
Kartka z kalendarza. 22 III 1943 – Zbrodnia w Chatyniu
Zbrodnia w białoruskiej wsi Chatyń jest jednym z symboli niemieckiego barbarzyństwa na okupowanych terytoriach wyrwanych z objęć sowieckiego imperium. Sposób przeprowadzenia zbrodni szokuje do dziś swoją brutalnością. Okrucieństwo Niemców w Chatyniu stało się inspiracją dla wielu artystów starających się poruszyć tematykę niemieckich zbrodni na wschodzie. Powojenna celebracja wydarzeń rocznicowych i sowieckie próby „wykreowania” Chatynia, jako miejsca pamięci o niemieckich zbrodniach są jednak interpretowane, jako sprytna sztuczka mająca na celu utrwalenie w zachodniej opinii publicznej przekonania, że zbrodni w Katyniu dokonali Niemcy. Wynika to z faktu, że w transkrypcji obu nazw na język angielski zachodzi bardzo duże podobieństwo: Khatyn i Katyn.
Przyczyna zbrodni
W odwecie za zabicie kapitana Schutzpolizei Hansa Woellke – oficera popularnego ze względu na przedwojenną sportową przeszłość, Niemcy zdecydowali o pacyfikacji leżącej najbliżej miejsca zamachu wioski. Niemiecka kolumna pojazdów, w której podróżował były mistrz olimpijski, wpadła w zasadzkę niecałe sześć kilometrów od wioski Chatyń. Niemcy podejrzewali, że mieszkańcy wioski byli związani z partyzantami, którzy dokonali ataku na kolumnę.
Przebieg mordu
Niemcy rozpoczęli pacyfikację 22 III 1943 roku rano. Do jej realizacji zostały wyznaczone dwa oddziały SS – Sonderkommando Dirlewanger i 118 batalion ukraińskiej policji. Ukraińcy byli zrekrutowani z rozbitych oddziałów Armii Czerwonej. Dowodził nimi Hryhorij Wasiura. Jednostka dowodzona przez Oskara Dirlewangera była jedną z najokrutniejszych niemieckich zbrodniczych formacji, które zajmowały się pacyfikacjami na wschodzie. W polskiej świadomości zapisał się udział ludzi Dirlewangera w pacyfikacji Powstania Warszawskiego.
Zbrodniarze zaprowadzili wszystkich mieszkańców wioski – łącznie z kobietami i dziećmi do stodoły, którą obłożyli słomą, oblali benzyną i podpalili. Tych, którzy próbowali uciekać rozstrzeliwali na miejscu. Pozostałe zabudowania wsi również spalili. Zbrodniarze zamordowali sto czterdzieści siedem osób w tym prawie osiemdziesiąt dzieci, z których najmłodsze miało siedem. Z pogromu ocalało sześć osób w tym, upamiętniony na pomniku, który dziś stoi w Chatyniu, Józef Kamiński kowal z wioski. Kamiński odnalazł w pogorzelisku swojego synka, który w chwili spotkania z ojcem jeszcze żył. Dziecko zmarło w wyniku oparzeń kilka chwil później.