Tomański: jastrząb, gołąb, a może bezbarwny książę? Główna partia Japonii wybrała kandydata na nowego premiera

Autor: Rafał Tomański
Podziel się tym wpisem:

Japońska Partia Liberalno-Demokratyczna (LDP) wybrała 29 września nowego szefa. Po dwóch turach głosowania został nim Fumio Kishida, były minister spraw zagranicznych.

W 2005 roku Kishida pisał w liście do swoich wyborców: „Silne przywództwo jest ważne, ale władzy powinno się używać z pokorą. Władza, która zapomina o skromności, staje się dyktaturą”. Szefem japońskiego rządu był wówczas charyzmatyczny Jun’ichiro Koizumi, który właśnie przetaczał przez parlament jeden ze swoich największych i najbardziej kontrowersyjnych projektów – prywatyzację poczty. Kishida był wówczas od kilku lat skarbnikiem rządzącej LDP, a w rządzie Koizumiego pełnił funkcję wiceministra tzw. Mext, czyli resortu edukacji, kultury, sportu i nauki. W wyborach parlamentarnych we wrześniu 2005 roku, które premier Koizumi zarządził w trybie przyspieszonym jako karę za niesubordynację swoich posłów w kwestii poczty, Kishida zdobył mandat po raz piąty. To według niepisanej zasady LDP dawało mu prawo do ubiegania się o kierowanie własnym ministerstwem.

Bezbarwny polityk

Dwa lata później, pod koniec sierpnia 2007 roku, na dwa tygodnie przed niespodziewaną dymisją Shinzo Abe, który wówczas rządził po raz pierwszy, Kishida dostał nie jeden, ale kilka resortów. Abe przydzielił mu kwestie związane z Okinawą i Terytoriami Północnymi (które my znamy jako Kuryle), reformę biurokracji, sprawy społeczne oraz naukę i technologię. Na tych stanowiskach utrzymał go nowy szef rządu, Yasuo Fukuda. Później jednak przyszła zaskakująca klęska wyborcza LDP i na trzy lata partia, która od powstania w 1955 roku oddała władzę jedynie raz i to zaledwie na 10 miesięcy (w 1993 roku), teraz musiała przejść do opozycji aż na trzy lata.

Kishida wrócił wraz z kolejnym rządem tego samego Shinzo Abe. Dostał wówczas na skutek nominacji w ostatniej chwili resort spraw zagranicznych. Z jednej strony to prestiżowe stanowisko w rządzie wszędzie na świecie, ale wraz z cementowaniem procesu decyzyjnego przez konserwatywne środowisko Abe wokół samego premiera, politykę zagraniczną miała kształtować kancelaria szefa rządu a nie minister. Kishida miał zostać wybrany nie ze względu na umiejętności, ale na ich brak. Jako bezbarwny, transparentny polityk z dobrymi tradycjami i o nienagannych manierach (nazywano go często „księciem”) nadawał się do roli figuranta w MSZ, który nie będzie przeszkadzał Abe.

Jako polityk mniej lub bardziej bezbarwny Kishida nie popełniał błędów i wytrwale jeździł po świecie z licznymi wizytami. Nikt nie kierował japońskim MSZ dłużej od niego (pomijając powojennego premiera Shigeru Yoshidę, który łączył resort spraw zagranicznych z kierowaniem rządem w latach 50. ubiegłego wieku, jeszcze przed powstaniem LDP), minister przebył ponad 1,1 mln kilometrów odwiedzając 93 kraje podczas 59 wizyt zagranicznych.

Kishida miał swoje pięć minut podczas wizyty prezydenta USA Baracka Obamy w Hiroshimie. W swoim rodzinnym mieście, w którym cieszy się od początku politycznej kariery niemal niesłabnącym 50-proc. poparciem, Kishida był nie tylko ministrem spraw zagranicznych, ale i przewodnikiem Amerykanina podczas ważnej wizyty w 2016 roku.

Setny premier

Kishidzie przypisuje się także umowę z Seulem dotyczącą nowego porozumienia w sprawie kobiet wykorzystywanych seksualnie przez japońską armię podczas II wojny. Nową wersję umowy dopisano w 2015 roku do wcześniejszego głównego porozumienia z 1965, które przez dekady uchodziło dla Tokio jako jedyne słuszne i wyczerpujące wszelkie roszczenia strony koreańskiej. Kishida wypracował nową umowę ze swoim południowokoreańskim odpowiednikiem, jednak nagły upadek ówczesnej prezydent Park Geun-hye doprowadził do zmiany opcji politycznej na Południu i spory historyczne z Japonią ponownie stały się polityczną bronią.

To jednak już przeszłość. 29 września 2021 roku Kishida został 27. szefem LDP w historii. Partia powstała w 1955 roku i od tego momentu z zaledwie dwiema krótkimi przerwami nieprzerwanie sprawuje władzę w Japonii. Objęcie stanowiska premiera kraju pozostaje dla byłego szefa japońskiej dyplomacji jedynie formalnością. Czwartego października parlament zbierze się na dodatkową sesję i nowy szef partii zostanie oficjalnie ogłoszony setnym premierem w demokratycznej historii Japonii.

Kishida to przedstawiciel politycznej centroprawicy. Bliżej mu do poglądów środka niż konserwatystów. Pokonał pod względem długości kierowania MSZ poprzedniego rekordzistę, Shintaro Abe, ojca byłego premiera Shinzo Abe, który z kolei przed rokiem ustanowił rekord wszech czasów na tym stanowisku.

Przed czasami młodszego Abe szefowie japońskiego rządu zmieniali się mniej więcej co roku, dlatego do urzędu przylgnęła opinia „obrotowych drzwi”, które co chwila przyjmowały nowych premierów, by po niedługim czasie usunąć ich z rządu. Shinzo Abe rządził rekordowe siedem lat i osiem miesięcy, jednak jego następca, Yoshihide Suga, wieloletni szef kancelarii  Abe i współpracownik sprawdzony w wielu trudnych sytuacjach, podał się do dymisji po… roku. Istnieje podejrzenie, że obrotowe drzwi mogą ponownie dać o sobie znać.

Starcie z Taro Kono

Kishida podczas krótkiej, dwunastodniowej kampanii przed wyborami na szefa partii zapowiadał stworzenie szeregu tymczasowych szpitali dla chorych na Covid-19. Przez ostatnie tygodnie przez Japonię przechodziła czwarta fala koronawirusa, a dopiero dzień przed głosowaniem w LDP odchodzący premier Suga zapowiedział zniesienie stanu wyjątkowego obowiązującego na terenie większości prefektur. Z początkiem października pierwszy raz od wiosny Japonia będzie oficjalnie wolna od pandemicznych obostrzeń. Lokalne władze będą wciąż w stanie nakładać dodatkowe ograniczenia działania przedsiębiorstw i punktów usługowych, jeżeli liczba chorych zacznie się miejscowo zwiększać.

Za walkę z Covid-19 odpowiadał w obecnym rządzie główny konkurent Kishidy, Taro Kono. To także były szef MSZ, który kierował również japońskim ministerstwem obrony. Przed środowym głosowaniem wszystko wskazywało, że to właśnie on będzie w stanie przekonać do siebie członków własnej partii w skali zarówno kraju, jak i parlamentu (w pierwszej fazie głosowania po tyle samo, czyli po 383 głosy mieli zarówno przedstawiciele władz regionalnych, co obecni parlamentarzyści z obu izb japońskiego Sejmu i Senatu). Kono przegrał pierwszą rundę szerokiego głosowania w skali całego kraju zaledwie jednym głosem z Kishidą (255 do 256), ale w drugiej wiadomo było, że nie ma co liczyć na wygraną. Kilka godzin przed głosowaniem trzecia w sondażach ultrakonserwatywna Sanae Takaichi, była minister spraw wewnętrznych popierana przez najsilniejszego obecnie w partii Shinzo Abe, zapowiedziała przekazanie swoich głosów na Kishidę. Wyborcy czwartej kandydatki, Seiko Nody nie mieli już w tej układanie znaczenia.

Ostatecznie Kishida w dogrywce pokonał Kono 257 do 170. Do głosów parlamentarzystów LDP doliczono poparcie kandydatów ze wszystkich prefektur kraju (w tej regionalnej skali bezapelacyjnie wygrywał Kono, bo 39 do 8).

Kishida zapowiadał miliardy dolarów na rozwój japońskiego sektora badań i rozwoju. Chce stawiać na przedsiębiorstwa innowacyjne, zdolne do konkurowania na świecie. Planuje szeroki plan pomocy dla biznesu, który ma opiewać na kolejne dziesiątki, a nawet setki miliardów dolarów. Mówi o nowym podejściu do polityki fiskalnej, ma zamiar skupić się na wyrównywaniu szans dla obywateli, a nie pogłębianiu i tak coraz bardziej wyraźnych przez dekady stagnacji nierówności społecznych. Dotychczas dał się poznać jako polityk wyważony, który nie podejmuje niespodziewanych decyzji (Kono bez ostrzeżenia wycofał się w 2020 roku z planu dozbrajania Japonii w amerykańskie systemy antyrakietowe Aegis) i nie zadaje w dyplomacji trudnych pytań. Kono był z kolei kandydatem bardzo popularnym w mediach społecznościowych, dobrze mówiącym po angielsku (nie jest to częste w japońskiej polityce) i do tego promującym japońską popkulturę (prywatnie jest fanem mangi). Ze względu na zmianę pokoleniową, jakiej podlega japoński parlament, Kono zyskiwał poparcie młodych członków LDP. Obecnie w obu izbach jest ich niemal tyle samo co parlamentarzystów-weteranów wybieranych od dekad na stanowiska. Zapowiadana przez japońskie media rewolucja młodych, którzy nie chcieli popierać skostniałego systemu partyjnych frakcji i głosować jak ich starsi mentorzy, nie doszła do skutku. Wygrana Kishidy wskazuje, że japońskie frakcje mają się dobrze i wciąż rozdają karty w polityce głównego szczebla.

Polityka wobec sąsiadów

Kishida oznacza teoretycznie szansę na poprawę stosunków z Koreą Południową, ale jednocześnie może pogorszyć relacje z Chinami. Uchodzi za polityka chcącego pociągnąć do odpowiedzialności Pekin w kwestii potencjalnego łamania praw człowieka w społeczności Ujgurów w Xinjiangu, zachodniej prowincji kraju. Taro Kono miał być teoretycznie wobec Chin bardziej pobłażliwy, ale zdaniem mediów powodem tego były jego biznesowe powiązania z chińskimi firmami.

4 października zostanie zwołana dodatkowa sesja parlamentu, na której Kishida zostanie zaprzysiężony na setnego premiera w historii Japonii. Następny miesiąc przyniesie ogólnokrajowe wybory do izby niższej. Opozycja pozostaje jednak zbyt podzielona, by móc pokonać rządzącą LDP, dlatego Kishida może liczyć na utrzymanie stanowiska po głosowaniu.

Nie jest jeszcze znany termin wyborów parlamentarnych. Konstytucja dopuszcza maksymalne odłożenie go do 28 listopada, japońskie media spekulują, że Japończycy wybiorą parlamentarzystów jeszcze w październiku.

Autor jest dyrektorem Działu Chin i Azji Wschodniej Europejskiego Centrum Projektów Pozarządowych, byłym korespondentem Polskiej Agencji Prasowej z Pekinu.

Skip to content