, jeśli chodzi o politykę federacyjną i faktycznego ideowego zwolennika rozwiązań federacyjnych Leona Wasilewskiego – „Znasz moje pod tym względem poglądy, polegające na tem, że nie chcę być ani imperialistą, ani federalistą, dopóki nie mam możności mówienia w tych sprawach z jaką taką powagą – no i rewolwerem w kieszeni. Wobec tego, że na bożym świecie zaczyna, zdaje się, zwyciężać gadanina o braterstwie ludzi i narodów i doktrynki amerykańskie, przechylam się z miłą chęcią na stronę federalistów”[8]. Złączenie, w tej czy inne formie wszystkich całości ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego nie powiodło się przede wszystkim dlatego, że żaden z narodów, łącznie z polskim, nie popierał rozwiązań federacyjnych. Zarówno Litwini, jak i Łotysze nie chcieli wchodzić w żadne związki z Polską, zaś kwestia białoruska, chociaż podjęta przez stronę polską, została ostatecznie rozstrzygnięta (tak jak ukraińska) na korzyść ZSRS w postaci utworzenia Białoruskiej i Ukraińskiej SSR, nie zaś niepodległej Białorusi i Ukrainy, związanych sojuszem z Polską. W tym przypadku dużą rolę odegrało zmęczenie społeczeństwa polskiego wojną i brak zrozumienia dla dalszej walki w imię niepodległości tych narodów, a także stanowisko Władimira Lenina, który kategorycznie zabronił delegacji sowieckiej w Rydze podpisywania jakichkolwiek porozumień bez uznania przez stronę polską sowieckiej Białorusi i Ukrainy[9]. Utrata kontroli nad tymi narodami przez Moskwę mogłaby przynieść katastrofalne następstwa dla stabilności władzy sowieckiej i postawiłoby pod znakiem zapytania odbudowę imperium.

Już w 1919 r. po nieudanym przewrocie propolskim na Litwie Piłsudski skonstatował, że wciągnięcie do współpracy Litwinów będzie raczej niemożliwe, zwracając uwagą na deficyty intelektualne rządzącej nią klasy politycznej, rozważał w ostateczności siłowe rozstrzygnięcie tej kwestii[10]. Ostatecznie zdecydował się na podział WXL. Po bitwie niemeńskiej próba siłowego wcielania w życie koncepcji federacyjnej nie miała racji bytu. Byłoby to wbrew woli narodu litewskiego, polskiego, łotewskiego (Białoruś, chociaż uwzględniana w planach federacyjnych, to jednak ze względu na enigmatyczność białoruskiego ruchu narodowego kwestia ta była poruszana z ostrożnością)[11]. Zastanawiający w tym kontekście jest cel pozbawionej wsparcia Wojska Polskiego ofensywy Armii Stanisława Bułak-Bałachowicza, który oficjalnie walczył o wolną Białoruś u boku Borisa Sawinkowa i jako przewodniczący powołanego latem 1920 r. w Warszawie Rosyjskiego Komitetu Politycznego stawiał sobie za cel obalenie władzy bolszewików. Jaki mógł być jednak rzeczywisty cel tej wyprawy? Możliwe, że tak jak „bunt” gen. Lucjana Żeligowskiego miała ona doprowadzić do przyłączenia do Polski mińszczyzny, a w każdym bądź razie mogła sprawiać takie wrażenie na stronie sowieckiej, stanowiąc dodatkowy atut w rękach polskich w czasie rokowań pokojowych w Rydze. Równolegle do Bałachowicza na południu, w kierunku Kijowa i Krymu ruszyła armia Ukraińskiej Republiki Ludowej na czele z atamanem Symonem Petlurą oraz 3. Armia rosyjska pod dowództwem gen. Borisa Pierymikina. Wszystkie wspomniane grupy poniosły klęskę. Stronnictwa polityczne i ogół narodu były przeciwne kontynuowaniu wojny, państwo było wyczerpane, zaś przewodniczący polskiej delegacji w Rydze Jan Dąbski prowadził rokowania nieudolnie i wbrew instrukcjom z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Czy zatem Piłsudski był bezradny wobec obiektywnych przeciwności, które nie pozwalały mu zrealizować planu maksimum? Czy zgoda na kontynuowanie walki z bolszewikami przez sojuszników Polski była wyjściem z krępującej sytuacji, czy ostatnią próbą rozniecenia na nowo konfliktu polsko-sowieckiego, gdyby jakimś cudem działania wspomnianych grup osiągnęły powodzenie? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jednakże trzeba zwrócić uwagę, że Piłsudski – jak sam powtarzał – musiał mierzyć siły na zamiary. Być może rozważał wznowienie wojny na wiosnę 1921 r., choć trzeba pamiętać, że po powołaniu Rady Obrony Państwa, zrzekł się części prerogatyw przysługujących wcześniej tylko Naczelnikowi Państwa, nie mógł już zatem podejmować decyzji w sposób arbitralny. Ponadto, widząc niechęć narodów do współpracy z Polską ostatecznie zdecydował się na realizację (w ograniczonym stopniu, by liczba mniejszości nie zagroziła stabilności państwa) koncepcji inkorporacyjnej, która od początku leżała na stole rozwiązań.

Piłsudski na pierwszym miejscu stawiał odzyskanie przez Polskę niepodległości, co było w zupełności zrozumiałe. Jako osoba obdarzona darem myślenia strategicznego wiedział, że jednocześnie trzeba od początku pracować nad ugruntowaniem tej niepodległości poprzez zmianę – dziś by powiedziano – architektury bezpieczeństwa w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, co rozumieć należy poprzez upodmiotowienie obszaru dawanej Rzeczpospolitej i związanie go sojuszami z innymi zachodnimi sąsiadami Rosji.

Międzymorze, Trzecia Europa i prometeizm

II Rzeczpospolita po zakończeniu procesu kształtowania swoich granic wchodziła w okres osiemnastu lat pokoju związana sojuszem militarnym z Francją i obronnym w stosunku do ZSRS z Rumunią.

Piłsudski po ponownym objęciu sterów polityki państwa w 1926 r. zmodyfikował założenia swojej polityki zagranicznej w stosunku do 1920 r. Starał się zapewnić Polsce jak najdłuższy byt w ramach polityki równowagi świadom nieuchronności wojny oraz zbyt słabej pozycji Polski, której nie udało się doprowadzić do wystarczającego osłabienia Rosji i konsolidacji obszaru dawnej Rzeczpospolitej.

Piłsudski nie podjął ponownie kwestii federacyjnej, gdyż nie było po temu warunków politycznych, poczynił jednak pewne kroki dla odbudowania, m.in. przy udziale Tadeusza Hołówki kontaktów z liderami poszczególnych narodów prometejskich. Nie bez powodu właśnie w 1926 r. zamordowany został Symon Petlura, co najpewniej było działaniem prewencyjnym ze strony Moskwy obawiającej się powrotu Piłsudskiego, uważając go jednoznacznie jako zdeterminowanego wroga Rosji, który gotów jest wywołać z nią konflikt wykorzystując kwestie narodowościowe[12]. Obawy sowieckie były jednak przesadzone. Propaganda antyprometejska, jaką prowadziły służby sowieckie wyolbrzymiała polskie wpływy wśród narodów nierosyjskich ZSRS, oskarżała o akty dywersji, które nie miały miejsca i nadawała polityce Piłsudskiego wybitnie ofensywny charakter, co nie odpowiadało rzeczywistości. Współpraca z narodami prometejskimi po 1926 r. miała raczej wymiar defensywny (tak jak działania skierowane wobec emigracji rosyjskiej)[13]. Oczywiście, wzmacnianie tożsamości narodów ujarzmionych mieściło się w strategii realizowanej przez Piłsudskiego i jego następców, lecz nie determinowało polityki zagranicznej Piłsudskiego po 1926 r. Polityka prometejska nie była również przyczyną nie włączenia ZSRS w europejski system bezpieczeństwa, jak sugerował to autor prekursorskiej monografii dotyczącej prometeizmu Sergiusz Mikulicz[14]. Strategia sowiecka była obliczona na zmianę ładu w Europie, dlatego żadna formuła zbiorowego bezpieczeństwa z udziałem ZSRS nie mogła dojść do skutku i zapobiec wojnie.

Czym zatem był prometeizm i w jaki sposób wiązał się z ideą Międzymorza, czyli inaczej Trzeciej Europy? Prometeizm był ideą zakładającą współpracę II Rzeczpospolitej z narodami nierosyjskimi ujarzmionymi przez Rosję, której celem było wyzwolenie ich spod moskiewskiego jarzma. Czy jednak była to oficjalna polityka państwa polskiego? Chyba najlepiej odpowiedzi na to pytanie udzielił Marek Kornat – „prometeizm nigdy nie stał się oficjalną doktryną polskiej polityki zagranicznej. Był użytecznym instrumentem polskiej polityki wschodniej”[15]. W praktyce II Rzeczpospolita przede wszystkim wspierała organizację i konsolidację struktur prometejskich oraz akcję propagandową i dyplomatyczną narodów ujarzmionych. W ramach „Prometeusza” działali przedstawiciele Azerbejdżanu, Donu, Karelii, Gruzji, Idel-Uralu, Ingrii, Krymu, Komu, Kubania, Północnego Kaukazu, Turkiestanu i Ukrainy. W Oddziale II Sztabu Głównego funkcjonowała Ekspozytura 2, zajmującą się zagadnieniem prometejskim, często jednakże – w ślad za propagandą sowiecką – wyolbrzymia się rolę dywersyjno-szpiegowską tej komórki. Politykę prometejską często również błędnie identyfikuje się z polityką narodowościową prowadzoną przez wojewodę Henryka Józewskiego na Wołyniu, która była próbą zastosowania prometeizmu w polityce wewnętrznej, lecz nie stanowiła jego istoty. Idea prometejska i międzymorska dopełniały się, gdyż suwerenność Europy Środkowo-Wschodniej zależała m.in. od tego, czy Związek Sowiecki rozpadnie się na szereg mniejszych organizmów.

Po lewej mapa z książki działacza prometejskiego i ukraińskiego historyka wykładającego na Uniwersytecie Warszawskim prof. Myrona Korduby (Rozwój imperializmu rosyjskiego, Warszawa 1935). Po prawej fragment jednej z map kolportowanej współcześnie przez Ukraińskie Siły Zbrojne, która dowodzi żywotności idei rozczłonkowania wielonarodowej Rosji.

Polityka Piłsudskiego miała charakter bardziej antyimperialny, aniżeli federacyjny. Tak jak wspominałem, Piłsudski porzucił myśl o federacji, nie realizował również koncepcji Międzymorza, gdyż nie widział w latach 1926–1935 możliwości dla jej zrealizowania, co nie oznacza, że gdyby taka możliwość się pojawiła nie wykorzystał jej[16]. Próbował natomiast  zmontować sojusz złożony z sąsiadów Rosji, od Finlandii po Rumunię, jednocześnie tak prowadząc politykę zagraniczną, by nie dopuścić do porozumienia niemiecko-sowieckiego.

Józef Beck, który przejął po śmierci Marszałka w 1935 r. samodzielny ster polskiej polityki zagranicznej, kontynuował tę politykę, ale wprowadził do niej także nowe elementy. W drugiej połowie lat trzydziestych zaczął wdrażać koncepcję Trzeciej Europy, która była odpowiedzią na ekspansywną politykę Berlina. Jej istotą był sprzeciw wobec arbitralnych rozstrzygnięć dokonywanych przez wielkie mocarstwa oraz upodmiotowienie Międzymorza[17]. Według Marka Kornata Beck próbował wykorzystać dezintegrację Czechosłowacji – prowadzącą konsekwentnie antypolską i prosowiecką politykę zagraniczną (od 1935 r. będąca w sojusz z ZSRS) – do budowy nowego systemu politycznego w Europie Środkowo-Wschodniej[18]. Stąd starał się doprowadzić do porozumienia między Rumunią i Węgrami, które wspierał w dążeniach do odzyskania Rusi Zakarpackiej.

Maksymalne granice Międzymorza sprzed 1939 r. obejmowały Finlandię, państwa bałtyckie, Polskę, Czechosłowację, Rumunię, Węgry, Austrię, Jugosławię, Bułgarię, Albanię i Grecję. Region ten w ówczesnych czasach dzięki posiadanym surowcom, produkcji żywności, potencjałowi obronnemu sięgającemu po mobilizacji około 6 mln żołnierzy (w tym dość silna flota na Bałtyku) i położeniu geograficznemu mógł być samowystarczalny[19]. Jego niewątpliwą słabością była duża liczba mniejszości w poszczególnych państwach, co generowało spory narodowościowe. Warszawa starała się budować więzi w regionie poprzez handel (w tym eksport sprzętu wojskowego na Bałkany) oraz powiązania infrastrukturalne, jak kanał żeglugowy Wisła-San-Dniestr, który miał połączyć Polskę i Rumunię.

Pamiętając problemy, jakie stwarzała Polsce Czechosłowacja i Niemcy, blokując w 1920 r. dostawy broni, Warszawa zwracała uwagę na linie komunikacyjne łączące Polskę z południem, w 1939 r. uzyskując przychylną neutralność państw bałkańskich. Gdyby wojna potrwała dłużej, swoją rolę odegrałby również port w Konstancy, do którego nie zdążyły na czas dopłynąć transporty uzbrojenia dla walczącej Polski. Z tego też względu Beck dążył do uzyskania wspólnej granicy z Węgrami (przez Zakarpacie wiodły ważne szlaki kolejowe, które również mogły być wykorzystane do transportu broni lub ewakuacji, a ponadto wyłączały je z potencjalnego użycia przeciwko Polsce).

Kierujący czechosłowacką polityką zagraniczną Eduard Beneš prowadził konsekwentnie wrogą Polsce, idei Międzymorza i własnemu narodowi politykę, za każdym razem przedkładając układy z mocarstwami oraz osobiste antypatie i korzyści ponad solidarność środkowoeuropejską, co doprowadziło w pierwszej kolejności właśnie jego kraj do upadku. W 1935 r. CSR zawarła sojusz z ZSRS, w 1938 r. Beneš nie tylko zgodził się na dyktat monachijski, ale zainspirował do takiego rozwiązania Brytyjczyków[20], zaś w 1943 r. zawierając układ z Sowietami, nie tylko zdradził polskich partnerów, ale także ułatwił Stalinowi zdominowanie Europy Środkowo-Wschodniej.

Z różnych względów – chociażby z rozegrania krajów środkowoeuropejskich przez wielkie mocarstwa – realizacja koncepcji Trzeciej Europy, czy inaczej Międzymorza okazała się niemożliwa. Niewątpliwie jednak stanowiła ona sprzeciw wobec dyktatu mocarstw i inspirację dla rozwijania współpracy w gronie narodów środkowoeuropejskich w okresie drugiej wojny światowej i po wojnie. Ciekawy pogląd w kwestii oceny tej koncepcji wyraził Marek Deszczyński, który sprzeciwił się tezie, jakoby koncepcja Trzeciej Europy w pełni zawiodła; wszak Polacy mieli zapewnioną drogę ewakuacji przez Węgry i Rumunię (popierane przez Warszawę zajęcie Rusi Zakarpackiej przez Węgry w marcu 1939 r. zabezpieczyło polskie głębokie tyły, na które mogłoby, tak jak ze Słowacji, wyjść uderzenie nieprzyjaciela), Litwę, Łotwę, Jugosławię i Grecję[21]. Warto dodać, że również uregulowanie stosunków z Litwą w 1938 r. – w czym duży udział mieli marszałek Edward Rydz-Śmigły i gen. Stasys Raštikis – być może zapobiegło udziałowi Litwy w agresji na Polskę oraz stworzyło pewne, choć o wiele mniej dogodne niż na Węgrzech warunki do wyjazdu na Zachód.

Rozwój idei federacynej podczas wojny

Gwałtowny rozwój prac nad federacją środkowo-wschodnioeuropejską, nastąpił dopiero w okresie drugiej wojny światowej i w pierwszym dziesięcioleciu po jej zakończeniu. Oczywiście wówczas najczęściej posługiwano się terminem Międzymorza, które powstało jeszcze przed wybuchem wojny. Omawiany obszar był określany także mianem pomostu bałtycko-czarnomorskiego. Pierwotnie była to koncepcja wybitnego polskiego geografa Eugeniusza Romera, który już w 1918 r. postawił tezę o zwartości pomostu bałtycko-czarnomorskiego, jako obszaru tworzącego zamkniętą całość geopolityczną. Jego koncepcję w czasie wojny rozwinął Ryszard Wraga w napisanej w 1943 r. broszurze Geopolityka, strategia i granice. Stwierdził w niej, że „pomost” trzyma w ryzach zarówno germański/pruski militaryzm, jak i rosyjski despotyzm – systemy od wieków związane wzajemną współpracą (przeciwko narodom pomostu), jak i rywalizacją o zasoby i ziemie tego regionu.

Termin Eastern Central Europe, którym dzisiaj posługujemy się w sposób naturalny, nie był w latach czterdziestych w powszechnym użyciu, gdyż na ogół Europę dzielono na Wschodnią (z Rosją) i Zachodnią, pomijając Europę Środkową, która do 1918 r. była okupowana przez Rzeszę Niemiecką, Imperium Rosyjskie, Cesarstwo Austriackie i, w przypadku części Bałkanów, również przez Imperium Osmańskie. Termin ten do dyskursu naukowego wprowadził prof. Oskar Halecki[22], który dowodził odrębności tego obszaru, intensywnie propagując swoją teorię na Zachodzie.

Polacy spierali się o zasięg Międzymorza. Jego granica wschodnia była identyfikowana przez niektórych publicystów i polityków z przebiegiem granicy polskiej, wyznaczonej na mocy traktatu ryskiego. Inni podnosili potrzebę włączenia w ramy Europy Środkowo-Wschodniej również ziem białoruskich i ukraińskich, wytyczając wschodnią rubież regionu na wschodniej granicy niepodległej Ukrainy oraz Białorusi. Szczególną wagę przypisywano Ukrainie – „Położenie Ukrainy – długi brzeg morza Czarnego, dostęp przez nią do Karpat i na Bałkany – wreszcie ogromne bogactwa naturalne kraju powodują, że Rosja pozbawiona możności ich wyzyskiwania, oddzielona od centralnej Europy i zepchnięta w głąb lądu, musi spaść niemal automatycznie do rzędu mocarstwa azjatyckiego”[23].

Idea Międzymorza w koncepcjach części jej zwolenników korespondowała zatem z ideą prometejską, gdyż zakładali oni włączenie dwóch narodów ujarzmionych – Białorusinów i Ukraińców w ramy projektowanego przez siebie bloku. Najbardziej radykalny w tym względzie pogląd wyrażał płk Tadeusz Schaetzel, były szef Oddziału II Sztabu Generalnego oraz naczelnik Wydziału Wschodniego MSZ – będącego matecznikiem zwolenników idei prometejskiej – który postulował oparcie granicy Międzymorza o Morze Kaspijskie i Kaukaz. Koncepcja ta zakładała wybicie się na niepodległość nie tylko Ukraińców i Gruzinów, ale także Kozaków i narodów Kaukazu. Zamiast „małego” trójkąta Bałtyk – Adriatyk – Morze Czarne postulował on „duży” trójkąt Bałtyk – Morze Czarne – Morze Kaspijskie[24]. Ponadto według niego sojusznikami tego potężnego bloku mogły być państwa Bliskiego i Środkowego Wschodu. Koncepcja ta nie zrobiła jednak kariery, gdyż nawet jak na teoretyczne rozważania była zbyt mglista i oparta na zbyt wielu niewiadomych. Jej przeciwnicy zarzucali jej nie tylko niskie prawdopodobieństwo zrealizowania tak szerokiego projektu, ale przede wszystkim zbytnie rozmycie i tak trudnej do zrealizowana idei Międzymorza. Gdyby jednak taki projekt się powiódł zwracano uwagę, że w tym kształcie Wielka Ukraina stałaby się źródłem obaw innych narodów, niczym Rosja, a prawdziwa wspólnota nie może być oparta na strachu[25].

Z czego wynikało tak duże spopularyzowanie myślenia kategoriami federalistycznymi? Wśród emigracji wojennej panowało raczej zgodne przekonanie, że odrodzona Polska może zagwarantować sobie bezpieczeństwo tylko w ramach szerszego bloku państw. Projekty federacyjne miały być również ideową odpowiedzią na systemy totalitarne. Głoszono wolność, równość i solidarność narodów środkowoeuropejskich, europejskich (zazwyczaj z wyłączeniem Niemiec i/lub Rosji), czy jeszcze szerzej – euroatlantyckich. Idee te miałyby być realizowane w ramach federacji, konfederacji czy unii – to już zależało od poszczególnych koncepcji i kontekstu sytuacyjnego. Różne wizje współpracy powstawały niezależnie od siebie, od Bukaresztu, przez Paryż, Londyn, Nowy Jork, do Buzułuku i Tel Awiwu, wszędzie tam, gdzie się znaleźli Polacy.

Premier Rządu RP gen. Władysław Sikorski już 18 grudnia 1939 r. ogłosił program zjednoczenia Europy Środkowej. Do współpracy w tej kwestii starano się przekonać przede wszystkim polityków czechosłowackich. Był to oficjalny kierunek polityki rządu, który wspierały stronnictwa polityczne wchodzące w jego skład. Kierunek ten wpisywał się w pewien trend, który panował przed wybuchem II wojny światowej na Zachodzie. Koncepcje federacyjne rozwijały różne narody, także emigranci rosyjscy, którzy mieli nadzieję, że uda im się zachować jedność ziem rosyjskich w ramach federacji. Głośne były książki amerykańskich autorów, których koncepcje zmierzały w stronę rządu światowego.

Obecna Inicjatywa Trójmorza ma szansę powodzenia, m.in. ze względu na poparcie Waszyngtonu. O takie wsparcie starano się już w czasie II wojny światowej. W 1943 r. Aleksander Tadeusz Lutosławski (ps. Peter Jordan) wydał książkę pt. Central Union, promującą w USA federację środkowoeuropejską.

Stanisław Sopicki, członek kierownictwa Stronnictwa Pracy, stanowiącego zaplecze polityczne gen. Sikorskiego, w jednej ze swoich broszur poddał w wątpliwość możliwość realizacji szeroko zakrojonych planów przebudowy Europy[26]. Na drodze do realizacji środkowoeuropejskich planów federacyjnych widział dużo przeszkód, ze względu na liczne konflikty narodowościowe. Z Sopickim współpracował Tadeusz Kiełpiński, autor pierwszej broszury, która ukazała się w „Biblioteczce Żołnierskiej”, który podchodził do tej kwestii dużo bardziej entuzjastycznie – „Pod przewodem Rzeczypospolitej powinien powstać blok państw od Bałtyku aż po Sudety z jednej, a po Morze Czarne i Adriatyckie z drugiej strony. […] Cementem spajającym ten blok musi być zasada wspólnego bezpieczeństwa, wspólnego i dobrze zrozumiałego interesu”[27]. By system ten mógł zadziałać, Prusy powinny zostać oddzielone od Austrii i landów katolickich[28].

W celu wzmocnienia oddziaływania idei głoszonych przez Rząd RP na uchodźstwie w Nowym Jorku zaczęto wydawać finansowane przezeń czasopismo „New Europe and World Reconstruction”, w którym jednym z głównych publicystów był Antol Mühlstein, promujący ideę Stanów Zjednoczonych Europy[29], opowiadał się jednocześnie za federacją polsko-czechosłowacką, a nawet szerzej dla zbudowania przeciwwagi dla Niemiec federacją Austrii, Węgier, Czechosłowacji, Polski i Jugosławii, którą obliczał na 100 mln ludzi[30].

Marian Seyda, prominentny polityk Stronnictwa Narodowego, pełniący urząd ministra sprawiedliwości wyrażając swoje poparcie dla projektu wskazywał, że Polskę i Czechosłowację łączą te same zagrożenia, dlatego powinny one stanowić trzon silnego bloku środkowoeuropejskiego[31]. Oficjalne stanowisko Stronnictwa Narodowego oczywiście zakładało obronę granicy ryskiej i sprzeciw wobec linii Curzona[32]. Prezes Tadeusz Bielecki sprzeciwiał się federacji paneuropejskiej, jednak dopuszczał możliwość związku regionalnego z narodami słowiańskimi, Litwą, Rumunią i Węgrami[33]. W obliczu zagrożenia sowieckiego zmodyfikował swój pogląd przychylnie opowiadając się za zjednoczoną Europą z ograniczoną pozycją polityczną i gospodarczą Niemiec[34]. Z kolei Adam Doboszyński głosił dość oryginalną koncepcję nie tylko na tle obozu narodowego, ale całej emigracji, propagując ideę „wielkiego narodu” polsko-ukraińskiego.

Za organizacją Europy jako Związku Wolnych Ludów opowiadała się Polska Partia Socjalistyczna „Wolność Równość Niepodległość”. Socjaliści odwoływali się do retoryki znanej z powstań narodowych: „Zwracamy się i do Was, Ludy Niemiec, Włoch i Sowietów, którym duch prusactwa i moskiewskiej zaborczości każe odgrywać rolę katów naszej wolności”[35]. Socjaliści uważali, że Polska nigdy nie była i nie może być potęgą imperialną[36]. Jej wolność będzie zagwarantowana dopiero wtedy, gdy w efekcie wojny nastąpi „gruntowna przebudowa społeczna, gospodarcza i polityczna wszystkich krajów europejskich”[37].

Powiązany z socjalistami Feliks Gross opowiadał się za federalizmem regionalnym. W jego wizji Unia Europejska miała być podzielona na regiony, te zaś na państwa, co miało pozwolić na powstrzymywanie dążących do dominacji Niemców[38]. W wydanej w Nowym Jorku w 1945 r. książce Crossroads of Two Continents zaprezentował wizję federacji Europy Środkowo-Wschodniej, jako unii polityczno-ekonomicznej z udziałem Polski, Czechosłowacji, Węgier, Austrii, Rumunii, Jugosławii, Albanii, Bułgarii i Grecji (w innych wariantach obszar ten dzielił na dwie lub trzy współpracujące ze sobą federacje)[39].

Socjaliści zgadzali się co do konieczności budowy federacji europejskiej (popierali ideę zbliżenia polsko-czechosłowackiego[40]) oraz krytykowali próby realizowania polskiej polityki mocarstwowej, uważając ją za szkodliwą dla interesów polskich[41].

Dla dopełnienia powyższych ocen należy przedstawić jeszcze poglądy, odsuniętego na boczny tor, środowiska piłsudczykowskiego, tworzącego trzy główne skupiska: w USA, Wielkiej Brytanii i na Bliskim Wschodzie. Piłsudczycy raczej zgodnie rozpatrywali zagadnienie pozycji międzynarodowej Polski. Według nich Polska powinna przejąć rolę czynnika stabilizującego sytuację w regionie. Jednak aby to osiągnąć należało przezwyciężyć dominujące w anglosaskiej myśli politycznej przeświadczenie, że Europa Środkowo-Wschodnia powinna być albo zdominowana przez Niemców albo przez Rosjan[42].  By wypełnić przypisaną Polsce przez piłsudczyków rolę, powinna ona ich zdaniem utrzymać, a najlepiej poszerzyć swoje terytorium o Prusy, Pomorze Zachodnie i Dolny Śląsk. Wówczas państwo to mogłoby się stać podstawą dla budowy Związku Europy Środkowej i Wschodniej obejmującej w pierwotnej wersji koncepcji Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Czechów, Węgrów, Rumunów, Bułgarów, Słowaków, Białorusinów, Ukraińców oraz Serbów, Chorwatów i Słoweńców[43]. Plany te zrewidowano jednak po zwieszeniu rozmów między stroną polską i czeską w sprawie federacji. Wówczas zasięg Związku ograniczono do Polski, Litwy, Czech, Węgier, Rumunii, Bułgarii, Słowacji i Jugosławii. Piłsudczycy już w 1942 r. dostrzegli pogarszającą się sytuację Polski. Remedium szukali jednak nie w polityce realizmu, która musiała się skończyć podporządkowaniem Polski ZSRS, lecz w zintensyfikowaniu propagandy na rzecz federacji Europy Środkowo-Wschodniej.

Jak w planach rządowych odnoszono się do kwestii ukraińskiej? Rząd starał się docierać do środowisk ukraińskich, lecz nie eksponował kwestii ukraińskiej. Strona polska rozważała udzielenie Ukraińcom szerokiej autonomii licząc, że w ten sposób być może uda się zatrzymać przy Polsce ziemie wschodnie[44]. Ostatecznie do porozumienia polsko-ukraińskiego nie doszło, zaś w lipcu 1943 r. Ukraińska Armia Powstańcza, zbrojne ramie OUN-B, rozpoczęła rzeź Polaków na Wołyniu. Mimo to rozmowy polsko-ukraińskie wznowiono po wojnie. Stronę rządową reprezentował w nich przede wszystkim znany specjalista w kwestiach narodowościowych i działacz prometejski Stanisław Paprocki.

W ocenie federacyjnego wektora działania rządu polskiego panował na emigracji raczej konsensus. Nie oznacza to, że nie powstały konkurencyjne koncepcje lub rozszerzenia projektu realizowanego przez rząd. W dniu 23 stycznia 1942 r. podpisany został polsko-czechosłowacki układ, który stanowił kompromis między polską koncepcją federacji a czechosłowackim projektem, zakładającym jedynie koordynację polityki międzynarodowej obu państw. W tym samym czasie Grecja i Jugosławia zawarły umowę o współpracy politycznej i wojskowej. Dalszym krokiem było uzyskanie poparcia dla tych federacji w USA. W styczniu 1942 r. na konferencji Międzynarodowego Biura Pracy w Nowym Jorku, Polska, Czechosłowacja, Jugosławia i Grecja powołały Radę Planowania Europy Środkowej i Wschodniej[45]. Na skutek już wspomnianego porozumienia Benša ze Stalinem w 1943 r. szanse na utworzenie federacji zostały pogrzebane.

Konfrontacja wizji Europy Środkowo-Wschodniej w koncepcjach polskiej i rosyjskiej emigracji

Zakończenie drugiej wojny światowej przyniosło dalszy rozwój myśli federalistycznej, nie tylko wśród przedstawicieli emigracji polskiej, ale także m.in. emigracji czeskiej, słowackiej, węgierskiej, chorwackiej, rumuńskiej czy serbskiej. Współpraca między narodami zza „żelaznej kurtyny” odbywała się m.in. w ramach klubów federalnych, będących narzędziem Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rządu RP na uchodźstwie, służącym propagowaniu idei współpracy narodów międzymorza. Jednym z ważniejszych był Środkowo-Europejski Klub Federalny w Rzymie, który w latach 1945–1950 wydawał „Biuletyn Informacyjny Intermarium”. Szerokie struktury posiadał kierowany przez Jerzego Jankowskiego Związek Polskich Federalistów, z kolei Polskich Ruch Wolnościowy „Niepodległość i Demokracja” – również opowiadający się za rozwiązaniem federacyjnym –  grupował wielu wybitnych polskich intelektualistów, naukowców, polityków, czy byłych wojskowych. Idee federalistyczne były obecne także w koncepcjach piłsudczyków, socjalistów, czy ważnego ze względu na ideowe oddziaływanie środowiska „Kultury” redaktora Jerzego Giedroycia.

Warto zauważyć, że idee federacyjne w czasie wojny zaczęli także recypować emigranci rosyjscy. Prekursorem takich rozwiązań na gruncie rosyjskich (pomijając oczywiście pozorny federalizm Władimira Lenina) był mieszkający w dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce Dmitrij Fiłosofow, do 1924 r. jeden z najbliższych współpracowników Borisa Sawinkowa. Rosjanin oficjalnie uznając odrębność narodu ukraińskiego, de facto skłaniał się ku federalizacji Rosji, za co spotkał go ostracyzm ze strony zdecydowanej większości emigrantów rosyjskich na świecie. Rozwój rosyjskiej myśli federacyjnej na emigracji był niejako wymuszony w związku z niemożnością pominięcia kwestii narodowościowej w ZSRS. Badanie nad koncepcją federalistyczną prowadził, korzystający na ten cel ze środków amerykańskich Mark Wiszniak, któremu patronował prof. Michaił Karpowicz. Ten drugi już wtedy był znanym harvardzkim historykiem, który promował wizję Rosji jako liberalnego imperium na kształt Wielkiej Brytanii. W przeciwieństwie do swoich przyjaciół, byłego premiera Rządu Tymczasowego Aleksandra Kiereńskiego i ambasadora w USA Borisa Bachmietiewa, rozumiał potrzebę zmiany narracji rosyjskiej w obliczu zmian dokonujących się w świecie. Równie dobrze rozumieli to socjaliści, zarówno eserzy, jak i mienszewicy, którzy podchodzili do tej kwestii nawet bardziej ideowo. Głosząc wolność narodów, uświadomili sobie (chociaż oczywiście nie wszyscy), że trudno jednocześnie przymuszać liczne narody Rosji do podporządkowania się woli Moskwy, zatem już czasie wojny opowiedzieli się za referendami narodowościowymi. Świadomość problemu narodowościowego mieli także działacze zorientowani bardziej na prawo, jak Siergiej Mielgunow, działacze Narodowego Związku Pracujących, czy monarchiści. Traktowali oni jednak federację jako zło konieczne.

W toku prowadzonych w ciągu pierwszych dwudziestu lat od wybuchu II wojny światowej dyskusji polsko-rosyjskich na emigracji obie strony zarysowały kilka przeciwstawnych lub pozornie zazębiających się koncepcji ładu europejskiego. Co ciekawe, obie strony (przy czym bardziej Rosjanie) starały się wzajemnie przekonać do własnych racji i wykorzystać w prowadzeniu dalszej propagandy politycznej wśród narodów zachodnich, a zwłaszcza w elicie politycznej USA, kluczowego dla pokonania ZSRS i jedynego supermocarstwa. Europa Środkowo-Wschodnia jako oddzielny obszar istniała tylko w polskich koncepcjach. Rosjanie, tak jak Niemcy, obszar ten postrzegali jako ziemię niczyją, która powinna podlegać podziałowi stref wpływów.

Profesor Oskar Halecki, który wypromował w nauce koncepcję Europy Środkowo-Wschodniej, jej korzeni historycznych doszukując się w okresie panowania dynastii Jagiellonów[46], zwracał uwagę na antyimperialny charakter tego dziedzictwa oraz wpisywał je historię całej Europy jako jednej cywilizacji[47]. W pracy The Limits and Divisions of European History (wyd. London-New York 1950) sprzeciwił się podziałowi Europy na Zachód i Wschód zdominowany przez Rosję, zwracając uwagę, że paradoksalnie bliżej do Niemców Rosjanom, aniżeli narodom zamieszkującym ziemie pomiędzy tymi państwami, które entuzjastycznie przyjmowały „liberalną myśl łacińskiego i anglosaskiego Zachodu”[48]. Przynależność Ukrainy i Białorusi do Europy Środkowo-Wschodniej uzależniał od tego, czy uda im się w przyszłości oderwać od ZSRS. Poglądy, które głosił obok jego silnej wiary katolickiej zaważyły z pewnością na jego karierze naukowej. Mimo ogromnego dorobku i znajomości języków nie zyskał popularności w świecie anglosaskiej nauki, gdzie dominowali protestanci darzący większą sympatią prawosławnych Rosjan, aniżeli katolickich uchodźców z Europy Środkowo-Wschodniej.

Dlatego też nawet tak przychylny Polsce nestor rosyjskiego ruchu socjalistycznego Wiktor Czernow sprzeciwiał się nadmiernemu poszerzaniu polskich granic na zachód, gdyż nazbyt osłabiałoby to pozycję Niemiec, przyszłego partnera narodowej Rosji (lub innej, która miała w myśl koncepcji emigracyjnych powstać po upadku ZSRS). Nazbyt duża Polska miała również oddalać Rosję od Europy. Mimo pewnych sympatii dla rosyjskich socjalistów, jeden z liderów emigracyjnego PPS Zygmunt Zaremba w korespondencji z Sołomonem Szwarcem odrzucił możliwość włączenia przyszłej Polski do rosyjskiej strefy gospodarczej. Nawet najbardziej liberalni (pod względem stosunku do spuścizny imperialnej i innych narodowości) na rosyjskiej scenie emigracyjnej socjaliści nie mogli wyzwolić się z myślenia kategoriami imperialnymi.

Dyskusja polsko-rosyjska na emigracji była konfrontacją dwóch diametralnie różnych punktów widzenia. Trzeba przyznać, że również niełatwe były rozmowy z Litwinami, czy Ukraińcami. Najłatwiej Polakom i Rosjanom było porozumieć się w kwestii oceny ZSRS; najtrudniej w sprawie losu narodów ujarzmionych. Ten temat budził nawet więcej kontrowersji, niż kwestia polskiej granicy wschodniej, której korekty, czy to na mocy umów między państwami, czy to plebiscytów, przynajmniej w teorii były rozważane przez stronę rosyjską, starającą się skłonić Polaków do odejścia od polityki wspierania narodów ujarzmionych.

Kwestia narodowościowa nie stanowiła natomiast problemu dla monarchistów, którzy negowali istnienie innych narodów, traktując je jako ludy stanowiące część wielkiego narodu rosyjskiego. To oni najintensywniej próbowali nawiązać kontakt z emigracją polską, proponując jej zwrot części utraconych ziem wschodnich, głównie Lwowa, ale także Brześcia, Grodna i Wilna, w zamian za rezygnację strony polskiej z podejmowania kwestii narodowościowej (zwłaszcza ukraińskiej). Próby rosyjskie spełzły na niczym, gdyż żadne z polskich ugrupowań politycznych, nawet jeżeli w ich szeregach znaleźli się sympatycy takiego rozwiązania, nie zdecydowało się na współpracę polityczną z emigracją rosyjską. Większość polskich ugrupowań emigracyjnych negowała ustalenia Jałty w kwestii polskiej granicy wschodniej. Pierwszym, który zaakceptował te ustalenia, jeszcze w czasie II wojny światowej był Stanisław Mikołajczyk. Następnie, w latach pięćdziesiątych gotowość do odstąpienia tych ziem przyszłej Białorusi i Ukrainie zadeklarowała „Kultura”, natomiast na rzecz ZSRS – Jędrzej Giertych.

Sygnały w sprawie możliwości uregulowania granicy polsko-rosyjskiej najbardziej interesowały endeków, którzy poszukiwali sposobu na pragmatyczne uregulowanie stosunków polsko-rosyjskich, uzależniając to jednakże od odpowiedniej koniunktury międzynarodowej. Teoretycznie koncepcje rosyjskie można było pogodzić z wizjami stosunków polsko-rosyjskich opracowanymi przez większość polityków i publicystów narodowych. Na przykład Rosja u Władimira Łazarewskiego jawiła się jako obrończyni Europy przed Azją. Z kolei narodowcy w potencjalnym konflikcie rosyjsko-chińskim upatrywali szansy na ułożenie poprawnych stosunków z narodową Rosją. Była to jednak błędna kalkulacja. Kontakty członków Stronnictwa Narodowego z emigracją rosyjską były jednak incydentalne.

Pomimo twardego opowiadania się za niepodzielnością imperium, rosyjskie stronnictwa polityczne przeszły sporą ewolucję od końca XIX w. do lat 50. XX w. Od negacji prawa Polaków do niepodległości, po jej akceptację i próbę wypracowania nowego modus vivendi w stosunkach z Polską, zgodę na niepodległość państw bałtyckich, a nawet Gruzji, a także uznanie istnienia narodów białoruskiego i ukraińskiego, a w przypadku socjalistów przyznanie im (przynajmniej deklaratywne)  prawa do decydowania o swoim losie w ramach plebiscytu. Do tego zmuszały ich jednak okoliczności polityczne.

Spierano się, jak powinny wyglądać granice Polski (etnograficzne, do linii Bugu, z Galicją Wschodnią, czy bez niej), ale nie było wątpliwości, że powinno to być państwo niepodległe. Jedni opierali to na przekonaniu, że Polacy są narodem historycznym, inni, że swoim wkładem w walkę za wolność narodów i demokratyzację imperium zasłużyli na własne państwo; jeszcze inni pragmatycznie widzieli w oddzieleniu Polski od Rosji koniec problemów związanych z antyrosyjską polską propagandą w Europie Zachodniej, która miała utrudniać Rosji współpracę z Europą.

Wizje przyszłego ładu w Europie prezentowane przez polską i rosyjską emigrację były diametralnie różne. Chociaż w myśli rosyjskiej, poza koncepcjami opartymi na różnych wariantach idei Imperium Rosyjskiego, pojawiały się także projekty Rosji jako federacji, a nawet konfederacji. Opowiadali się za nimi głównie socjaliści. Według nich federacja rosyjska powinna współpracować z federacją europejską. Problem stanowiła kwestia narodów Europy Środkowo-Wschodniej, które miały być podzielone pomiędzy obie federacje.

Poza ideą federacyjną było oczywiście szereg innych, mniej zrozumiałych dla odbiorcy zachodniego koncepcji. Nikołaj Bierdiajew i Anton Kartaszew głosili ideę Świętej Rusi; Ilia Bunakow Fondamiński i członkowie Narodowego Związku Pracujących opowiadali się za ideą „rosyjskiego świata”, będącą nawiązaniem do myśli eurazjatyckiej. Niechętnie za możliwością federalizacji Rosji opowiadał się Siergiej Mielgunow. Wśród tych koncepcji należy także przypomnieć poglądy Władimira Łazarewskiego, który opowiadał się za sojuszem Francji, Polski i Rosji oraz monarchistów rosyjskich działających w Niemczech, postulujących współpracę niemiecko-polsko-rosyjską. W sposób zdecydowany współpracy z mniejszościami sprzeciwiał się Aleksandr Kiereński, który pozostawał wierny idei imperium, tak jak zmarły w czasie wojny Paweł Milukow.

Nacjonaliści rosyjscy, chociażby spod znaku Narodowego Związku Pracujących, organizacji blisko współpracującej od lat 40. z CIA, uważali, że kwestia narodowościowa powinna zostać rozwiązana poprzez udzielenie narodom „rosyjskim” autonomii w ramach przyszłej federacji rosyjskiej. Przeciwstawiali się zatem plebiscytom, które mogły zakończyć oddzieleniem się części republik.

W każdym wariancie (najmniej w przypadku socjalistów) koncepcje te kolidowały z propozycjami polskimi, które zakładały, po pierwsze odbudowę Polski z granicą wschodnią ustaloną w Rydze lub granicą wschodnią skorygowaną na korzyść przyszłej niepodległej Ukrainy i ewentualnie Białorusi i Litwy lub z granicą jałtańską, lecz z sąsiedztwem niepodległej Litwy, Białorusi i Ukrainy, sfederowanymi z Polską lub nie. Poza narodowcami (aczkolwiek i w tym przypadku można doszukać się wyjątków) polscy emigranci byli zwolennikami idei federacyjnej. Polska miała być nie tylko niepodległa, ale miała także stanowić część federacji środkowo-wschodnio-europejskiej, stanowiącej fragment konfederacji europejskiej lub bezpośrednio być częścią zjednoczonej Europy.

Zdzisław Borysowicz: Projekt parlamentu Federacji Międzymorza zamieszczony w broszurze

Mariana Kamila Dziewanowskiego (Nie jesteśmy sami (O krajach i narodach Międzymorza), Londyn 1947)

Pozostaje zadać sobie pytanie, czy w omawianym okresie znaleźli się jacyś kontynuatorzy polityki zapoczątkowanej przez Sawinkowa i Piłsudskiego. Wśród Rosjan najbliżsi idei „trzeciej Rosji” okazali się socjaliści, ale nie nawiązywali oni do prób współpracy polsko-rosyjskiej z 1920 r. Rosyjscy socjaliści woleli odwoływać się do dziewiętnastowiecznych tradycji walki o „wolność naszą i waszą”. Przy tym większość z nich dążyła do utrzymania jedności ziem wieloetnicznego Imperium Rosyjskiego, oferując narodom ujarzmionym możliwość wypowiedzenia się na temat stopnia, w jakim chciałyby być one związane z Moskwą. Przy tym niezależną Ukrainę i Białoruś przywitaliby oni z dużą niechęcią. Stosunek do tej kwestii ulegał powolnej ewolucji, co widać chociażby na przykładzie poglądów Borisa Nikołajewskiego i Michaiła Karpowicza, którzy w swoim stosunku do innych narodów byli dużo bardziej otwarci, aniżeli Sawinkow. Pozostaje pytanie, czy w warunkach upadku sowieckiej władzy, nie skorygowaliby swoich poglądów. Paradoksalnie ta najbliższa polskiemu punktowi widzenia koncepcja również stwarzała zagrożenie dla Polski w postaci przeciągnięcia na stronę rosyjską narodów ujarzmionych. Była to odpowiedź na polski prometeizm. W Federacji Rosyjskiej daleko większą popularność znalazły jednak idee eurazjatyckie i nacjonalistyczne, zakorzenione w myśli słowianofilów. Emigracyjne środowiska demokratyczne nie wywarły wpływu na rozwój współczesnej myśli państwowej w Rosji, co powinno stanowić pewne ostrzeżenie dla tych, którzy sądzą, że przyjmując Rosjan uciekających przed mobilizacją w łatwy sposób wykorzysta się ich do zainicjowania procesów demokratyzacyjnych w Rosji. 

Dominująca w polskiej polityce postawa antyimperialna oraz coraz szersze po wojnie poparcie dla niepodległości Ukrainy i Białorusi miały wpływ na myślenie rosyjskich demokratów. Gdyby Polacy opowiadali się za podziałem terenów dawnej Rzeczpospolitej między Polskę a Rosję osłabiłoby to i tak wątłe tendencje federalistyczne w rosyjskiej myśli politycznej. Propagowanie przez Polaków idei wolności narodów, w stosunku do narodów Związku Sowieckiego nazywanej ideą prometejską osłabiało jednowymiarowość amerykańskiego (i nie tylko) spojrzenia na problem rosyjski, głównie za pośrednictwem narracji emigracji rosyjskiej. Najgroźniejszą bronią Polaków w starciu z rosyjskim imperializmem była i jest idea „niepodzielnej wolności” narodów (tym terminem – w kontrze do forsowanej przez Siergieja Ławrowa rosyjskiej zasady „niepodzielności bezpieczeństwa” – posłużył się właśnie minister Zbigniew Rau, jako szef OBWE na konferencji prasowej w Moskwie), która wyprowadzała Rosjan z imperialnej strefy komfortu i zmuszała do podjęcia kwestii narodowościowej.

Niemcy i USA wobec Europy Środkowo-Wschodniej

„Kanclerz Niemiec przez pół godziny przekonywał Reagana, że powinien złagodzić swą antykomunistyczną retorykę […] Raegan […] zamiast wdać się w dyskusję, zapytał z uśmiechem, czy kanclerz słyszał jego ulubiony dowcip o Breżniewie”[49]

Wywód dotyczący stosunku państw starej Unii oraz USA do Europy Środkowo-Wschodniej oparłem się na koncepcjach i spostrzeżeniach wybranych czołowych naukowców i urzędników, przede wszystkim niemieckich i amerykańskich, którzy mieli wpływ na kształtowanie strategii względem omawianego obszaru. Próbując omówić tak rozległy temat w krótkim, syntetycznym tekście postaram się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Europa Środkowa została zdominowana przez Niemców? Dlaczego Francja porzuciła współpracę ze wschodnimi sąsiadami Niemiec, niegdyś służącą jako dźwignia w stosunkach z Berlinem oraz dlaczego USA scedowały politykę w regionie Europy Środkowo-Wschodniej na RFN?

Na wstępie chciałem wyjaśnić, dlaczego w sposób marginalny nawiązuję jedynie do polityki francuskiej i brytyjskiej. Francja, podobnie jak Niemcy, w zwiększeniu niezależności Europy Środkowo-Wschodniej widziała niebezpieczeństwo budowy amerykańskiego przyczółka, który z kolei hamowałby francusko-niemiecki tandem, którego celem było przekształcenie Unii Europejskiej w superpaństwo. Francja w regionie Trójmorza ograniczyła się do aktywności gospodarczej, co szczególnie widoczne jest na przykładzie Rumunii, tradycyjnie pozostającej we francuskiej orbicie wpływów. Z kolei Wielka Brytania, uwikłana w projekt Unii Europejskiej, dość późno zorientowała się, że to Niemcy chcą ją zdominować, wciągając ją w projekt federalistyczny, co skończyło się brexitem i powrotem do tradycyjnej polityki równowagi, wyrażającej się w m.in. w zintensyfikowaniu współpracy z Polską. Głównym zainteresowanym Europą Środkowo-Wschodnią były zatem teraz Niemcy oraz, o czym już pisałem we wcześniejszych częściach, Rosja. Taki stan rzeczy po rozpadzie bloku sowieckiego mógł doprowadzić tylko do rekonfiguracji stref wpływów, bez możliwości budowy suwerenności całego regionu.

Inicjatywa Trójmorza obejmuje obecnie Estonię, Łotwę, Litwę, Polskę, Czechy Słowację, Austrię, Węgry, Słowenię, Chorwację, Rumunię i Bułgarię, a zatem państwa będące członkami Unii Europejskiej. Polacy jednak, myśląc o współpracy państw Europy Środkowo-Wschodniej, najczęściej uwzględniali cały teren dawnej Jugosławii, czasem nawet Grecję, zaś na wschodzie tereny obecnej Mołdawii, Ukrainy i Białorusi. Za wskazaną uważano również współpracę ze Skandynawią, zwłaszcza Szwecją i Finlandią oraz państwami kaukaskimi, jak Gruzja i Turcja. Celem współpracy narodów środkowoeuropejskich miała być ochrona ich suwerenności przed ekspansjonistyczną Moskwą i Niemcami.

Zgoła inne było myślenie niemieckie, cechujące się postrzeganiem świata z perspektywy geopolityki, co z kolei przejęli od Niemców Rosjanie. W optyce Berlina Europa Środowo-Wschodnia – termin naukowo uzasadniony przez prof. Oskara Haleckiego – nie istniała jako oddzielny byt. Niemieccy geopolitycy w XIX w. forsowali termin Mitteleuropa, czyli Europa Środkowa, która miała być obszarem pangermańskiej ekspansji. Granice Mitteleuropy zmieniały się wraz z możliwościami ekspansji państwa niemieckiego. U progu XX wieku Joseph Partsch definiował ją jako obszar Rzeszy i Austro-Węgier, poszerzonego o Szwajcarię, Holandię, Belgię, Bośnię, Serbię, Rumunię i Bułgarię[50]. Jednakże już na trzy lata przed wybuchem I wojny światowej, w koncepcji anonimowego autora, ukrywającego się pod pseudonimem Otto Richarda Tannenberga, obszar ten został powiększony o obecną Litwę, Łotwę i Estonię, Białoruś, Ukrainę z Krymem, a nawet fragment Rosji.

Po lewej kolportowana przez niemiecką propagandę mapa Germany’s Future z 1917 r., na której brązowym kolorem zaznaczono tereny anektowane przez Rzeszę Niemiecka. Po prawej pochodząca z 1914 r. tzw. mapa Siergieja Sazonowa ministra spraw zagranicznych Imperium Rosyjskiego, przedstawiająca kolorem zielonym planowany zasięg ziem rosyjskich. Zarówno w planach niemieckich jak i rosyjskich głównym łupem miała być Europa Środkowo-Wschodnia

Największy wpływ na niemiecką strategię wywarła jednak koncepcja Friedricha Naumanna z 1915 r., która zakładała, że rdzeniem Mitteleuropy będzie Rzesza i Austro-Węgry, powiązana w ramach bloku gospodarczego z Norwegią, Danią, Szwecją, Belgią, Holandią, Francją, Szwajcarią, Włochami, Królestwem Polskim, Rumunią, Serbią, Grecją, Bułgarią i Turcją[51]. Ten projekt najbardziej przypomina obecnie realizowaną koncepcję federacji europejskiej. Niemcy zresztą bez skrępowania powołują się na Naumanna, jak – znany w Polsce – historyk Karl Schlöegel, który w eseju opublikowanym w 1986 r. pisał tak: „Piętnować Naumanna jako przedstawiciela niemieckiego imperializmu – to łatwizna, akurat do tej roli liberalny pastor nadawał się bodaj najgorzej”[52]. Naumann przedstawiany jest jako ten dobry geopolityk, w przeciwieństwa do Karla Haushofera, którego koncepcjom przypisuje się wpływ na ekspansjonistyczną politykę nazistów. W rzeczywistości myślenie geopolityczne i dążenie do utworzenia kontynentalnego superpaństwa europejskiego było w myśleniu niemieckim obecne dziesiątki lat przed dojściem nazistów do władzy. Kluczowe dla niemieckiej koncepcji, stawiającej Berlin w sercu Europy było przyłączenie do Unii Europejskiej państw byłego bloku wschodniego – „Kraje wschodniej Europy Środkowej, przede wszystkim Polska, Republika Czeska, Węgry, Słowacja, Słowenia, republiki bałtyckie, stoją dziś u progu Unii Europejskiej. Środek Europy w nieodległym czasie przesunie się na wschód”[53]. II wojna światowa i podział Niemiec uczyniły zeń państwo peryferyjne Europy Zachodniej[54]. Jednak według Schlöegela to nie totalitaryzmy zagrażały jedności Europy, lecz nacjonalizmy[55]. Teza ta stanowi główną oś narracji Berlina, który pod płaszczykiem liberalizmu i współpracy europejskiej, kosztem innych stolic realizuje własne, egoistyczne interesy narodowe.

Koncepcja niemiecka okazała się dla państw Trójmorza nie tylko groźna ze względów gospodarczych, gdyż doprowadziła do ekonomicznej kolonizacji tego obszaru, lecz przede wszystkim podważyła bezpieczeństwo całego regionu, pozostawiając w politycznej strefie wpływów Rosji Białoruś i Ukrainę, ponad głowami których Berlin nawiązał bliskie stosunki bilateralne z Moskwą, wysyłając jej technologie potrzebne do modernizacji armii, otrzymując w zamian tanie surowce, które stanowiły klucz do energetycznego, a w efekcie i politycznego pozbawienia suwerenności państw Środkowo-Wschodniej Europy. Ostatnimi jednak czasy represje ze strony Brukseli zdominowanej przez Niemców mogą dotknąć już nie tylko Grecję, Polskę, czy Węgry, ale nawet Włochy, którym ostatnio pogroziła przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

USA są mocarstwem, które wciąż się uczy. Rolę tę pełni stosunkowo krótko, bo od końca I wojny światowej. W czasie II wojny światowej Amerykanie zostali zwiedzeni przez bardziej doświadczonych Rosjan. Nie były to jedyne błędy popełnione przez Waszyngton. Po drugiej wojnie światowej USA nagle zostały postawione w roli lidera wolnego świata. Wobec tego, po latach polityki izolacjonizmu, musiały szybko nauczyć się specyfiki wielu zupełnie różnych regionów świata, gdzie musiały angażować się, by przeciwdziałać wpływom sowieckim i stabilizować sytuację. Wiedzę oczywiście pozyskiwano od emigrantów z Europy, najlepszych naukowców i oficerów wywiadów, od Rosji, przez Warszawę po Bonn. Nie był to jednak koniec problemów, gdyż eksperci ci reprezentowali często odmienne poglądy na te samy kwestie, propagując w USA tezy, które uważali za zgodne z interesem ich okupowanych ojczyzn.

Największy problem stanowiła emigracja rosyjska i niemiecka (a więc przedstawiciele narodów odpowiedzialnych za wybuch II wojny światowej), które po wojnie weszły w bliski związek ze służbami amerykańskimi, po raz kolejny wykorzystując Amerykanów do odbudowy własnej pozycji: narodowej Rosji i zjednoczonych Niemiec, których współpracę przedstawiciele obu narodów odnowili już w latach czterdziestych po zakończeniu wojny. Wojna w żaden sposób nie przyczyniła się do zmiany postrzegania przez Niemców, czy Rosjan ich celów strategicznych i nie były one bynajmniej zbieżne z interesem Amerykanów. Niemcy pozornie dokonali samokrytyki w związku z Holocaustem, lecz był to tylko element maskowania ich rzeczywistych zamiarów i oceny wojny. Znamienna dla zrozumienia niemieckiego myślenia, które, jak już pisałem, ma charakter geopolityczny, była opinia konserwatywnego polityka Franza Josefa Sontaga ps. Junius Alter, który tak w 1953 r. wyjaśnił przyczynę wybuchu wojny: „Anglia wystąpiła przeciwko Niemcom. Niemcy bowiem, podobnie jak wcześniej Hiszpania i Francja, mogłyby tworzyć centrum europejskiego zjednoczenia. […] Gdyby więc Niemcy zrezygnowały z umocnienia swojej pozycji w środkowej Europie i gdyby odstąpiły od swoich roszczeń wobec Polski i Czechosłowacji i tym samym podporządkowały się Anglii, to i wtedy doszłoby do wojny i nędzy na ich obszarze – albo ze wschodu albo z zachodu”[56]. Z kolei profesor Adolf Grabowsky krytykował nazistów i ich czołowego geopolityka Karla Haushofera zarzucając im zbyt mało wyczucia geopolitycznego. Według niego mogli oni dojść do ugody z Polakami, gdyby nie akcentowali tak bardzo krzywdy, jakiej doznały Niemcy w wyniku przydzielenia do Polski Pomorza Gdańskiego – „w ten sposób pokonałyby polski nacjonalizm i szowinizm”[57]. Niemieckie dążenie ku Wschodowi nigdy nie osłabło, dobrze niemieckie apetyty zarysował w 1986 r. Peter Glotz – „Musimy odzyskać Europę Środkową; najpierw jako pojęcie, a następnie jako rzeczywistość. […] dlaczegóż nie mielibyśmy spróbować stworzyć sektora zredukowanego uzbrojenia między Renem i Bugiem, Renem i Morzem Czarnym? […] Niebezpieczne jest podważanie ustaleń Jałty, ale może udałoby się zastąpić stare zasady nowymi? Nałożyć nowe struktury na stare, zachowując konsens między Wschodem a Zachodem?”[58]. Czy nie była to złożona w sposób zawoalowany skierowana wobec ZSRS oferta utworzenia między Moskwą a Berlinem kondominium gospodarczego? Kropkę nad i jeśli chodzi o niemieckie aspiracje postawił w 1992 r. prezydent RFN Richard von Weizsäcker mówiąc: „Republika Federalna Niemiec wprawdzie nieodwołalnie jest zakotwiczona na Zachodzie, lecz interesy geopolityczne narzucają jej miejsce między supermocarstwami”[59].

Niemcy postrzegają panowanie na Europą Środkowo-Wschodnią jako swoją misję. Dlaczego jednak ich działanie nie wyczerpuje znamion zarzucanego innym narodom szowinizmu i nacjonalizmu? Teoretyczne podstawy niemieckiej geopolityki stworzył Georg Wilhelm Friedrich Hegel, pupil dworu pruskiego oraz teoretyk niemieckiego ekspansjonizmu. Według niego „duch dziejów”, którego – w jego Wykładach o filozofii dziejów – niosą kolejne kultury na przestrzeni tysiącleci, od średniowiecza przynależał Germanom, zatem mamy tu do czynienia w pewnym sensie z narodem wybranym. W prosty sposób takie myślenie doprowadziło do powstania koncepcji „rasy panów”, którą w życie wprowadziła nazistowska III Rzesza Niemiecka. RFN chętnie nawiązywał i nawiązuje do dziedzictwa pruskiego[60], co widać chociażby w pomnikach, czy w idei odbudowanego w Berlinie zamku Hohenzollernów.

Podstawy amerykańskiej strategii wobec Europy Środkowo-Wschodniej

Wracając jednak do Amerykanów, najlepszym przykładem pracy, jaką musieli oni wykonać jest przykład Richarda Pipesa. Znany ze swych przenikliwych analiz ZSRS profesor Pipes pisał w swoich wspomnieniach, że dopiero podczas pracy nad rozprawą doktorską dotarło do niego, iż Rosja nie jest narodowościowym monolitem[61]. Wniosek ten był oczywisty dla polskich sowietologów, lecz dla Anglosasów stanowił stwierdzenie bardzo kontrowersyjne. Przykład ten dobrze pokazuje, jak niski był w USA stan wiedzy o państwie rosyjskim, jego historii i metodach działania. To również między innymi dzięki zaangażowaniu sowietologów polskiego pochodzenia, którzy pracowali na uniwersytetach, jak Adam Ulam, czy Richard Pipes oraz tych zaangażowanych w doradztwo dla służb amerykańskich, jak Jerzy Niezbrzycki (Ryszard Wraga) powoli od lat pięćdziesiątych zaczęto budować, dodajmy w bardzo niesprzyjającym, gdyż przesiąkniętym propagandą komunistyczną środowisku, wiedzę o Rosji i Europie Środkowo-Wschodniej.

               Przypomnijmy w telegraficznym skrócie główne koncepcje dotyczące Europy Środkowo-Wschodniej i Rosji, które znalazły odzwierciedlenie w polityce amerykańskiej. Podstawy powojennej amerykańskiej polityki względem Bloku Wschodniego mają swój początek w długim telegramie ambasadora w Moskwie George’a Kennana z 22 lutego 1946 r.[62]. Od tego momentu USA zaczęły przygotowywać się na długotrwałe starcie z ZSRS. Chociaż była to zmiana pozytywna, to jednak niewystarczająca. Kennan fascynował się Rosją i idąc tropem emigracji rosyjskiej (tak jak wielu Amerykanów), nie utożsamiał jej ze Związkiem Sowieckim, co stanowiło kardynalny błąd, za którym musiały iść kolejne. W efekcie USA nie zdecydowały się wykorzystać karty prometejskiej, obawiając się utraty sympatii narodu rosyjskiego. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że jest on odporny na propagandę demokratyczną. Zachód błędnie postrzegał ZSRS i Rosję, przykładając swoje definicje państwa i narodu, niepasujące do rosyjskiej specyfiki.

Prezydent Harry Truman 12 marca 1947 r., zapowiedział aktywną walkę przeciwko rozprzestrzenianiu się komunizmu, co znalazło swój wyraz nie tylko w powstrzymywaniu ekspansji sowieckiej w krajach trzeciego świata, ale także w postaci programu wojny psychologicznej, która była odpowiedzią na wpływy komunistów w świecie zachodnim. Podejście amerykańskie miało zatem charakter defensywny. Chociaż powołano Komitet Wolnej Europy oraz Amerykański Komitet Wyzwolenia Narodów Rosji, to jednak w amerykańskiej strategii już na początku lat pięćdziesiątych odrzucono możliwość zbrojnego wparcia Rosji z Europy. Stawiano na działania, które miały doprowadzić do ewolucji systemu sowieckiego, nakreślając sobie jednak niezbyt ambitne cele. Nawet Zbigniew Brzeziński zakładał, że najbardziej realnym scenariuszem jest dla Europy Środkowej uczynienie z niej strefy zdemilitaryzowanej. Nie wspominał przy tym ani o Estonii, Łotwie i Litwie, ani tym bardziej o kwestii białoruskiej, czy ukraińskiej[63]. Jego strategia miała w zasadzie wymiar defensywny – miała zapobiec neutralizacji Europy Zachodniej, która wewnętrznie pozostawałaby autonomiczna, lecz przychylna interesom sowieckim. Jak sam zauważył  „państwem geopolitycznie osiowym, które posłużyć może jako katalizator, są Niemcy”[64]. W dłuższej perspektywie Brzeziński jednak słusznie przyznawał, że USA muszą w którymś momencie zyskać przewagę nad ZSRS – „wewnętrzna decentralizacja w orbicie sowieckiej i zewnętrzna pacyfikacja postępowania Sowietów są na dalszą metę nieuniknionymi warunkami trwałego pokoju. […] Mogłoby to nawet pociągnąć za sobą rozpad imperium Wielkorusów”[65].

W obliczu rozpadu ZSRS Waszyngton nie był mentalnie przygotowany na tak radykalną zmianę, ignorując nawet deklaracje niepodległości trzech państw bałtyckich[66]. Również wejście państw środkowoeuropejskich do NATO odbyło się przy założeniu, że sojusz nie będzie miał de facto już na wschodzie Europy przeciwnika, gdyż Rosja stanie się demokratyczna, chociaż wielu sprzeciwiało się jego rozszerzaniu, obawiając się reakcji Moskwy. Najdobitniej strategię amerykańską po rozszerzeniu NATO wyraził w wydanej podczas kolejnego resetu na linii Waszyngton–Moskwa ten sam Zbigniew Brzeziński – „Aby Ameryka odniosła sukces jako promotor i gwarant stabilności odnowionego Zachodu, konieczne będą bliskie związki amerykańsko-europejskie, utrzymanie zaangażowania w NATO i staranne zarządzanie wspólnie z Europą procesem przyjmowania krok po kroku na łono świata zachodniego Turcji, jak i demokratyzującej się Rosji”[67]. Brzeziński będąc już w podeszłym wieku nie miał wpływu na politykę amerykańską, jednakże firmował ją swoim nazwiskiem na terenie Polski. Miarą niezrozumienia Rosji i procesów zachodzących w trójkącie między Berlinem, Moskwą i Ankarą była rola jaką Waszyngton wyznaczał Polsce – „Trójką Weimarski może odegrać konstruktywną rolę w postępach i konsolidacji trwającego i wciąż pełnego napięć procesu pojednania między Polską a Rosją. […] Tylko wtedy bardzo pożądana zgoda między Polską a Rosją może stać się naprawdę pełna, taka jak w stosunkach polsko-niemieckich. Oba te procesy przyczyniają się do zwiększenia stabilności w Europie”[68]. Niestety, nawet światowe mocarstwa nie uczą się na błędach. Kiedy Rosja od 2000 r. szykowała się systematycznie do odbudowy imperium, o czym głośno mówił osamotniony wówczas w swych poglądach na arenie światowej prezydent Lech Kaczyński, w Waszyngtonie dopatrywano się w działaniach Putina procesów demokratyzacyjnych. Amerykańska strategia konsolidacji Europy oraz Rosji była podporządkowana polityce powstrzymania Chin. W teorii pomysł był dobry, lecz w praktyce nigdy nie mógł zostać zrealizowany, gdyż Rosja miała inne cele strategiczne. Tak jak – przy dużym zresztą udziale Brzezińskiego – USA wspierając ChRL przeciwko ZSRS, wyhodowały sobie nowego przeciwnika, tak też próbując rozgrywać Rosję przeciwko Chinom, dały jej podstawy do ekspansji na Zachód. Chociaż po 2014 r. zaczęło zmieniać się podejście do Rosji, to jednak pełne otrzeźwienie nastąpiło dopiero w 2021 r., kiedy rozzuchwalony Kreml zaczął stawiać wygórowane żądania dotyczące rekonfiguracji architektury bezpieczeństwa. Oby to była ostatnia wygrana rosyjskiej dezinformacji. Nie ma jednak pewności, że Moskwa po raz któryś już z rzędu, kiedy przegra na polu bitwy, przybierze maskę demokracji, by zacząć wszystko od nowa.

Brzeziński, podobnie jak Pipes pochodził z Polski. Myślenie obu sowietologów różniło się od większości amerykańskich analityków parających się strategią, którzy przywiązani byli do koncepcji stref wpływów. Zakładano w niej, że ZSRS ma prawo do posiadania własnej strefy wpływów. Niektórzy, jak Kennan, ciągle aktywny Henry Kissinger (ostatnio postulował oddanie na pastwę Federacji Rosyjskiej broniącej się Ukrainy), czy dużo młodszy John Mearsheimer (którego tezy chętnie powielane są nawet w Polsce) byli gotowi oddawać ZSRS/Rosji bardzo dużo… Jak wspominał Pipes w 1991 r., Kennan znalazł się w niezręcznej sytuacji, gdyż gratulowano mu triumfu jego strategii, co było nieporozumieniem, gdyż przeciwstawiał się on polityce Reagana, argumentując, że doprowadzi ona do III wojny światowej[69]. Było wręcz odwrotnie – ZSRS był zbyt słaby na konfrontację, dlatego sankcje gospodarcze (zwłaszcza w sektorze energetycznym, co również stało w sprzeczności z interesami Bonn, rozwijającego wówczas współpracę energetyczną z Moskwą), przyspieszyły jego rozpad. Koncepcja ładu światowego, w którym jednym z „żandarmów” miałaby być Rosja jest konstrukcją, która nie ma szans powodzenia. Moskwa nie jest zainteresowana utrzymaniem pokoju, gdyż nie jest w stanie rozwijać się w normalnych warunkach, jej rozwój immanentnie związany jest z ekspansją. Papier jednakże przyjmie wszystko. Kissinger udowodnieniu słuszności swojej koncepcji „World Order” poświęcił 350 stron[70], zrozumiałym zatem jest, dlaczego tak bardzo broni Federacji Rosyjskiej, która zmierza w kierunku już nie mocarstwa regionalnego, lecz państwa trzeciego świata.

Amerykanie w czasie zimnej wojny, ze względu na brak lepszego oparcia na kontynencie, przymykali oko na liczne zdrady RFN i próby prowadzenia samodzielnej polityki wschodniej. Świetnie niemiecką politykę skomentował doradzający w kluczowych latach 1981–1982 prezydentowi Ronaldowi Reaganowi prof. Richard Pipes – „Głównym problemem były Niemcy, którym żywotnie zależało na połączeniu się ze wschodnią częścią kraju […] Dla osiągnięcia tego władze w Bonn gotowe były do daleko idących ustępstw wobec Związku Sowieckiego. Uznawały, że cała Europa Wschodnia z wyjątkiem Niemiec Wschodnich leży w sowieckiej „strefie wpływów”. Ilekroć więc usiłowaliśmy pomóc mieszkańcom Europy Wschodniej w walce z prosowieckimi reżimami, Niemcy otwarcie odcinały się od nas. W grudniu 1981 roku, jak będzie mowa dalej, Niemcy powiedzieli nam wprost, że nie sprzeciwiają się wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, a Stany Zjednoczone nie mają prawa, „mieszać się w wewnętrzne sprawy” krajów podległych Moskwie”. […] Czołowe osobistości Niemiec uważały, że do krajów dysponujących wielką potęgą zbrojną nie można stosować norm moralnych. Carl F. von Weizsacker, wybitny fizyk niemiecki i brat prezydenta państwa, pisał, niedwuznacznie nawiązując do słów Reagana: «Polityka, dzieląca świat na dobrych i złych i uznająca największe mocarstwo, z którym musimy koegzystować, za siedlisko zła, nie jest polityką pokojową, nawet jeśli jej oceny moralne są słuszne»”[71]. Czy nie przypomina to postawy RFN w obliczu kryzysu wyborczego na Białorusi oraz wojny na Ukrainie?

Niemiecka mapa z 1969 r. przedstawiająca zjednoczone Niemcy, z NRD pod okupacją sowiecką oraz ziemiami wschodnimi pod czasowym zarządem polskim. Bonn nie było zainteresowane zmianą całej architektury bezpieczeństwa, lecz przede wszystkim zjednoczeniem Niemiec.

Ze słupków świadczących o potencjale gospodarczym i możliwościach rozwojowych wywnioskowano, że to również RFN po likwidacji żelaznej kurtyny będzie pierwszym sojusznikiem USA w Europie. Tak też było do prezydentury Donalda Trumpa. Początkowo do takiej polityki chciał również wrócić Joe Biden, lecz w obliczu zbliżającej się rosyjskiej agresji na Ukrainę zrozumiał, że z różnych względów nie może w tej kwestii liczyć na Berlin, błyskawicznie zacieśniając współpracę z lekceważoną na początku jego prezydentury Polską (jeszcze wcześniej rozpoczął się proces zbliżenia polsko-brytyjskiego).

Regionem Trójmorza tradycyjnie najbardziej zainteresowane były RFN i Federacja Rosyjska, które upatrywały w nim źródła swej potęgi. Chociaż Europa Środkowa znalazła swoje miejsce w polityce amerykańskiej, to jednak dopiero po 2014 r. zaczęła ona podobnie jak Ukraina i Białoruś zyskiwać swoje znaczenie. Region ten nie tyle może stać się źródłem potęgi USA, co zainwestowanie weń może przyczynić się do utrzymania amerykańskiej dominacji na świecie. Waszyngton powinien sobie zdawać sprawę, że tylko Trójmorze poszerzone o Ukrainą i Białoruś może powstrzymać Rosję i Niemcy przed domknięciem procesu wyługowywania amerykańskich wpływów z Europy. Przykłady z historii jak również wydarzenia z ostatnich lat pokazują, że w polityce międzynarodowej – wbrew poglądom głoszonym przez tzw. geopolityków – nie ma determinizmu. Mimo funkcjonowania narodów w pewnej kulturze strategicznej kształtującej się w czasie i przestrzeni, istnieje jeszcze szereg innych czynników, które pozwalają przełamywać nawet mocno zakorzenione schematy. Okazje wymagają jednak gotowości, gdyby nie praca intelektualna wykonana przez polskich sowietologów w USA, w otoczeniu prezydentów nie znaleźliby się tacy ludzie jak Brzeziński, czy Pipes (nie bez znaczenia były również kontakty ze środowiskiem polskiej emigracji pełniącego w latach 1981–1987 funkcję dyrektora CIA Williama Casey’a).

Czy III RP czerpała z dorobku myśli II Rzeczpospolitej i powojennej emigracji politycznej?

Kręgi współkreujące polską politykę zagraniczną w III Rzeczpospolitej w sensie ogólnym jak najbardziej odwoływały się do myśli II Rzeczpospolitej oraz emigracji politycznej, która stanowiła przedłużenie trwania przedwojennej Polski. Robiono to jednak bardzo wybiórczo. Odwoływano się przede wszystkim do koncepcji prometejskiej, co na prawie siedmiuset stronach przeanalizował Paweł Kowal, wyróżnił trzy idee, które miały wpływ na kształtowanie polskiej polityki wschodniej – „oprócz charakterystycznej dla ideologii PRL strategii opartej na resentymentach historycznych ważną rolę odgrywały dwie inne – krytyczna strategia „Kultury” z wzorcem w postaci prac Beauvois oraz afirmacyjna, bliska Janowi Pawłowi II, dla której wzorcem były prace Haleckiego, kontynuacją zaś, przykładowo syntezy historyczne Kłoczowskiego”[72]. O ile stwierdzenie to w szczegółach jest dyskusyjne – lecz nie miejsce na polemikę w tej kwestii – to jednak bez wątpienia można się zgodzić, że podejście neoprometejskie wywarło duży wpływ na polską politykę wschodnią.

W 1991 r. została powołana Grupa Wyszehradzka, co również można uznać, za pewne nawiązanie, tym razem do promowanych od 1939 r. przez różne stronnictwa polityczne koncepcji zbliżenia państw środkowo europejskich, wręcz łączenia ich w ramach jednej lub kilku mniejszych federacji. Polityka neomiędzymorska i neoprometejska była szczególnie widoczna w posunięciach i wypowiedziach prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Bez wahania chyba można nazwać go największym orędownikiem współpracy narodów środkowo-wschodnio europejskich oraz tych wyzwolonych w wyniku demontażu ZSRS. Był on największą przeszkodą na drodze realizacji rewizjonistycznej strategii politycznej Berlina i Moskwy. Niestety, mało kto wtedy na świecie dostrzegał to zagrożenie. Kiedy Berlin realizował kolejne etapy podporządkowywania sobie Europy, czego apogeum obserwujemy obecnie w postaci projektu federalizacji Unii Europejskiej, Moskwa na swój sposób starała odbudować się terytorialną, ludnościową i ekonomiczną potęgę imperium poprzez planowany cykl aneksji, w postaci ataku na Gruzję (powstrzymanego przez udziale polskiego prezydenta), zaangażowania w Syrii, aneksji Krymu i agresji na Ukrainę, w sferze ideowej posługując się hasłem Unii Eurazjatyckiej, która docelowo miała współpracować z Unią Europejską. Oba projekty zakładały jednakże utratę suwerenności narodów Trójmorza poszerzonych o Białorusi i Ukrainy, de facto nowy podział Europy, którego finałem miałoby być zmarginalizowanie wpływów USA, których rola miała być w myśl niemieckiej strategii sprowadzona do roli żandarma, mającego powstrzymywać Rosję przed pomysłami poszerzania swojej strefy wpływów za Odrę. Znakomicie niemieckie dążenia na Wschodzie przedstawił w 1986 r. wiceprzewodniczący frakcji SPD w Bundestagu Peter Glotz pisząc – „Europa Środkowa – co utrudnia nam zintensyfikowanie handlu i zacieśnienie powiązań naszych blisko ze sobą spokrewnionych kultur? Naiwnością byłoby obecnie kwestionowanie sojuszy. Niebezpieczne jest podważanie ustaleń z Jałty, ale może udałoby się zastąpić stare zasady nowymi? Nałożyć nowe struktury na stare, zachowując konsens między Wschodem a Zachodem?”[73].

Kolejne rządy zmieniające się w Warszawie, zajęte poważnymi problemami, najpierw związanymi z transformacją, potem wejściem do NATO i wreszcie do Unii Europejskiej prowadziły politykę – można powiedzieć – na wyczucie, wytyczając sobie bardzo ogólne cele w postaci związania Polski z Zachodem oraz oddziaływaniem na Wschód w taki sposób, by umożliwić tę samą drogę byłym republikom sowieckim. W żadnym z rządów nikt nie wpadł na pomysł, by powołać instytucję (think tank), który zająłby się analizą na poziomie strategicznym (meta), co wymagało nie tylko analizy bieżącego położenia Polski, lecz przede wszystkim przestudiowania historii polskiej polityki zagranicznej i idei oraz skonfrontowania jej w czasie i przestrzeni z tym, jak ewoluowały strategie głównych – z punktu widzenia polskich interesów – graczy. Oczywiście, istniały odpowiednie komórki w ministerstwach. Od początku funkcjonowało także przez prezydencie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, powstał Ośrodek Studiów Wschodnich, czy Studium Europy Wschodniej UW, były to jednak instytucje, które siłą rzeczy albo zajmowały się sprawami bieżącymi, albo ich zadaniem była edukacja, albo też ich praca miała wymiar operacyjny w postaci bieżącej polskiej aktywności na Wschodzie. Tak bardzo zlekceważono analizę strategii innych państw, że nie dostrzeżono, że zarówno Berlin, jak i Moskwa wciąż posługiwały się strategią geopolityczną. Gdyby chociaż chciano skorzystać z analizy posługującej się modelami historycznymi, czy chociażby sięgnięto po klasyczne prace polskich sowietologów, czy nawet publicystkę polityczną z pierwszy dwóch dziesięcioleci po wojnie, być może zrozumianoby, że polska polityka w porównaniu do innych państw nie odpowiada wyzwaniom, jakie generowało środowisko międzynarodowe. W stosunku do II Rzeczpospolitej, w III Rzeczpospolitej zainteresowanie myślą innych narodów jest jeszcze mniejsze, co sprzyjało zwodzeniu Warszawy na manowce oraz forsowaniu zmanipulowanych narracji, których celem jest pozyskanie jak największej liczby Polaków replikujących treści i poglądy szkodliwe dla nich samych.

Recepcja myśli „późnych” pism „Kultury” nie mogła zastąpić całego bogactwa myśli, którą zostawiła po sobie elita polityczna niepodległej Polski. Rozwój myślenia strategicznego w Polsce Ludowej był niemożliwy, w zasadzie nie uczono analizy na odpowiednim poziomie, gdyż za strategię odpowiadała Moskwa. Tym bardziej opozycja powinna była studiować to, co pisała emigracja formułująca swoje myśli w sposób nieskrępowany cenzurą, jak to miało miejsce w PRL. Niestety, lekcja z historii polskiej myśli politycznej nie została odrobiona, co mści się po dziś dzień i będzie mścić się nadal.

To, co było oczywiste dla dużej części polskiej emigracji, było zupełnie niezrozumiałe w III Rzeczpospolitej. Wchodząc do Unii Europejskiej nie zwrócono uwagi, że zjednoczone Niemcy będą dążyły do podporządkowania sobie Europy Środkowo-Wschodniej i dzięki niej zdominowania całego kontynentu. Tak przewidywała polska emigracja, Niemcy się nie zmienili, nie zmieniła się również ich strategia. Modyfikacji uległy jedynie narzędzia.

O ile brak rozpoznania niemieckiej strategii można złożyć na karb naiwności większości polskich rządów, o tyle już polityka nowego otwarcia w stosunkach z Rosją, prowadzona przez rząd Donalda Tuska, stanowiła egzystencjalne zagrożenie dla państwa polskiego. Kierujący resortem dyplomacji Radosław Sikorski realizował strategię, która była zaprzeczeniem realizacji polskich interesów opierając się na dwóch trójkątach: normandzkim (Polska – Niemcy – Francja) oraz kaliningradzkim (Polska – Niemcy – Rosja). Bezcenny czas, w którym Polska powinna wykorzystać do wzmocnienia swojej obronności został roztrwoniony i zmarnowany na umacnianie niemiecko-rosyjskiej strefy wpływów w Polsce. Okres ten obfitował w tyle kontrowersyjnych posunięć rządu, że zasługuje na wielotomową monografię opracowaną przez interdyscyplinarny zespół naukowców, w tym psychologów, którzy powinni zająć się fenomenem zdrady w elitach politycznych, czym swoją drogą dla wcześniejszych wieków zajmowali się już historycy.

Z pewnością Warszawa nie mogła mieć wpływu na amerykańsko-rosyjskie resety, lecz mogła lepiej prowadzić politykę informacyjną na temat Rosji, nie wdając się we współpracę z Federacją Rosyjską i RFN na takich zasadach, jak to zrobiła Platforma Obywatelska w ramach inicjatywy Trójkąta Kaliningradzkiego, który był de facto zaprzeczeniem idei Trójmorza, wręcz wstępem do rozbioru całego regionu.

Jak już wspominałem na poziomie bardzo ogólnych założeń polska polityka zagraniczna nawiązywała do koncepcji ULB autorstwa Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego, dość swobodnie rozumianego prometeizmu oraz myśli federalistycznej, chociaż raczej jako argumentu propagandowego używanego do nagłaśniania na Zachodzie roli polskiej emigracji w budowaniu wspólnoty europejskiej. Dążąc do wejścia do Unii Europejskiej nie wzięto pod uwagę wskazań, chyba wszystkich emigracyjnych frakcji, by przedtem zorganizować się w ramach Europy Środkowej, gdyż inaczej jej narody zostaną zdominowane przez Niemcy.

Przykłady historyczne dobitnie pokazują, że Europa Środkowo-Wschodnia płaci wysoką cenę za brak koordynacji polityki i bliższej współpracy między narodami Trójmorza w postaci wyzysku, a nawet swego rodzaju kolonizacji. Pozycja Niemiec, którą zdobyły po zjednoczeniu nie tyle wynikała ze scalenia RFN z NRD, lecz podporządkowania sobie gospodarczo-politycznego przez Berlin niemal całej Europy Środkowo-Wschodniej, z nadzieją na uzyskanie również wpływów na Ukrainie i Białorusi. To samo myślenie determinowało ekspansję rosyjską, której punktem kulminacyjnym było zażądanie w 2021 r. wycofania się NATO z flanki wschodniej. Celem nie była sama Ukraina. Rosja, rozzuchwalona błędami nowej administracji amerykańskiej, dokonała błędnej oceny i uznała, że nadszedł czas odzyskania wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej siłą, gdyż bez niej Rosja nie miałaby sił na dalszy rozwój i efektywną rywalizację z innymi mocarstwami, nie mówiąc już o Stanach Zjednoczonych, czy Chinach.

O rozbudowie infrastruktury komunikacyjnej na osi północ-południe myślano już w II Rzeczpospolitej oraz na emigracji (mapa z książki M.K. Dziewanowski, Nie jesteśmy sami (O krajach i narodach Międzymorza, Londyn 1947)

Pewnych błędów udałoby się uniknąć, nie od razu jednak można było wcielić w życie projekt integrujący państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Taka możliwość pojawiła się dopiero w sprzyjających okoliczności zewnętrznych, które wciąż się rozszerzają, począwszy od pierwszego spotkania Inicjatywy Trójmorza 29 września 2015 r. w Nowym Jorku. Prezydent Andrzej Duda podkreśla, że inicjatywa w tej kwestii wyszła ze strony Chorwacji. Nie bez przyczyny jednak chorwacka prezydent Kolinda Grabar-Kitarović zwróciła się w tej kwestii w pierwszej kolejności do prezydenta Polski. Formalny szczyt Inicjatywy z udziałem Austrii, Bułgarii, Chorwacji, Czech, Estonii, Litwy, Łotwy, Polski, Rumunii, Słowacji, Słowacji i Węgier, odbył się 25 sierpnia 2016 r. w Dubrowniku.

Projekt Trójmorza często wyśmiewany lub uważany za nieefektywny instrument polskiej polityki, gdyż np. zadrażniający nasze stosunki z Niemcami, zyskiwał na znaczeniu i realności dzięki narastającym sprzecznościom strategicznym między Waszyngtonem a Berlinem. Nie był to jedynie problem niedoinwestowania niemieckiej armii, na co zwracał uwagę Donald Trump. Ten brak wywiązywania się ze zobowiązań sojuszniczych w NATO, był pochodną niemieckiej strategii. Berlin wykluczał konfrontację z Moskwą, gdyż to ona generowała dla niego zyski polityczne w postaci zacieśniania kontroli nad Europą Środkowo-Wschodnią.

Czy Niemcy spodziewali się tak agresywnego posunięcia Kremla w związku z Ukrainą? Być może nie, ale od dawna byli gotowi ustępować Rosjanom w kwestiach suwerenności innych narodów, łudząc się, że uda im się utrzymać podział stref wpływów w Europie, w najgorszym przypadku przechodzący gdzieś między Odrą a Bugiem. Warto zwrócić uwagę na od wielu lat rozwijaną narrację o Polsce A (tej pasującej do Europy) i Polsce B (zacofanej, bliższej Wschodowi). Zarówno Niemcy, jak i Rosjanie myślą w kategoriach strategii długoterminowych. Nie można wykluczyć, że w niewypowiedzianym oficjalnie planie, z czasem doszłoby do takiego podziału. Gdyby Ukraińcy nie byli 24 lutego dostatecznie przygotowani i zdeterminowani, gdyby kierownictwo państwa zgodziło się na ewakuację, wreszcie, gdyby Rosjanie nie zlekceważyliby przeciwnika, mogłoby się okazać, że rosyjskie czołgi stanęłyby nad polską granicą. Co wówczas zrobiłby Berlin? Jeżeli nawet w sytuacji zupełnej kompromitacji i porażki rosyjskiej zachowuje lojalność wobec moskiewskiego partnera?

Dzięki agresji rosyjskiej do NATO zdecydowały się przystąpić wreszcie Szwecja i Finlandia, spełniając w ten sposób dążenie polskiej polityki zagranicznej od lat 20. XX wieku. Rosja ma obecnie do czynienia z jednym sojuszem na całej swojej granicy zachodniej, który dysponuje relatywnie silną (w stosunku do rosyjskiej) marynarką wojenną na Bałtyku i zwłaszcza dzięki Finlandii znacznie zwiększonymi siłami lądowymi. Nie wspominając już o utworzeniu dowództwa korpusu NATO w Polsce oraz nowych brygadach, które zostaną rozlokowane na całej flance wschodniej. Wszystko to komplikuje sytuację Rosji, ale także Niemiec, które zamiast marginalizować aktywność amerykańską na kontynencie obserwują jej wzrost, czego symbolem jest możliwość utraty kontroli nad główną partią opozycyjną w Polsce. Konflikt pokazał, że Europa Środkowo-Wschodnia we współpracy z USA i Wielką Brytanią jest wstanie podejmować wspólną niezależną od Berlina politykę. Widać to na przykładzie pomocy wojskowej i materiałowej dla Ukrainy oraz przekazu politycznego formułowanego zwłaszcza przez państwa bałtyckie, Polskę, Czechy, Słowację i Słowenię.

Wchodzimy w niezwykle interesujący etap. Można powiedzieć, że Polacy czekali na niego dwieście lat. Idee, jakie głosili w różnych swoich wariantach mają teraz szansę realizacji w najszerszym zakładanym przez nich zakresie, czyli w postaci bloku państw koordynujących swoją politykę obroną wobec Rosji, do których przede wszystkim zaliczają się Finlandia, Szwecja, Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Czechy, Słowacja i Rumunia, Słowenia, Chorwacja, Bułgaria oraz Węgry, błądzące obecnie po manowcach tzw. „realizmu”, próbujące egoistycznie wytargować dla siebie jak najwięcej (czy nie zakończą tej gry ostatecznie ze stratą, to się jeszcze okaże). Wbrew pozorom stanowisko Węgier cieszy nie tylko Moskwę, ale i Berlin, które jednakowo starają się nie dopuścić do pogłębienia współpracy państw Trójmorza. Wielką rolą Warszawy jest przekonanie Budapesztu do swojej wizji polityki wschodniej. Z pewnością nie będzie to proste. Niepokojący jest również fakt, że dyrektor gabinetu politycznego Victora Orbana Balázs Orban w książce poświęconej strategii nie znalazł miejsca dla Polski oraz dla Trójmorza (w przeciwieństwie do Niemiec, Rosji i Turcji), nawet w części historycznej nie wspomniał o roli Jagiellonów[74].

Głos większości państw środkowoeuropejskich i Wielkiej Brytanii w kwestii Ukrainy jest częścią głównej narracji NATO, którą wytyczają przede wszystkim USA. To głównie dzięki wsparciu Polski, USA i Wielkiej Brytanii Ukraina może się bronić. Chociaż Berlin liczy, że po wojnie to on będzie miał decydujący głos w jej odbudowie, nie wyjaśnia, w jaki sposób będzie chciał to pogodzić z polityką wobec Rosji? Może liczy, że nie będzie musiał, osadzając swoich nominatów w Kijowie, w Warszawie. Może nawet da sobie wmówić, że i w Moskwie (w co zawsze może zagrać Kreml, przecież Niemcy bardzo wspierali Aleksieja Nawalnego). Jak wówczas będą się układać stosunki zwłaszcza w trójkącie Berlin–Warszawa–Kijów? Co zrobi Berlin, jeśli realizacja niemieckiej strategii dotychczasowymi środkami będzie niemożliwa? Pytania te pozostawiam otwarte, chociaż trzeba zaznaczyć, że już teraz widać nerwowe zachowanie obecnego kanclerza Olafa Scholza, który na konferencji w Poczdamie zasugerował możliwość powrotu dyskusji o rewizji granicy polsko-niemieckiej – „Chciałbym powiedzieć, patrząc na Donalda Tuska, jak wielkie znaczenie mają układy, które wynegocjował Willy Brandt i raz na zawsze ustalona jest granica Niemiec i Polski po setkach lat naszej historii. Nie chciałbym, by jacyś ludzie szperali w książkach historycznych, by wprowadzić rewizjonistyczne zmiany granic. To musi być dla nas wszystkich jasne”[75]. Nie ma wątpliwości, że niezależnie kiedy zostanie pokonana (lub nie) Rosja i w jakim stopniu się to dokona, Polska musi mieć silną armię. W przypadku przegranej Rosji pozostaje również pytanie o status Białorusi, dlatego Warszawa już teraz powinna prowadzić intensywną akcję informacyjną na rzecz jej wyzwolenia i włączenia do zachodniego systemu bezpieczeństwa.


[1] E. Charaszkiewicz, Przebudowa Wschodu Europy. Materiały do polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego, „Niepodległość”, t. V, 1955, s. 125.

[2] R. Żurawski vel Grajewski, Hotel Lambert – dziewiętnastowieczny przykład „dyplomacji”, [w:] Rządy bez ziemi. Struktury władzy na uchodźstwie, red. idem, Warszawa 2014, s. 33.

[3] W. Sieroszewski, Beniowski, Warszawa 2013, s. 236–237.

[4] A. Nowak, Polska i trzy Rosje. Studium polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego (od kwietnia 1920 roku), Kraków 2001, s. 611nn.

[5] Vide chociażby jeden z ostatnich tekstów na ten temat na łamach portalu Klubu Jagiellońskiego: M. Kwiatkowski,  Historia zatoczy koło? O rozpadzie Rosji i federacji polsko-ukraińskiej myślał już Piłsudski, https://klubjagiellonski.pl/2022/09/09/historia-zatoczy-kolo-o-rozpadzie-rosji-i-federacji-polsko-ukrainskiej-myslal-juz-pilsudski/ (dostęp: 13.09.22).

[6] A. Nowak, Polska i trzy Rosje…, s. 611.

[7] K. Świtalski, Diariusz 1919 – 1935, oprac. A. Garlicki, R. Świętek, Warszawa 1992, s. 40.

[8] J. Piłsudski do L. Wasilewskiego, Warszawa, 8.IV.1919, [w:] L. Wasilewski, Piłsudski jakim go znałem, red. A. Friszke, Warszawa 2013, s. 216.

[9] J. Borzęcki, Pokój ryski 1921 roku i kształtowanie się międzywojennej Europy Wschodniej, Warszawa 2012,s. 200.

[10] L. Wasilewski, Piłsudski…, s. 242.

[11] Ibidem, s. 242.

[12] M. Wołos, O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925–1926, Warszawa 2013, s. 229 i 329.

[13] Realizacja programu prometejskiego wymagała przebudowy Europy Wschodniej, lecz nie można powiedzieć, by II Rzeczpospolita była państwem rewizjonistycznym, raczej przygotowywała się na moment, który umożliwiłby wcielenie pewnych idei w życie; vide: M. Kornat, Ruch prometejski i walka o przebudowę Europy Wschodniej (1918–1940), Warszawa 2012, s. 89–90; Ł. Dryblak, Pozyskać przeciwnika. Stosunki polityczne między państwem polskim a mniejszością i emigracją rosyjską w latach 1926–1935, Warszawa 2021, s. 373n.

[14] S. Mikulicz, Prometeizm w polityce II Rzeczpospolitej, Warszawa 1973, s. 287–288.

[15] M. Kornat, W kręgu ruchu prometejskiego. Związek Narodów Odrodzonych (1921–1923) i Instytut Wschodni w Warszawie (1925–1939), „Politeja”, 2004, nr 2, s. 366.

[16] M. Kornat, M. Wołos, Józef Beck. Biografia, Kraków 2020, s. 580–581.

[17] Ibidem, s. 586.

[18] Ibidem.

[19] Szerzej vide: M.P. Deszczyński, Podstawy strategiczne koncepcji „Międzymorza” (1921–1939) – zarys analizy krytycznej, [w:] Ład wersalsko-ryski w Europie Środkowo-Wschodniej 1921 – 1939, Kraków 2013, s. 253–283.

[20] M.K. Kamiński, Klęska państwa czechosłowackiego w 1938 roku, „Studia z Dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej”, t. XLIX, z. 2, s. 113nn.

[21] Międzymorze. Filar polityki zagranicznej czy wyraz „polskiego imperializmu”? [wywiad z M.P. Deszczyńskim], https://historia.interia.pl/aktualnosci/news-miedzymorze-filar-polityki-zagranicznej-czy-wyraz-polskiego-,nId,2005793 (dostęp: 14.09.22).

[22] M. Kornat, Profesor Oskar Halecki w życiu politycznym Polski i na forum międzynarodowym, [w:] Oskar Halecki i jego wizja Europy, red. M. Dąbrowska, t. III, Warszawa-Łódź 2014, s. 262.

[23] T. Orawski, Ukraina przed wyborem, „Intermarium Biuletyn”, R. IV, listopad 1948, nr 10, s. 13.

[24] T. Schaetzel, Wschodnia granica Międzymorza, „Intermarium Biuletyn”, nr 12, maj 1949, s. 27–29.

[25] W…ir, Na wschód od międzymorza, „Intermarium Biuletyn”, nr 12, maj 1949, s. 29–35.

[26] S. Sopicki, Polska po wojnie, Londyn 1942.

[27] T. Kiełpiński, Ku jakiej Polsce idziemy, Paryż-Angers [marzec] 1940, s. 17.

[28] Ibidem, s. 14.

[29] A. Mühlstein, The United States of Central Europe, „New Europe”, nr 1, 1.12.1940, s. 5–8.

[30]Idem, The United States of Central Europe, „New Europe”, nr 2, 1.01.1941, s. 32.

[31] Przykładowe artykuły promujące założenia polityki rządu: O związek państwowy organizujący Europę środkową. Rozmowa z min. Marianem Seydą, „Myśl Polska”, nr 1, 20.03.1941, s. 4.

[32]Ziemie polskie pod okupacją sowiecką, „Myśl Polska”, nr 6, 15.06.1941, s. 101–103.

[33] S. Kilian, Myśl społeczno-polityczna Tadeusza Bieleckiego, Kraków 2000, s. 252–253.

[34]Ibidem, s. 253.

[35] [PPS WRN], Manifest do ludów świata, luty 1941.

[36] H.W. Rom., O co walczymy, „Przedświt”, czerwiec-lipiec 1941, s. 17.

[37]Ibidem, s. 18.

[38] S. Łukasiewicz, Trzecia Europa. Polska myśl federacyjna w Stanach Zjednoczonych 1940–1971, Warszawa-Lublin 2010, s. 230.

[39]Ibidem, s. 232–235.

[40] J. Nečas, Za wspólną sprawę, „Przedświt”, 1.05.1941, s. 10.

[41] A. Hertz, Amerykańska wizja przyszłej Europy, „Przedświt”, 1.05.1941, s. 19.

[42] A. Adamczyk, Piłsudczycy w izolacji (1939–1954). Studium z dziejów struktur i myśli politycznej, Bełchatów 2008, s. 109.

[43]Ibidem, s. 97

[44] Wyciąg z przemówienia S. Kota na posiedzeniu Komitetu Politycznego Rady Ministrów o pożądanej polityce wobec Ukraińców na tle konfliktu polsko-sowieckiego, 26.03.1943, [w:] ibidem, cz. II, s. 99nn.

[45]Ibidem.

[46] O. Halecki, Federal traditions in Central Eastern Europe, „New Europe”, 1.12.1940, s. 11.

[47] Idem, Imperialism in Slavic and East European History, „The American Slavic and East European Review”, t. 11, 1952, nr 1, s. 1n.

[48] Idem, Historia Europy – jej granice i podziały, tłum. J.M. Kłoczowski, Lublin 1994, s. 164.

[49] R. Pipes, Żyłem. Wspomnienia niezależnego, tłum. D.M. Dastych, W. Jeżewski, Warszawa 2004, s. 170.

[50] P. Eberhardt, Geneza niemieckiej koncepcji „Mitteleeuropy”, „Przegląd Geograficzny”, t. 77, 2005, z. 4, s. 465.

[51] Ibidem, s. 470.

[52] K. Schlöegel, Środek leży na wschodzie. Europa w stadium przejściowym, tłum. A. Kopacki, Warszawa 2005, s. 28.

[53] Ibidem, s. 73.

[54] K. Schlöegel, Środek leży na wschodzie. Niemcy, utracony Wschód i Europa Środkowa, [w:] idem, Środek leży…, s. 21.

[55] Ibidem, s. 20.

[56] J. Alter, Niemcy jako przedpole w bipolarnym świecie, [w:] Przestrzeń i polityka. Z dziejów niemieckiej myśli politycznej, oprac. A. Wolff-Powęska, E. Schulz, Poznań 2000, s. 577, 581.

[57] A. Grabowsky, Przestrzeń i państwo a historia. Podłoże geopolityki (1960), [w:] ibidem, s. 606.

[58] P. Glotz, Niemiecko-czeskie drobnostki lub: myśli postrzępione na temat Europy Środkowej, [w:] ibidem, s. 639.

[59] H. Brill, Niemcy w obrębie geostrategicznych sił wielkich mocarstw i supermocarstw (1945–1990) (1993), [w:] ibidem, s. 671.

[60] Państwo niemieckie oparte jest na idei państwa pruskiego – „mimo wszelkich trudności nie zostało – jak się wydaje – zupełnie zniszczone dziedzictwo Prus z 18 stycznia 1701 r. oraz dziedzictwo utworzonej 18 stycznia 1871 r. Rzeszy”; F. Friedensburg, Pruskość i idea Rzeszy w dziesięć lat po upadku (1955), ibidem, s. 593n.

[61] „Pracując nad rozprawą doktorską, dokonałem zaskakującego odkrycia: stwierdziłem, że Rosja, zarówno przed rewolucją, jak i potem, była wielonarodowym imperium”, R. Pipes, Żyłem. Wspomnienia…, s. 75.

[62]Ibidem, s. 32–33.

[63] Z. Brzeziński, Plan gry. USA vs ZSRR, Warszawa 1990, s. 207–208.

[64] Ibidem, s. 207–208.

[65] Ibidem, s. 258–259.

[66] R. Pipes, Związek sowiecki dryfuje, [w:] idem, Rosja, komunizm, świat, tłum. A. Nowak, Sz. Czarnik, Kraków 2002, s. 169.

[67] Z. Brzeziński, Strategiczna wizja. Ameryka a kryzys globalnej potęgi, Kraków 2013, 250.

[68] Ibidem, s. 251.

[69] R. Pipes, Żyłem…, s. 107.

[70] H. Kissinger, Porządek światowy, tłum. M. Antosiewicz, Wołowiec 2016, s. 349–350.

[71] R. Pipes, Żyłem…, s. 159.

[72] P. Kowal, Testament Prometeusza. Źródła polityki wschodniej III Rzeczypospolitej, Warszawa – Wojnowice 2016, s. 686.

[73] P. Glotz, Niemiecko-czeskie drobnostki lub: myśli postrzępione na temat Europy Środkowej (1986), [w:] Przestrzeń i polityka. Z dziejów niemieckiej myśli politycznej, oprac. A. Wolff-Powęska, E. Schulz, Poznań 2000, s. 641.

[74] B. Orban, Tabliczka mnożenia. Rzecz o węgierskim myśleniu strategicznym, Warszawa 2022.

[75]  https://wgospodarce.pl/informacje/117071-niemcy-groza-rewizja-granic-dziwne-slowa-scholza (dostęp: 19.09.22).

Skip to content