Dr Tomasz Teluk: Trójmorze to realizacja wizji Piłsudskiego. Czy możliwy jest sojusz z Francją?

Autor: Dr Tomasz Teluk
Podziel się tym wpisem:

Józef Piłsudski miał wizję niepodległych republik od Bałtyku po Morze Czarne. Podczas, gdy w dwudziestoleciu międzywojennym ziściła się ona niekompletna i na krótko, rozkwita właśnie dziś.

Naczelnikowi państwa swoją niepodległość zawdzięcza bezpośrednio Polska i Łotwa, a pośrednio także Litwa i Finlandia. Gdyby nie zwycięstwo Polaków w Wojnie 1920, Bolszewicy sowiezytowaliby kolejne obszary Europy. Marszałek był świadomy tego zagrożenia i rozgrywał swoją grę w nieprzyjaznym środowisku ówczesnych mocarstw.

Plan marszałka

W wizji Piłsudskiego kluczową rolę dla przyszłości Europy Środkowej miały odegrać państwa pomiędzy Niemcami a Rosją: Estonia, Łotwa, Białoruś, Ukraina, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia. Tymczasem Wielka Brytania zdradziła Warszawę i w imię pokoju z komunistyczną Rosją, gotowa była poświęcić te kraje, za cenę pokoju i umacniania swoich wpływów. Czyż nie podobną sytuację mamy dziś ze strony USA, gdy Waszyngton pozwala Kremlowi na energetyczną dominację w UE?

Sytuacja powtórzyła się przed II wojną światową, gdy Francja i Wielka Brytania wpierw rzuciły Hitlerowi na pożarcie Czechosłowację, a potem nie dotrzymały gwarancji militarnych wobec Polski. Józef Piłsudski osiągnął sukces, ponieważ równocześnie prowadząc wojnę, grał w swoją dyplomatyczną grę, negocjując nawet z wrogami. Jego wirtuozerii zawdzięczamy niepodległość, a wiele innych krajów zaczątki swojej państwowości.

W historii dla Zachodu mniejsze kraje Europy Środkowej często były niewarte istnienia a ich obywatele – niezdolni do wolności. Stąd determinacja ówczesnego rządu Polski do wykorzystania historycznej chwili i zawiązywania regionalnych sojuszy, które będą owocowały w przyszłości. Trójmorze to końcowy efekt tej wizji. Wizji Piłsudskiego, choć przez lata elity, na czele z Adamem Michnikiem, wmawiały nam, że powstała ona w redakcji paryskiej „Kultury”.

Karcący ton z Berlina

Warto zatrzymać się przy niej zwłaszcza, że Niemcy zaczynają wypychać Polskę z Unii Europejskiej. Gazowy deal z Putinem ośmielił Berlin do zarzucania Polsce, że do Unii nie dorosła i będzie musiała się starać, aby w niej zostać. „UE nie może tolerować w swoim gronie państwa, które nie uznaje prymatu prawa” – ostrzegają Niemcy, nawiązując do konfliktu z Brukselą o kwestie praworządności.

„Czy w UE jest miejsce dla Polski?” – pyta niemieckie Deutsche Welle. I odpowiada, że „w Europie nie może być miejsca dla krajów, w których większość nie popiera walki o demokrację i prawo”. „Jeśli w Polsce nie ma co do tego zgody, to nie ma ona przyszłości we Wspólnocie” – uważa Konrad Schuller w komentarzu „Byle nie Polexit” opublikowanym we „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”.

Choć Polexit jest uznawany w tekście jako najgorsze wyjście z możliwych, trudno nie dostrzec karcącego, ostrzegającego tonu pod adresem Warszawy, instytucjonalnie wzmacnianego groźbą zatrzymania środków z Funduszu Odbudowy, tak jak stało się to w przypadku Węgier.

Sojusz z Francją?

Wobec powyższego, należałoby się ponownie zastanowić na odnowienie strategicznego sojuszu z Francją. To właśnie Francuzi odegrali kluczową rolę w budowaniu fundamentów niepodległości Polski w roku 1920, dostarczając osamotnionym i zdradzonym Polakom wsparcie polityczne i pełne uzbrojenie. Gdyby nie Paryż, choć miał on w tym swój interes, losy naszego kraju mogłyby potoczyć się inaczej.

Obecnie warto rozważyć bilateralną współpracę w dziedzinie energetyki, zwłaszcza w perspektywie wyboru technologii jądrowej. W ciągu najbliższych czterech lat trudno spodziewać się czegoś dobrego ze strony USA, więc wybór Francji jest alternatywą. Jednakże taki krok powinien oznaczać zawiązanie strategicznego sojuszu z Paryżem przeciwko dominacji Berlina w Unii Europejskiej.

Pytanie, czy jest to możliwe z Francją prezydenta Macrona? Paryż musiałby udowodnić, że zależy mu na partnerstwie z Polską i Trójmorzem. Krokiem, który to potwierdzi byłoby zajęcie stanowiska po stronie Warszawy w sporze o praworządność czy rzekomą dyskryminację mniejszości LGBT. Tylko wówczas otwarcie drogi do dialogu stawałoby się realne. 

Skip to content