Wywiad z Michaelą Zahorską, chrześcijanką ewangelikalną, działaczką na rzecz stosunków czesko-izraelskich

Podziel się tym wpisem:

Zapraszamy do lektury pierwotnie opublikowanego przez Europejskie Centrum Projektów Pozarządowych wywiadu z Michaelą Zahorską, chrześcijanką ewangelikalną, działaczką na rzecz stosunków czesko-izraelskich.

Philip Earl Steele – Michaela Zahorska, Miša, jestem wdzięczny za tę okazję, by z Tobą porozmawiać.

Protestantyzm na ziemiach czeskich sięga ponad 600 lat wstecz, do ruchu zapoczątkowanego przez posługę Jana Husa. Ale co z tym znacznie młodszym ruchem wewnątrz protestantyzmu – mianowicie, z ewangelikalizmem? Kiedy mówimy o chrześcijanach ewangelikalnych, mamy oczywiście na myśli baptystów i zielonoświątkowców i podobne wyznania chrześcijańskie. Jak opisałabyś dziś ich obecność oraz publiczny wizerunek w Czechach?

Michaela Zahorska – Czechy to jeden z najbardziej ateistycznych krajów w Europie. Ostatni spis powszechny z 2011 r. wykazał, że jest nieco ponad dwa miliony wierzących, czyli około jednej piątej populacji. W 1918 r., kiedy ludność ziem czeskich również liczyła około dziesięciu milionów, ponad dziewięć milionów ludzi było wierzącymi. Nastąpił zatem gwałtowny spadek w ciągu ostatniego stulecia.

Obecnie u nas zarejestrowanych jest około 40 kościołów i związków wyznaniowych. Największym jest Kościół Katolicki, do którego w 2011 roku należało 1,1 mln osób. Daleko w tyle za nim jest Ewangelicki Kościół Czeskobraterski, potem Czechosłowacki Kościół Husycki, oraz Kościół Prawosławny. Ich wspólna liczba wyznawców sięga setki tysięcy. Do kościołów ewangelikalnych należy kilka tysięcy Czechów. Kościół Apostolski, którego jestem członkiem, liczy około 500 osób.

W czasach reżimu komunistycznego chrześcijanie byli prześladowani. To zniechęciło wielu do chodzenia do kościoła, nie mówiąc już o aktywności w nich. Z tego powodu dzieci były rzadko wychowywane w wierze, a o Bogu raczej nie mówiło się w domu – w przeciwnym razie dzieci mogłyby nieumyślnie ujawnić przekonania religijne, a to mogłoby mieć negatywny wpływ na ich przyszłość. A jednak po rewolucji 1989 r., kiedy nie było już groźby prześladowań, sytuacja się nie poprawiła. Nowe pokolenie nic nie wiedziało o Bogu. Jednak w małych enklawach wiara w Niego była pielęgnowana przez silnie wierzące osoby, które – nawet za cenę uwięzienia – dotrzymywały swoich religijnych zobowiązań, gromadziły w domach grupy wiernych i prowadziły ewangelizację oraz inne działania misyjne. Wielu z nich spędziło lata w więzieniu, niektórzy nawet tam zginęli.

Ph.E.S. – Proszę, opowiedz nam o swoim własnym kościele w Brnie – i dlaczego współczesny Izrael jest tak ważny dla Twojego kościoła.

M.Z. – Dzięki niektórym z tych mocno wierzących osób, o których wspomniałam, znalazłam swój własny kościół. Za to jestem im i Bogu wdzięczna. Nieco później przybyli ewangeliści z innych krajów. Wierzący ze Szwecji założyli w moim mieście, w Brnie, kościół, który nazwali Słowem Życia. Otworzyli też uczelnię biblijną. Podczas moich studiów tam zaczęłam rozumieć, że Biblia jest księgą żydowską oraz to że Żydzi są narodem wybranym przez Boga. Z biegiem czasu poczułam się powołana do służenia tym ludziom.

Utworzyłam grupę modlitewną. Naszym zadaniem była jednak nie tylko modlitwa, ale także dzielenie się z innymi kościołami donośnym przesłaniem o żydowskich korzeniach naszej wiary. Na przykład pojechaliśmy w podróż misyjną do Bułgarii i odwiedziliśmy kilka kościołów, w których spotkaliśmy wierzących, którym na sercu też leżał naród żydowski. W następnym roku wspólnie z pastorami z Bułgarii zorganizowaliśmy seminarium modlitewne o zbawieniu Izraela. Dla wszystkich był to bardzo błogosławiony czas, a nasze wspólne modlitwy otworzyły bramy dla innych wyznań kościelnych. Razem z proboszczem Kościoła Apostolskiego na Słowacji organizowaliśmy regularne konferencje, aby omawiać znaczenie współpracy między chrześcijanami i Żydami, badać żydowskie korzenie naszej wiary i szukać sposobów pomocy im, nie tylko poprzez modlitwę. Na konferencjach tych uczestniczyli pastorzy z całego świata, w tym z Izraela. To wtedy nawiązaliśmy kontakt z wierzącymi w Polsce, gdzie kontynuowaliśmy nasze konferencje.

Z czasem otworzyła się dla nas droga na Ukrainę. Powstała tam organizacja Chevra, która z oddaniem opiekuje się osobami potrzebującymi pochodzenia żydowskiego, niezależnie od tego, czy są wierzącymi, czy nie. Otrzymują paczki żywnościowe, opiekę medyczną – i oczywiście naszą modlitwę. Ich okropne warunki życia nie tylko nas szokowały, ale często doprowadzały do płaczu. Nikt, kto nie widział tego na własne oczy, nie może sobie tego wyobrazić. Mieszkania bez ogrzewania, bez łazienki i WC… chorzy, którzy nie mają lekarstw. Dzięki współpracy z ludźmi z Polski zaprzyjaźniłam się z kilkoma osobami na Ukrainie i znalazłam swoje miejsce w rodzinie mesjańskiego rabina z Krzywego Rogu. Mój kościół kilkakrotnie go zaprosił do nas, aby nas uczył i informował o sytuacji swoich braci. Kilka razy jeździłam pociągiem do niego nocą, w kuszetce. Bardzo podobały mi się te pociągi ze względu na możliwość rozmowy z ludźmi podczas podróży i poznawania ich niesamowitych historii życiowych.

Od dwóch lat, z powodu pandemii, Konwokacja Wszystkich Narodów w Jerozolimie, organizowana przez Toma Hessa i jego żonę Kate, odbywa się wyłącznie online. Na jednym z wcześniejszych Konwokacji spotkałam się z proboszczem Kościoła Apostolskiego w Pradze i zaczęłam współpracować z tym kościołem. Zaczęłam tam mówić o miłości do narodu żydowskiego, przekazywać im podstawowe informacje o judaizmie itp. W końcu zostałam członkinią. Dziś ten kościół regularnie modli się o zbawienie ludu Izraela i wspiera mnie w prowadzeniu zespołu modlitewnego w Brnie.

Ph.E.S. – Dzięki również i naszym poprzednim kontaktom, wiem że spędziłaś dużo czasu w Izraelu. Które Twoje doświadczenia tam miały największe znaczenia dla Ciebie?

M.Z. – Zakochałam się w Jerozolimie, regularnie odwiedzając miasto – często jako towarzyszka Żydów, którzy nigdy tam nie byli. Chodziłam do różnych kościołów mesjańskich w Jerozolimie. Kilka razy zgłosiłam się też na ochotnika do armii izraelskiej, w ramach dobrze znanego programu Sar-El. Bardzo interesujące było moje spotkanie z kościołem mesjańskim w Maale Adumim, na wschód od Jerozolimy. Tam spotkałam się z ministrem zdrowia i majorem izraelskiej armii. Zatrzymałam się też na 3 miesiące w Arad. To miasto leżące na pustyni, a większość jego ulic to właściwie ślepe uliczki. Za nimi jest tylko pustynia Negew lub widok na Morze Martwe albo Jordanię. W Aradzie służyłam w organizacji Teen Challenge, która zajmuje się młodymi matkami walczącymi z różnymi przeciwnościami, opiekując się swoimi dziećmi. To było bardzo cenne doświadczenie. Przykładowo, często modliłam się całą noc, o ochronę dla młodej matki o imieniu Grace i jej córeczki, która nieustannie krzyczała z przerażenia. Organizacja ta była prowadzona przez Republikę Czeską, a dom, w którym mieszkały te kobiety, prowadziła Amerykanka. Nie znam zbyt dobrze angielskiego, więc często polegałam na Duchu Świętym jako moim tłumaczu. Ponieważ byłam tam podczas Dni Pokutnych – czyli żydowskich świąt Rosz Haszana, Jom Kippur i Sukkot – poszłam do najbliższej ortodoksyjnej synagogi na skraju pustyni i zostałam tam życzliwie przyjęta. Śpiew wypełnił synagogę obecnością Bożą. Tak było zwłaszcza podczas Jom Kippur, kiedy szłam nocą do synagogi, a potem rano musiałam unikać wilków szukających na obrzeżach Aradu czegoś do zjedzenia. Poszłam też do lokalnego kościoła mesjanistycznego, który gromadził się w centrum turystycznym w Tel Arad, ponieważ był on stale narażony na ataki ultraortodoksów. Spotkałam tam miłego rosyjskiego Żyda, który jest moim przyjacielem do dziś. Odwiedzamy się tak często jak to możliwe.

Ph.E.S. – Jak scharakteryzowałabyś stosunki czesko-izraelskie dziś? A jaki rodzaj lobbingu podejmuje Twój kościół wraz z innymi na rzecz pogłębiania tych stosunków?

M.Z. – W ostatnich latach w Czechach powstało wiele organizacji, które starają się przekazywać miłość do Izraela i uczyć korzeni naszej wiary oraz podkreślać potrzebę modlitwy za naród wybrany. Należą do nich Operacja Estera, ICEJ (Międzynarodowa Ambasada Chrześcijańska w Jerozolimie), CAFIA (Czeskie Stowarzyszenie Przyjaciół Izraela), Chevra, TJC2 (W Stronę Soboru Jerozolimskiego II) oraz różne grupy modlitewne i artystyczne w całym kraju. Wszystkie te grupy są ze sobą w kontakcie i regularnie współpracują. Wspierają się nawzajem modlitwą, promują swoje różne wysiłki za pośrednictwem mediów i zbierają niezbędne fundusze. Organizują wspólne zgromadzenia publiczne na rzecz państwa Izrael, obchody świąt żydowskich, konferencje. To wspaniała współpraca międzywyznaniowa.

Ostatnio jednak pandemia uniemożliwiła spotkania twarzą w twarz. Ale dzięki mediom powiększyły się szeregi sympatyków Izraela. Czeskie Stowarzyszenie Przyjaciół Izraela prowadzi Karel Sedláček. Dzięki niemu w czeskim parlamencie powstał Koło Sprzymierzeńców Izraela; Karel Sedláček jest jego wiceprzewodniczącym i dyrektorem zewnętrznym. Koło Sprzymierzeńców Izraela współpracuje z członkami Koła Sprzymierzeńców Chrześcijańskich w Knesecie (KCAC). „Dyplomacja oparta na wierze jest najpotężniejszą bronią, jaką mamy w arsenale izraelskiego poparcia międzynarodowego”, mówi dyrektor KCAC, Josh Reinstein. Dziś Koło Sprzymierzeńców Chrześcijańskich w Knesecie współpracuje z prawie 50 kołami sprzymierzeńców w parlamentach na całym świecie dzięki wysiłkom koordynacyjnym Israel Allies Foundation. Jest coraz więcej takich krajów. Innym przejawem Bożej mocy było założenie w Jerozolimie czeskiego Domu Modlitwy, który działa tam już od 8 lat. Obecnie boryka się z problemem utrzymania swojej działalności z powodu covidu, ale dzięki wsparciu modlitewnemu i praktycznej współpracy uda nam się wyjść obronną ręką.

Ph.E.S. – Rzeczywiście, miejmy nadzieję, że pandemia zbliża się do końca. Może międzynarodowe podróże wkrótce zostaną wznowione. Jaka jest skala izraelskiej turystyki do Czech i vice versa? Czy Twój kościół wyciąga rękę w jakiś szczególny sposób do izraelskich turystów?

M.Z. – Z powodu covidu podróżowanie do Izraela nie jest w tej chwili łatwe, dlatego modlę się, żeby to wkrótce się zmieniło. W końcu wielu z nas chciałoby nie tylko pojechać do naszych przyjaciół w Izraelu, ale przede wszystkim do czeskiego Domu Modlitwy. Trzeba też odwiedzić zaprzyjaźnione z nami kościoły mesjańskie i nawiązać z nimi dalszą współpracę. Sytuacja jest jednak nieco lepsza dla obywateli Izraela. Na razie mogą do nas przyjeżdżać posługując się paszportem covidowym. Myślę, że w Izraelu jest duże zainteresowanie podróżami do Czech. Izraelczycy czują się u nas bezpiecznie i nie narzekają na antysemityzm. Przyjeżdżają z różnych powodów. Jedni studiują na naszych uniwersytetach, inni w celach turystycznych, jeszcze inni robią tu interesy. Studenci mówią, że u nas jest łatwiej dostać się na studia niż w Izraelu. Wielu Izraelczyków znajduje tu partnera życiowego i zostaje. A to czyni jeszcze łatwiejszym celebrowanie trwającego od pokoleń małżeństwa czesko-izraelskiego.

Skip to content