Kartka z kalendarza. 24 marca – Zbrodnia w Markowej
Podczas okupacji niemieckiej w Polsce za pomoc i ukrywanie Żydów groziły surowe konsekwencje z karą śmierci włącznie. Udzielanie wsparcia żydowskim współobywatelom wymagało więc wiele odwagi i poświęcenia.
W powiecie jarosławskim, w Markowej koło Łańcuta żyło przed II Wojną Światową koło stu dwudziestu osób narodowości żydowskiej. Miejscowi Żydzi byli mordowani w obozie zagłady w Bełżcu lub podczas zbiorowych egzekucji pod Wólką Pełkińską. Większość Żydów z Markowej nie wierzyła w zapewnienia Niemców, że zgłoszenie się na dobrowolne przesiedlenie pozwoli im ocalić życie i znaleźć nowy dom w innym, wyznaczonym przez okupanta, miejscu. W większości ukrywali się więc poza zabudowaniami gospodarskimi – w okolicznych lasach i wśród nieużytków. Ukrywających się Żydów poszukiwali niemieccy żandarmi i polska granatowa policja.
Bohaterskie małżeństwo
Pomocy żydowskim obywatelom wsi udzielało małżeństwo rolników – Józef i Wiktoria Ulmowie. Byli rodzicami sześciorga dzieci: Stanisławy, Barbary, Władysława, Franciszka, Antoniego i Marii. W ich domu ukrywał się Saul Goldman wraz z czterema synami, Gołda Grünfeld i Lea Didner z córką. Donos do Niemców prawdopodobnie został zrealizowany przez polskiego policjanta Włodzimierza Lesia, który wcześniej sam pomagał Goldmanom, ale nie chciał im zwrócić zagarniętego wówczas majątku i postanowił się ich pozbyć. Niemcy wyruszyli do markowej w nocy 23 marca 1939. Na czele oddziału stał osobiście komendant żandarmerii z Łańcuta Eilert Dieken. Wraz zanim było jeszcze czterech Niemców: Josef Kokott, Michael Dziewulski, Gustaw Unbehend i Erich Wilde. Żandarmów miało wspierać kilku polskich policjantów. Znamy nazwiska dwóch spośród policjantów: Eustachego Kolmana i … Włodzimierza Lesia.
Żandarmi zabrali ze sobą policjantów i weszli do domu Ulmów. Zabili śpiących synów Goldmana i Gołdę Grünfeld. Później zamordowali dwóch pozostałych braci Goldmannów, Leę z córeczką i Saula Goldmana. Gdy zamordowano już wszystkich żydów Niemcy nakazali sprowadzić przed dom Józefa i Wiktorię i oboje ich zamordowali na oczach dzieci. Na końcu postanowili też zamordować wszystkie dzieci Ulmów łącznie z kilkunastomiesięczną Marysią. Po morderstwach Dieken z podwładnymi urządzili sobie w obejściu libację alkoholową. Majątek Ulmów, i ukrywających się u nich Żydów, wywieźli do Łańcuta gdzie stacjonowali.
Heroiczna pomoc
Dowodzący mordem Dieken zmarł w zachodnich Niemczech w 1960 roku. Po wojnie pracował w policji. Pozytywnie przechodził weryfikację denazyfikacyjną. Nigdy nie należał do NSDAP i SS. We wspomnieniach rodziny Dieken uchodził za osobę niezwykle miłą i kulturalną. Czasem wspominał pobyt w Polsce.
W polskie ręce trafił Jozef Kokott. Był czeskim Niemcem, wydany został przez władze czechosłowackie. Zmarł w więzieniu w Raciborzu na początku lat osiemdziesiątych. Kokott ze względu na okrucieństwo nazywany był „Diabłem z Łańcuta”. Wilde zmarł jeszcze w czasie wojny. Dziewulski i Unbehend pozostali bezkarni. Leś został zabity przez polskie podziemie jesienią 1944 roku. Nie wiele wiemy o innych pracownikach granatowej policji, którzy pomagali w mordzie.
Historia Ulmów jest przykładem heroicznej pomocy Polaków dla Żydów i tragedii polskiej wsi. W 1995 roku Ulmowie zostali uhonorowani tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W 2010 roku prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył Wiktorię i Józefa Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.