Premier Słowenii Janez Janša otrzymał nagrodę Człowieka Roku 2020 podczas XXX Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Prezentujemy sylwetkę tego barwnego polityka autorstwa Gorana Andrijanića.
To jedna z najciekawszych i najbardziej oryginalnych postaci politycznych w Europie Środkowej – konserwatywny mąż stanu, prowokujący debaty zarówno w rodzinnej Słowenii, jak i za granicą. Jest aktywny politycznie od prawie 40 lat, ale w tej chwili wydaje się być silniejszy niż kiedykolwiek. Jak w przypadku każdego wielkiego polityka, jego kariera, pełna wzlotów i upadków, wiele mówi nie tylko o nim, ale także o kraju, z którego pochodzi, i o czasach, w których działa.
Mówi to, co myśli
To Janez Janša, premier Słowenii. Funkcję tę pełni od marca 2020 roku i to po raz trzeci. Premierem był jeszcze dwa razy – w 2004 i 2012 roku. To informacja, która świadczy o ciekawej dynamice jego kariery politycznej. Dobrze znany w Europie od dawna, stał się jeszcze bardziej znany na świecie po tym, jak odmówił pogratulowania nowemu prezydentowi USA Joe Bidenowi zwycięstwa na Twitterze, jego ulubionym miejscu komunikacji, by następnie dzielić się wiadomościami, które podważały zwycięstwo kandydata demokratów.
Wcześniej otwarcie poparł Donalda Trumpa i powiedział, że zwycięstwo Bidena nie jest dobre, ponieważ będzie on „jednym z najsłabszych prezydentów w historii”.
Janša nigdy nie miał problemów z mówieniem tego, co myśli. Nigdy nie przejmował się poprawnością polityczną, którą uważa za szkodliwą i niebezpieczną.
Janšy wizja Słowenii
Dla części Słoweńców Janša jest bohaterem i pierwszą postacią w krótkiej walce Słowenii o niepodległość oraz zerwanie z Socjalistyczną Federacyjną Repibliką Jugosławii (SFRJ) w 1991 roku (pełnił wtedy funkcję ministra obrony). Ta część uważa go za jednego z nielicznych polityków, którzy nadal bronią interesów Słowenii, dlatego regularnie oddaje na niego głosy.
Działalność polityczna Janšy jest w pewnym sensie przedłużeniem wojennego zaangażowania. Jego główna teza głosi, że Słowenią nadal rządzą struktury postkomunistyczne, następcy dawnych wpływowych ludzi minionego systemu. Dzięki nim układ postkomunistyczny nadal wywiera wpływ na słoweńską politykę, gospodarkę, kulturę i media. To, co robi Janša, jest politycznym „wyzwalaniem” Słowenii spod wpływów tych struktur.
Nic więc dziwne, że lewicowo-liberalne elity opisują go jak osobę, która „szkodzi demokracji”. Lewica słoweńska jest gotowa użyć przeciw niemu absolutnie każdego oskarżenia i nie ukrywa, że uważa Janšę za swojego wroga numer 1. I się nie myli, ponieważ rzeczywiście nim jest.
Dysydent
Janez Ivan Janša urodził się w 1958 roku w Grosuplje, mieście w środkowej Słowenii, w katolickiej rodzinie słoweńskiego patrioty. Jego ojciec, także Ivan, został przymusowo zmobilizowany do Słoweńskich Domobranów, kolaboracyjnej formacji utworzonej przez Niemców, z której uciekł, po czym został jednak aresztowany. Miał zostać wysłany do obozu w Dachau, ale ułaskawiono go i oddano w ręce Słoweńskich Domobranów. Po kapitulacji Niemiec został aresztowany przez partyzantów Tito. Jego syn opowiadał, że ojciec cudem przeżył egzekucję jednostki Domobranów przez komunistycznych partyzantów Tito. Przeznaczona dla niego kula chybiła, a jemu samemu udało się zbiec z jaskini, do której komuniści wrzucili ciała zamordowanych. Setki jego towarzyszy nie przeżyły tej masakry. Dopiero niedawno Janša opowiedział publicznie historię o swym ojcu, która brzmi jak scenariusz filmu wojennego. Nie ma wątpliwości, że ukształtowała jego dzieciństwo.
Jako 17-latek Janša wstąpił do Słoweńskiej Partii Komunistycznej. To jest ta część biografii, którą wyrzucają mu dziś jego przeciwnicy. Polityk, który walczy z komunistami, a sam był przecież komunistą – przypominają na każdym kroku.
Są jednak dwa argumenty, na które powołują się zwolennicy Janšy w jego obronie. Po pierwsze, cała przestrzeń polityczna w Słowenii była zajęta przez partię komunistyczną, a zorganizowana opozycja nie istniała. Ten, kto interesował się polityką i chciał przez nią dokonać jakiejś zmiany, nie miał innego wyjścia, jak podjąć samotne próby zorganizowania opozycji, które skończyłyby w więzieniu, tak jak stało się to z Jože Pučnikiem. Większość polityków, którzy stworzyli państwo słoweńskie podczas słynnej „słoweńskiej wiosny”, to komunistyczni dysydenci (Dmitrij Rupel, Igor Bavčar i inni). Janša nie jest tu wyjątkiem.
Po drugie, bardzo wcześnie zaczął mieć problemy z komunistami. W połowie lat 80. był już klasycznym dysydentem, wyrzuconym dyscyplinarnie z partii. Dlatego krytyczna ocena ideologii komunistycznej pojawiła się u niego wystarczająco wcześnie. Trzeba zarazem dodać, że jego członkostwo w partii najczęściej krytykują ci, którzy pozostali w niej do samego końca, tzn. do ustanowienia wielopartyjnej demokracji w Słowenii.
„Słoweńska Wiosna”
Na Uniwersytecie Lubljańskim ukończył studia z zakresu obronności, co dało mu wielką wiedzę na temat problematyki Jugosłowiańskej Armii Ludowej (JNA), przeciw której będzie później walczył o niezależność Słowenii. Już w pierwszej połowie lat 80. pisał o niej krytycznie, za co właśnie został wyrzucony z partii.
Po tym wydarzeniu zaczął pisać teksty dla magazynu „Mladina”. Ten magazyn, kontrolowany wówczas przez młodzieżową sekcję Komunistycznej Partii Słowenii, był w tamtych latach dość opiniotwórczą platformą wyrażania opozycyjnych poglądów, choć w ramach obowiązującego systemu. Mogło się więc zdarzyć, że ktoś wyrzucony z partii mógł pisać w tym tytule.
W maju 1988 roku wybuchł wielki skandal, który naznaczył współczesną historię Słowenii oraz życie samego Janšy. Został on mianowicie oskarżony przez komunistyczny sąd wojskowy wraz z trójką innych pracowników pisma o posiadanie odnalezionych w redakcji tajnych dokumentów, w których była mowa o możliwości interwencji zbrojnej JNA, jeśli dojdzie do niepokojów w Słowenii (wówczas jednej z republik wchodzących w skład komunistycznej Jugosławii).
Po aresztowaniu trójki oskarżonych wybuchły zamieszki uliczne i demonstracje nazwane później „Słoweńską Wiosną“. Te wydarzenia pomogły wykrystalizować się demokratycznej scenie Słowenii, która skupiła elity niepodległościowe, w tym m.in. wielu intelektualistów. Opozycja zaczęła jednoczyć się, szybko dając do zrozumienia, że Jugosławia stworzona przez Tito nie jest dobrym miejscem do zamieszkania dla Słoweńców, i że nastał czas na niezależność i wielopartyjność.
Minister obrony
Współczesna scena polityczna Słowenii została uformowana w latach 1988-1989 w czasie pokojowych demonstracji, w których brali udział wszyscy: od komunistycznych dysydentów po punków (legendarny słoweński zespół punkowy Pankrti reaktywował się wówczas tylko z powodu demonstracji). Nawet słynny słoweński filozof marksistowski Slavoj Žižek był częścią ruchu, który wyrażał chęć ustanowienia demokracji liberalnej i opuszczenia SFRJ (choć później powiedział, że nawet wtedy pozostał wierny swym komunistycznym ideałom). „Słoweńska Wiosna“ to jedno z wydarzeń, które w oczywisty sposób zapowiadały rozpad Jugosławii Tito.
– To był decydujący okres w historii Słoweńców. W tym okresie dojrzewały wśród nas pewne kluczowe spostrzeżenia i wartości. W tamtym czasie Słoweńcy chcieli normalnie żyć. Chcieliśmy żyć tak, jak w Europie Zachodniej; bez strachu i otrzymując godziwe wynagrodzenie za uczciwą pracę. Chcieliśmy móc wybierać swoich przedstawicieli. To właśnie wtedy ukształtowało się centrum wartości narodu, które było kluczowe dla powodzenia plebiscytu i dla wydarzeń, które po nim nastąpiły – opisywał później ten okres Janša.
Polityk doczekał upadku muru berlińskiego w więzieniu, gdzie odsiadywał wyrok za „ujawnienie tajemnicy wojskowej”. Wyszedł na wolność, aby zostać ministrem obrony w pierwszym częściowo demokratycznym rządzie Słowenii (wówczas jeszcze wciąż formalnie wchodzącej w skład SFRJ) po kwietniowych wyborach 1990 roku. Zwyciężyła wówczas koalicja DEMOS, złożona z ugrupowań założonych przez najważniejsze postacie “Słoweńskiej Wiosny”. Sam Janša powołał do życia Słoweńską Unię Demokratyczną. W rządzie, w którym został ministrem obrony, premierem był chadek Alojz Peterle.
Nominacja Janšy, człowieka postrzeganego jako wielkiego nieprzyjaciela Jugosławii, była jeszcze jedną ważną informacją dla rządu w Belgradzie. Był to sygnał o pragnieniu niezależności, którą udało się osiągnąć po narodowym referendum w grudniu tego samego roku. Janša okazał się też jednym z głównych architektów zwycięstwa Słowenii w krótkiej wojnie przeciwko JNA, kontrolowanej przez przywódcę serbskich komunistów Slobodana Miloševicia.
Główna postać słoweńskiej polityki
Konflikt zbrojny trwał tylko 10 dni na przełomie czerwca i lipca 1991 roku. Kluczem do sukcesu małej armii słoweńskiej dowodzonej przez Janšę był fakt, że JNA nie zdołała wcześniej rozbroić słoweńskiej obrony terytorialnej. Zupełnie inaczej sytuacja potoczyła się w Chorwacji, gdzie tamtejsza obrona terytorialna została całkowicie rozbrojona i znalazła się w poważnych tarapatach, gdy JNA zaatakowała ją kilka tygodni później.
Słoweńcom pomógł też fakt, że Milošević i jego JNA postanowili skupić się na wojnie w Chorwacji, gdzie mieszkała znacznie liczniejsza mniejszość serbska. Nie podważa to jednak faktu, że Janša bardzo dobrze zaprojektował obronę Słowenii.
Po wygranej wojnie jego burzliwa kariera polityczna, która trwa do dziś, potoczyła się błyskawicznie. Janša stał się jedną z głównych postaci słoweńskiej polityki w ostatnich trzech dekadach. Świadczy o tym fakt, że nie było ani jednej kadencji parlamentu, w której nie zasiadłby w jego ławach jako poseł.
Walka z postkomunistami
Jego główną ideą polityczną była chęć rozliczenia się nowo powstałego państwa słoweńskiego z totalitarną przeszłością oraz wyrwania go spod wpływów antyrozwojowych grup wpływu wywodzących się z poprzedniego ustroju. Według niego kraj powinien dokonać rozrachunku z minionym systemem i zbrodniami popełnionymi przez komunistów. Ich polityczni następcy – twierdzi Janša – nadal tkwią głęboko w strukturach państwa słoweńskiego. Stworzyli „deep state”, które utrudnia pełny rozwój Słowenii i blokuje politykę zgodną z interesami narodu.
Należy zauważyć, że scena polityczna Słowenii od początku istnienia niepodległego państwa zdominowana była w dużej mierze przez postkomunistów. Były przywódca słoweńskich komunistów Milan Kučan w pierwszych wyborach prezydenckich w 1991 roku pokonał wspomnianego już opozycjonistę Jože Pučnika. Na tym stanowisku pozostał przez kolejną dekadę – do roku 2001.
Janša uważa Kučana za „mastermind” postkomunistycznej Słowenii. Jego zdaniem to człowiek, który nigdy tak naprawdę nie oddał władzy do końca i nawet po przejściu na polityczną emeryturę zachował wpływ na wszystko, co się działo w Słowenii – kraju, którego komuniści nie chcieli, ale kiedy go dostali, postanowili wykorzystać do realizacji własnych interesów.
– Myślę, że jest jasne, iż w słoweńskiej polityce ostatnich dziesięcioleci istnieje linia podziału. Chodzi o podział na tych, dla których niepodległość Słowenii była ważną opcją, oraz na tych, dla których taką nie była. W słoweńskiej polityce istnieją dwa światy. Jeden próbuje bronić faktów, a drugi opiera się na nietzscheańskiej filozofii, według której nie ma faktów, są tylko ich interpretacje – mówił Janša w wywiadzie z okazji 30. rocznicy niepodległości Słowenii.
Premier
Po raz pierwszy został premierem w 2004 roku, kiedy Słoweńska Partia Demokratyczna (drugie ugrupowanie w jego karierze polityczne) wygrała wybory parlamentarne. Był to pierwszy w pełni prawicowy rząd w historii kraju. Po raz drugi stanął na czele gabinetu ministrów w 2012 roku, ale musiał przedwcześnie odejść z tego stanowiska. Powodem było oskarżenie o korupcję w procesie dotyczącym kontraktu na dostawy fińskich czołgów Patria w okresie pierwszego rządu. W czerwcu 2013 roku polityk został uznany winnym zarzutów i musiał przerwać swą drugą kadencję na stanowisku premiera. Trafił wtedy po raz kolejny do więzienia. Wchodził do niego ośmielony przez swoich zwolenników. Uważał bowiem, że znów toczy się przeciw niemu proces polityczny, tak jak w czasach komunistycznych, a te prześladowania są najlepszym dowodem, iż słowiańskie sądownictwo nie zostało oczyszczone ze struktur postkomunistycznych.
Dalsze wydarzenia potwierdziły jego poglądy. Najpierw Trybunał Konstytucyjny przywrócił mu mandat posła, więc Janša prosto z więzienia przyszedł na obrady parlamentu. Potem w kwietniu 2015 roku Sąd Konstytucyjny uchylił wyrok skazujący, podając w uzasadnieniu, że oskarżenie przeciw premierowi nie zostało jednoznacznie udowodnione.
Te wydarzenia nie zachwiały wierną bazą wyborczą Janeza Janšy. Podczas wyborów w 2018 roku SDS uzyskała najwięcej mandatów, ale nie tak wiele, by objąć rządy. Janša nie mógł znaleźć partnerów do stworzenia koalicji, więc wycofał się do opozycji. Powstał centrolewicowy rząd Marjana Szarca, który w lutym 2020 roku stwierdził, że jego mniejszościowy gabinet nie może dalej sprawować władzy i podał się do dymisji. Miesiąc później Janša po raz trzeci został premierem.
Polityk zdeterminowany
Po doświadczeniu więzienia, jak mówią jego współpracownicy, stał się jeszcze bardziej zdeterminowany w walce ze strukturami postkomunistycznymi. Jak mówi słoweński publicysta Jože Biščak: „Janša nie jest człowiekiem, który w kwestii wolności, suwerenności i prawdy pójdzie na kompromisy. Ideologiczni i rodzimi spadkobiercy komunistycznego reżimu prześladują go od prawie czterech dekad. W końcu był więźniem politycznym w 2014 roku w Unii Europejskiej, w której powinny obowiązywać rządy prawa! A brukselscy biurokraci nie kiwnęli palcem ani nie podnieśli głosu przeciwko tej niesprawiedliwości”.
Cała ta sprawa najwyraźniej sprawiła, że konserwatywna część słoweńskiej sceny politycznej stała się bardziej podejrzliwa wobec brukselskiego establishmentu (choć nie wobec idei Unii Europejskiej). W tym świetle należy również odczytywać niedawną reakcję Janšy w sprawie nacisków na Węgry i Polskę w kwestii uwarunkowania funduszy unijnych przestrzeganiem praworządności. W liście do przywódców UE Janša napisał: „Zastosowanie pozatraktatowego instrumentu będzie oznaczało, że o tym, czy praworządność jest przestrzegana, będzie decydowała większość w Radzie Europejskiej, czyli większość polityczna, a to oznacza koniec UE”.
Jaka Europa?
Jak Janša widzi Europę, wyjaśnił w opublikowanym kilka lat temu tekście pt. „Czy mur berliński na pewno upadł z obu stron?”. Ta publikacja doskonale, dlaczego domaga on się, by nowe demokracje Europy Środkowej rozprawiły się ze swoim dziedzictwem komunistycznym. Napisał wówczas: “Jeśli zaakceptujemy tezę, że mur berliński upadł z obu stron, i że Unia Europejska przedstawia dziś kombinację wartości po obu stronach tego muru – demokracji i komunizmu – to będziemy wówczas otwarci na śmiercionośny wirus, który zniszczy organizm Europy i może doprowadzić do niebezpieczeństwa nowych Katyniów, Hudej Jamy (miejsce w Słowenii, gdzie partyzanci Tito mordowali cywilów – przyp. red.) albo Srebrenicy”.
W czasie zorganizowanej niedawno dyskusji online (w której oprócz niego wzięli udział m. in. premier Węgier Viktor Orban, prezydent Serbii Aleksandar Vučić i francuski europoseł François-Xavier Bellamy) Janša mówił o największym zagrożeniu dla Europy, którym według niego w tym momencie jest „kulturowy marksizm”: „To, co się teraz dzieje, opisane jest w »Manifeście komunistycznym« sprzed 200 lat. Budowanie nowego świata poprzez niszczenie narodu, rodziny, własności prywatnej i religii. To jest to, co się teraz dzieje przy udziale mediów, uniwersytetów, korporacji i niektórych partii politycznych. Im mniej głosów ktoś dostaje w wyborach, tym więcej mówi o demokracji, o wartościach, o tym, jak tworzyć nowy świat. Dzieje się coś, co jest sprytnie ukryte, ale każdy, kto zna historię i koncepcje polityczne, może wyraźnie zobaczyć, dokąd zmierzamy. To jest walka o nasz styl życia, o zachodnią cywilizację. W tej bitwie stawką jest coś znacznie większego niż tylko Unia Europejska czy instytucje europejskie”.
Jego poglądy przysparzają mu wielu wrogów, ale z biografii Janšy jasno wynika, że nigdy się ich nie bał, nawet gdy miał przeciw sobie znacznie silniejszych przeciwników. Premier Słowenii zdecydowanie opowiada się za swoimi przekonaniami oraz wizją swojej Słowenii i Europy, do której należy. Jak zawsze.
Fot. Vlada Republike Slovenije/Twitter